Donald Tusk. Fot. PAP/Adam Warżawa / Canva
Donald Tusk. Fot. PAP/Adam Warżawa / Canva

Pozamiatana opozycja. Jak PiS zabrał liberałom znaczek „ekspertów od ekonomii”

Rafał Woś Rafał Woś Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 182
Dawno, dawno temu wśród polskich wyborców panowało przekonanie, że - co jak co - ale na gospodarce to polscy liberałowie znają się lepiej od PiSowskich „analfabetów ekonomicznych”. Dziś widać jednak, że z tamtego wrażenia nie zostały nawet drzazgi. Tu faktycznie zaszła zmiana.

W tej kampanii opozycja odpuściła sobie gospodarkę

Nawet średnio uważny obserwator polskiej polityki zauważył pewnie bez trudu o czym NIE BYŁA kończąca się na naszych oczach kampania wyborcza. Mówiło się w niej o wielu rzeczach. O migrantach i wizach, o Unii i o Niemcach, o Rosji i o Ukrainie. Ale o gospodarce nie było prawie nic. Lub - w najlepszym razie - bardzo niewiele.

Odpuszczenie tego pola było bardzo świadomym wyborem polskiej opozycji. Koalicja Obywatelska kompletnie odmówiła bicia się z PiS-em na tematy ekonomiczne. Z początku trochę próbowali. Szybko jednak okazało się, że nie mają do zaproponowania nic innego poza głoszeniem, iż to oni są dziś zwolennikami 800+ i generalnie uważają niższy wiek emerytalny (też uchwalony przez PiS) za optymalne rozwiązanie. To jednak rodziło nieuchronne pytanie „dlaczego u licha mamy wybierać was, którzy nie dali się przeszłości poznać jako zwolennicy redystrybucji albo wzmacniania polskiego pracownika?”.

Lewica była w podobnej matni. W praktyce z niej nigdy nie wyszła i nie znalazła ani pomysłu ani wiarygodności do przekonania kogokolwiek, że w gospodarce będą stanowić jakiś rodzaj wartości dodanej nad to, co oferuje PiS. I tylko samotny Ryszard Petru realizował desperacki plan, by w oparciu o parę przedpotopowych liberalnych haseł odbić wyborców słabnącej Konfederacji na rzecz Trzeciej Drogi.


To PiS chciał mówić o gospodarce. Opozycja wolała tematu unikać

W praktyce jedyną siłą, która chętnie mówiła w tych ostatnich miesiącach o gospodarce byli więc właśnie rządzący PiS-owcy. To pole im leżało. To był ich mecz u siebie. Chętnie pokazywali statystyki spadającej inflacji (z 18 proc. w lutym do 8 we wrześniu) albo najniższe w historii bezrobocie. Oczywiście do gry weszły też programy socjalne (800 plus, dodatkowe emerytury) czy parasocjalne (darmowe autostrady i leki). To również z inicjatywy rządzących ściśle gospodarcze tematy (wiek emerytalny, kwestia prywatyzacji strategicznych sektorów) pojawią się 15 października na karcie referendalnej. Momentami można było nawet odnieść wrażenie, że PiS w temacie polityki ekonomicznej PiS nie zdążyło się rozkręcić. Nie mieli szans docisnąć pedału gazu nawet do połowy. A to dlatego, że nie musieli, kampania oddryfowała w inne rejony a na polu gospodarczym opozycja nie podjęła z nimi żadnej rywalizacji.

Czy to nie jest zaskakujące? Dla mnie jest. I to na dwóch poziomach. Po pierwsze, jak świat długi i szeroki rządzący zawsze byli doskonałym workiem treningowym do kopania i walenia pięściami za nie taką, jak trzeba sytuację gospodarczą. Cokolwiek jakakolwiek władza zrobi albo czego nie zrobi to opozycja zawsze i wszędzie ma tu ten atut, że może ogłaszać, iż oni zrobiliby lepiej, trafniej i mądrzej. Przez długi czas wydawało się, że w polskiej kampanii roku 2023 też tak będzie. Zanosiło się na to, że PiS będzie zbierał łupnia za inflację, spowolnienie gospodarcze albo za spadek płac realnych. Ale tak się ostatecznie nie stało.

Opozycja osunęła się w ekonomiczne foliarstwo

Opozycja nie potrafiła zbudować spójnego przekazu, że PiS równa się katastrofa gospodarcza. Oczywiście próbowali. Pewnie nawet za mocno. Bo mijały miesiące, a zapowiadany przez opozycję ekonomiczny koniec świata nie nadchodził. Przeciwnie. Stopniowo sytuacja zaczęła się nawet… poprawiać. Inflacja spadała, bezrobocie nie rosło, a nawet płace realne wróciły do tendencji wzrostowej. Na to opozycja zareagowała osunięciem się w ekonomiczne foliarstwo. Coraz częściej słychać było z jej okolic, że prawdziwe dane są ukrywane albo fałszowane. Oto ministerstwo finansów miało na przykład ukrywać faktycznie rozmiary długu publicznego. Albo celowo nie uwzględniać w statystykach płac mikrofirm. Niektórzy posuwali się nawet do twierdzenia, że w spisku krycia PiS-owskiej nieudolności uczestniczą nawet unijne instytucje statystyczne takie jak Eurostat.

Coraz częściej opozycyjne elity ekonomiczne zaczęły też popadać w oczywiste sprzeczności odkrywając przy okazji spore pokłady ignorancji. Jak wtedy, gdy jednym tchem dowodzono, że w obiegu jest zbyt dużo pieniądza (co powoduje inflację). I właśnie dlatego Polska powinna… pójść na każde ustępstwo, by dostać aresztowane jej - za stawianie się KE - pieniądze na KPO. Nic dziwnego, że liderzy opozycji (z Tuskiem na czele) dostrzegli, że z tej mąki chleba nie będzie. Taka była przyczyna oddania gospodarki walkowerem przez KO w tej kampanii. Zejście z pola, na którym liberalna opozycja w Polsce od dawna nie czuje się u siebie.


Polska 2023. Liberałowie okazali się ekonomicznymi ignorantami

I to jest to drugie zjawisko. Wygląda bowiem na to, że niepostrzeżenie w polskiej polityce nastąpiło jednak w ciągu tych paru lat olbrzymie przesunięcie. Kiedyś PiS-owcy uchodzili w oczach szerokich mas elektoratu za niezbyt lotnych w sprawach gospodarczych. Nawet wyborca prawicowy przyznawał, że jego partia pewnie i chce dobrze. Ale nie bardzo wie jak to zrobić. A na pieniądzach i dobrobycie się po prostu nie zna. Na tym tle liberałowie mogli kwitnąć. Pozując na tych, co może i nie rozumieją polskiej prowincji albo są na bakier z patriotyzmem ale ekonomiczne „know how” to jednak jest po ich stronie.

A dziś? Dziś po tamtym przeświadczeniu nie ma już wielu śladów. Gdy chodzi o gospodarkę to PiS zgromadził w ostatnich latach olbrzymią kompetencję. To także prawica (a nie żadna lewica!) okazała się tą siłą, która wyciągnęła najlepsze wnioski z krytyki neoliberalnego kapitalizmu trwającej w światowej ekonomii po kryzysie roku 2008. W efekcie to PiS jest dziś Pan brat z nowymi trendami ekonomicznymi. Momentami nawet krocząc w tych trendów awangardzie i realizując wiele politycznych inicjatyw (zmniejszanie nierówności dochodowych, napędzanie gospodarki wzrostem płac, oparcie się lobby zwolenników zbijania inflacji za wszelką cenę), o których na Zachodzie się raczej mówi i marzy, że powinny być kiedyś zrobione.

Politycznie i gospodarczo właśnie się to PiSowi wypłaciło. I pomogło ekonomicznie opozycję po prostu… pozamiatać.

Rafał Woś

Źródło zdjęcia: Donald Tusk. Fot. PAP/Adam Warżawa / Canva

Czytaj dalej:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka