pixabay
pixabay
alamira alamira
589
BLOG

Karp polski, królewski od Adolfa patrzący na księżyc

alamira alamira Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

Nigdy nie lubiłem karpia. Kiedy rodzice siadali do kolacji wigilijnej i pojawiało się to danie wpadałem w przygnębienie. Na prezenty trzeba było czekać a coś słodkiego - czyli makówki - były na końcu. Gapienie się na rodziców grzebiących w tym daniu, szukających ości, mlaskających z zachwytu to były tortury.

Potem w późnych latach osiemdziesiątych pojawiła się okazja i zostałem współdzierżawcą stawu rybnego. Hodowaliśmy karpia. Od narybku do kroczka. Czyli tak do 30-40 deko. Nienawiść do karpia nienawiścią do karpia, ale z czegoś trzeba było żyć. Kroczka sprzedawaliśmy hodowcom karpia konsumpcyjnego, a że w sklepach królowały nagie haki więc mieliśmy niezły biznes.

W PRL-u żeby cokolwiek robić trzeba było mieć "papiery". "Rybakiem stawowym" z dyplomem stałem się w czasach późno studenckich, u mnie te czasy trwały prawie dekadę, bo komuna wywalała mnie z uczelni raz po raz, a kiedy pojawiły się dzieci imałem się różnych zajęć by utrzymać rodzinę. Egzamin "z karpia" zdałem w Bestwinie. Dziś bestwiński karp królewski jest wpisany na listę produktów tradycyjnych prowadzoną przez Ministerstwo Rolnictwa. Ale to zasługa Adolfa Gascha z pobliskiego Kaniowa, a nie Bestwiny. Miał 33 lata kiedy jako absolwent wydziału rolniczego na Uniwersytecie w Hohenheim został zarządcą folwarku, w tym  stawów w Kaniowie. Za dzieło życia wyznaczył sobie wyhodowanie karpia mniej tłustego a bardziej mięsnego, z mniejszą ilością łusek, z przewagą części jadalnych nad niejadalnymi. Jego dziełem jest karp polski zwany królewskim czyli odmiana karpia galicyjskiego z małą głową, niespotykanym dotychczas grzbietem i pyskiem z wąsami. Na światowej wystawie rolniczej w Berlinie w 1880 roku uzyskuje złoty medal za swojego karpia, potem pojawiają się wyróżnienia z Hamburga, Wiednia i Mediolanu.

W międzyczasie w poszukiwaniu idealnej ryby udał się do Włoch, gdzie hodował karpia na polach ryżowych. Wysłał kilka wagonów tego karpia do Monachium gdzie uzyskał  wysokie oceny.

Sto lat później, na początku lat dziewięćdziesiątych w mieście Katowice powstała pierwsza knajpa z chińskim jedzeniem. "A Dong" była elegancką restauracją powstałą na miejscu peerelowskiego wyszynku w okolicach placu Wolności. Często tam zachodziłem, raz z rodziną, innym razem z biznesowych powodów. Danie, które mnie zachwyciło to "karp patrzący na księżyc". Była to połówka karpia dokładnie wyfiletowana i pozbawiona ości, wysmażona na chrupko ale soczysta w środku, podana w zagadkowym, ciemnym sosie i z jajem sadzonym, który robił za księżyc. Księżyc w pełni.

Knajpę założyli Wietnamczycy, moje pierwsze zapytanie do kucharza o przepis na sos zostało zbyte milczeniem. Nie ustępowałem. Próbowałem dalej niestety z podobnym skutkiem. Podrywałem kelnerki w nadziei, że któraś zdradzi sekrety sosu. Wszystko na nic. Wywiesiłem białą flagę. Poddałem się. Trudno, nie wszystko można wiedzieć. Wprawdzie w domu jeszcze jakiś czas eksperymentowałem z różnymi smakami, ale i tu w końcu dałem za wygraną.image

Piętnaście lat później odkryłem przepis. Tajemniczym składnikiem, odpowiedzialnym za smak sosu w którym kąpał się karp patrzący na księżyc, była pasta ze sfermentowanej czarnej fasoli. Black bean sauce możecie kupić w sklepikach z azjatyckimi specjałami. U mnie w wigilię karp będzie się gapił na księżyc choć powinien na słońce, którego przecież z dnia na dzień będzie przybywać.

Połówkę wyfiletowanego karpia ze skórą obficie pokryjcie solą i pieprzem, następnie obsypcie mąką kukurydzianą. Zanurzcie w głębokim tłuszczu rozgrzanym do 180 stopni na dwie minuty.

Zeszklijcie na klarowanym maśle cebulę pokrojoną w cienkie piórka, pod koniec dodajcie łyżkę black bean sauce i odrobinę wody wymieszanej z mąką kartoflaną.

Jak macie ugotowany łeb karpia to musicie zrobić "księżyc". Posadźcie jajo na gorącej patelni, a jak się zetnie podsuńcie pod łeb karpia księżyc. Potem naszą polówkę z sosem a za ogon niech robi kawałek wyciętego razowego chleba.


alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości