Mam trochę netu więc siadam i piszę choć nie wiem jak długo. Wydostaliśmy się z Tbilisi taksówką. Pożyczanie samochodu było zbyt drogie, marszrutka - taki busik co zgarnia każdą duszyczkę - tańsza, ale zatłoczona. No więc zaszaleliśmy.
Jedziemy z taksówkarzem typu "śmiertelna obraza dentystów". Potem kiedy już wie, że my z polszy, opowiada o swoich najlepszych filmach, to Hans Kloss i czterech z tanka i sobaka. My jemu, że to propaganda. On eto panimaje i gawari czto tolko duriak liubi ruskich. No i tak znowu znajdujemy się w odmętach tej samej nienawiści. No więc my jak bracia. A jak bracia eto nada gawarit skolko na język przylezie. I śmiać się od ucha do ucha. Na kaniec my dagawarili o drajwerze tego tanka. Eto Grigorij Sakaszwili. No i charaszo czto my nie mieli czaczy. Dobrze dla nas bo dzięki temu dotarliśmy do celu.
Ciężko to opisać po polsku. To po prostu nieprzetłumaczalne. To tak jakby pogrozić pięscią młodemu człowiekowi słowami "nu zajec, my pagadim".
Ale miało dziś być o kuchni. O kuchni na poważnie, bo to działanie ducha w ludzkiej materi. Kuchnia gruzińska jest przebogata. To nie tylko tysiące lat tej samej społeczności, to także odmienność regionalna. Są regiony pasterskie, są rolnicze i ta sama potrawa jest robiona inaczej. Gruzini mają tą wiedzę głęboko zakorzenioną, ale też mają silne poczucie, że są jednym narodem. Są dumni ze swojej kuchni.
Żeby powiedzieć o tej kuchni kilka pierwszych słów trzeba najpierw powiedzieć o kilku przyprawach i o sosie baże. Kto nie ma do tych spraw cierpliwości niech się już pożegna.
Baże to sos orzechowy. Dodają go tutaj do wielu potraw. Podstawą są zmielone orzechy włoskie bez brązowej osłonki, do tego czosnek, sól,ostra papryczka,mielone nasiona kozieradki /uccho suneli/ i mielone płatki aksamitki rozpierzchłej /kwiteli kwawili/.Tego ostatniego u nas nie ma, trzeba to po prostu przywieżć albo zastąpić szafranem jeśli kogoś stać. Jak to przygotować podam tym, którzy o to zapytają.
Jakby ktoś miał wątpliwości to od razu mówię , w kuchni jestem niezwykle poważny. /no bo wiadomo, że raczej jestem jajcarz/. Nie dostaję od nikogo kasy za takie i inne produkty, nie prowadzę żadnej knajpy ,no i wogóle nikt nie ma na mnie wpływu więc zdradzę każdy sekret kuchni, każdą technologię ,którą usilnie strzegą różni kulinarni propagatorzy.
No to do prawdy.
Na przystawkę proponuję prawdziwe pomidory, prawdziwy ogórek trochę cebuli w sosie bażi. Co to znaczy prawdziwe pomidory niektórzy rodacy jeszcze wiedzą, kupując wrześniowe pomidory na targu. Prawdziwa istota jest niepodobna do innej.Każde życie jest osobne, jest samotne. Nie ma takich samych dwóch pomidorów w prawdziwym życiu pomidorów. Pomidoropodobne produkty z fabryki, sprzedawane w dyskontach i innych supermarketach nie są pomidorami.
W Gruzji mają jeszcze prawdziwe warzywa. Nie ma tu jeszcze UE, która przez swoje banki EBI czy EBOIR, zabija prawdziwe warzywa zasilajac kasą lidlokauflandopodobne stwory żerujące na prawdziwym jedzeniu.
Przepraszam za tą dygresję. Idżmy dalej. CHACZAPURI. Ki zwierz?
Obiecałem sobie, że pierwsza częsć będzie wegetariańska. Więc to nie zwierz. To pizza wschodnioeeropejska. Nie. To pizza jest włoską prymitywna odmianą chaczapuri. Pizza powstała setki lat później. O sukcesie danej potrawy decydują jednak inne rzeczy. Na początku lat dziewiędziesiątych Polacy znali pizzę z Pizza Hut, na grubym dnie, dopiero kilka lat póżniej dotarło do nas, że oryginalna pizza jest na cieńkim cieście. No, a już nigdy nie dotrze, że pizzę można zrobić w znacznie bardziej finezyjny sposób.
Wobrażmy sobie , że po rozwałkowaniu ciasta drożdżowego nakładamy na środek ser a następnie dwa przeciwległe końce łaczymu ze sobę i tak następne dwa przeciwległe końce. Zlepiamy te cztery strony w jedną a następnie odwracamy i szwem na dół zapiekamy w piecu. Otrzymujemu placek, z którego wnętrza wycieka ser. Włosi byli zbyt tępi żeby to wymyślić, a calzone jest tylko nieudolną próbą poszukiwanie podobnego rozwiązania.
Wszystkie kultury mają w swoim menu chleboplacek. Jest on podstawą jedzenia. Potem niezbędnym uzupełnieniem. Mąka pochodzi z tego co regionalnie dostępne.Pszenica, ryż, maniok, kukurydza i inne. Wypieka się je na nagrzanych kamieniach, potem na piecu albo w jego środku a inni na tłuszczu w naczyniu.
Lubelski cebularz jest podobny do chaczapuri. Jego technika przygotowywania jest podobna. Niemniej nie uzyskał on tej lekkości co gruziński pierwowzór.
W Adżuri, na południu Gruzji wytwarza się odmianę tego placka. Adżurska chaczapuri jest robiona tak, że po rozwałkowaniu ciasta i nałożeniu sera tylko część ciasta pokrywa ser, na środku ser jest niepokryty ciastem, a sam placek przypomina wrzeciono albo kształt cukierka. Na końcu pieczenia na środek wbija się jajko. Po dwóch minutach chaczapuri jest gotowe.
Jeśli ktoś poprzedniego dnia pił dużo czaczy to takie chaczapuri przywraca do życia. Chrupiący placek, ciepły aromatyczny ser i płynne żółtko rozweselą każdą zbłąkaną duszę.
A jutro, jak Bozia da o mięsiwach. To za tym tęskni moje ciało.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości