Plan fortu Eben Emael. Sylwetki szybowców nie w skali rysunku. Rysunek: Alpejski na podst Wikimedia
Plan fortu Eben Emael. Sylwetki szybowców nie w skali rysunku. Rysunek: Alpejski na podst Wikimedia
Alpejski Alpejski
2047
BLOG

Here are the Germans!

Alpejski Alpejski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Notka jest kontynuacją opowieści o zdobyciu fortu Eben Emael czyli notek: "Znowu w Eben Emael, czyli wojna i pilka nożna" ; "Przygotowania, czyli jak kopuły z Ostrowca pomogły zdobyć Eben Emael"  i "Szybowce startują do ataku".

Plan ataku przewidywał, że w pierwszych minutach walki zostaną zniszczone wszystkie stanowiska obserwacyjne, umieszczone w stalowych kopułach. Natychmiastowe oślepienie fortu było warunkiem powodzenia całej akcji. Po wylądowaniu Niemcy trzymali się planu z żelazną konsekwencją.

Lądowanie szybowców odbyło się pod ostrzałem trzech stanowisk przeciwlotniczych wyposażonych w karabiny maszynowe, choć obserwatorzy zameldowali lądowanie samolotów z wyłączonym silnikiem. Opóźniło to otwarcie ognia, bo obrońcy byli przekonani, że mogą to być uszkodzone belgijskie maszyny. Zaskoczenie było tak duże, że nawet jak maszyny już stały na ziemi i toczyły się walki, w forcie mówiono nie o szybowcach, ale o ataku niemieckim z wykorzystaniem samolotów, w których wyłączono silniki.

Piloci, aby skrócić czas przebywania pod ostrzałem, rozpędzali szybowce i tuż nad ziemią wyrównywali lot utrzymując większą niż zazwyczaj prędkość na prostej do lądowania. DFS pozwalał na przyziemienie nawet z dużo większą prędkością niż normalna prędkość lądowania, ze względu na niezwykle wytrzymałą konstrukcję.

Na zdjęciu poniżej widzicie jak zbudowano kadłub szybowca. To kratownica z rurek, tworząca swoistą klatkę bezpieczeństwa dla załogi. Brutalne przyziemienie dla siedzących jeden za drugim żołnierzy skutkowało wprawdzie rozbitymi o plecy towarzysza nosami i poobijanymi kroczami, ale załoga nie odnosiła groźniejszych obrażeń. Kratownica obciągnięta była jedynie płótnem rozpiętym na wspornikach z drewnianych listewek tak, aby stanowić aerodynamiczną osłonę. (źródło: Wikimedia)

image

Do zniszczenia stanowisk przeciwlotniczych przewidziano załogę szybowca o numerze 5, pod dowództwem sierżanta Erwina Hauga. Pilot tej maszyny schodząc ciasną spiralą wylądował tak, iż skrzydło szybowca skosiło jedno ze stanowisk przeciwlotniczych karabinów i opadło niemal na głowy przerażonych Belgów, obracając jednocześnie szybowcem w niepełnym „cyrklu” .

Niektóre maszyny po zatrzymaniu, dostały się od razu pod ciężki ogień karabinów maszynowych. W szybowcu numer 8 zginął jego dowódca i jeden z żołnierzy. Załoga jednak zadziała błyskawicznie i jeden z żołnierzy zaczął strzelać w stronę stanowiska prowadzącego ogień do szybowca. W tym wypadku ogień prowadzili żołnierze z drewnianego baraku obrony przeciwlotniczej, zatem prowadzenie ognia osłonowego w ich stronę nie stanowiło problemu dla Niemców. W ten sposób strzelec dający osłonę załodze szybowca zapobiegł dalszym stratom, zapewniając opuszczenie szybowca. Załoga skierowała się w kierunku chowanej obrotowej kopuły pancernej „Południe”.

Niemcy stosowali taktykę walki o maksymalnej intensywności.

Strzelano nawet wtedy, gdy wiedziano, że pociski nie są w stanie przebić pancerza i betonu chroniącego załogę bunkra. Kiedy z jakiegoś stanowiska Belgowie prowadzili ogień, Niemcy niezmordowanie strzelali w glif strzelnicy z broni małokalibrowej.

Nie było to działanie szalone.

Wcześniej pokazałem Wam jak wyglądały przeciwrykoszetowej otwory dla dział. Podobne, ale mniejsze, miały karabiny maszynowe. Trafiające w glif strzelnicy kule powodowały, że odłupywany beton bardzo pylił, utrudniając atakowanym dobre celowanie i obserwację pola walki. Niektóre z kul trafiały w metalowy glif chroniący ujście strzelnicy, co oczywiście hałasem deprymowało załogę bunkra, bo twarze załogi oddalone były od pancerzy o zaledwie 60 – 80 centymetrów. Wywoływało to nerwowość i niecelne strzelanie, bo wcześniej żaden z belgijskich żołnierzy nigdy nie znajdował się pod ostrzałem i nie był pewien czy pancerz, a szczególnie urządzenia optyczne wytrzymają grad kul przeciwnika.

Oczywiście tym sposobem Niemcy prowadząc tak intensywne działania, utrzymywali obrońców w stanie szoku. Analiza śladów, które pozostały po walkach przekonała mnie, że podobną taktykę - strzelania w otwory, nawet dział przeciwpancernych 60 mm umieszczonych w kaponierach - Niemieccy komandosi stosowali powszechnie podczas walk o Eben Emael.

Oślepienie fortu.

Niemieccy żołnierze w pierwszych piętnastu minutach walki wyłączyli z użytku wszystkie kluczowe kopuły obserwacyjne. Co ciekawe wiele ładunków kumulacyjnych nie przebiło ich pancerza, jednak Niemcy z żelazną konsekwencją trzymali się planu, atakując wszystkie wyznaczone cele.

Oczywiście nieprzebicie pancerza na wylot nie oznaczało, że eksplozja nie miała oddziaływania na wnętrze atakowanego stanowiska. Od wewnętrznej strony pancerza odrywały się bowiem zabójcze odłamki.

Na zdjęciu, które wykonałem na bunkrze karabinów maszynowych „MI Północ” widzicie taką kopułę obserwacyjną. Choć ładunek nie przebił jej na wylot, widoczne są spękania stalowego płaszcza. Od wewnętrznej strony eksplozja spowodowała grad odłamków i oczywiście wzrost ciśnienia. W kopule nie było obserwatora, ale inne były obsadzone w momencie ataku. Trudno sobie wyobrazić, co działo się wewnątrz po odpaleniu ładunku.

image

Dopiero po zrealizowaniu pierwszego etapu, Niemcy zaczęli modyfikować swoje działania.

Dowódca zespołu atakującego „MI Północ”, starszy sierżant Wenzel, raz po raz próbował przebić w różnych miejscach ściany bunkra. W pewnym momencie po odpaleniu 50 kilogramowego ładunku przystawionego do betonu, udało mu się przebić otwór na tyle wielki, że można było przedostać się do wnętrza. Wenzel skwapliwie skorzystał z okazji i wszedł do bunkra. Usłyszał dzwonek telefonu wiszącego na ścianie. Bez chwili wahania podniósł słuchawkę i po angielsku rzucił: Here are the Germans! Głos po drugiej stronie odpowiedział: Mon Dieu! (Tu Niemcy! - Mój Boże!)

Nigdy nie potwierdzono, iż Wenzel rozmawiał z samym Jottrand’em, ale wszyscy analitycy są zdania, że ta krótka rozmowa, była jednym z kluczowych momentów decydujących o załamaniu morale obrońców. Z ich punktu widzenia stało się to, co nie miało prawa się stać. Coś, co na szkoleniach przedstawiano, jako niemal niemożliwe. Niemcy wtargnęli do wnętrza… Obrońcy wprawdzie na taką sytuację byli przygotowani technicznie – system zapór – ale nie byli przygotowani psychicznie.

Zapory.

Możliwość, że komukolwiek uda się przebić grube mury i pancerze fortu, uznawano za minimalną. Dla pełnego bezpieczeństwa fort wyposażono w system zapór pozwalających na odcięcie poszczególnych miejsc od systemu potern. System ten składał się z podwójnych drzwi pancernych, pomiędzy którymi w razie zagrożenia budowano zaporę. Zapora składała się z następujących elementów:

• Rozbieralnej ściany budowanej z dwuteowników układanych w specjalnych prowadnicach jeden nad drugim tak, że tworzyły zwartą konstrukcję od spągu do stropu.

• Następnie układano warstwy worków wypełnionych piaskiem.

• Następnie budowano drugą ścianę z dwuteowników.

• I wreszcie całość zamykano drugimi pancernymi drzwiami

Zdjęcie takiej zapory możecie zobaczyć poniżej. (Zdjęcie: Alpejski)

image



Unieszkodliwienie pierwszej kopuły pancernej dział 75 mm.

Tu pora, aby pokazać Wam jak zbudowana była taka kopuła. Na rysunku poniżej możecie zobaczyć jej techniczny przekrój. Na zielono pokolorowałem elementy służące do chowania i podnoszenia kopuły. Widzicie dwie strzałki pionowe – jedna jest skierowana w dół, a druga w górę. Ta w dół pokazuje ruch przeciwwagi, kiedy kopuła była wysuwana. Widzicie też, że kopuła umieszczona była na potężnym jarzmie-osi, wewnątrz, której załoga wchodziła na stanowiska bojowe po pionowych stopniach metalowej drabiny, umieszczonej we wnętrzu rury tworzącej jarzmo. We wnętrzu tego jarzma był też podajnik amunicji i wyrzutnik łusek po wystrzelonych nabojach. Kolorem czerwonym oznaczyłem główny pancerz części ruchomej, a fioletowym, pancerz zalany betonem w głównym żelbetowym „bloku” stanowiska. Widzicie teraz dobrze grubość betonowej konstrukcji.

image

W kopule pancernej miejsca jest bardzo mało. Czujecie się tam jak we wnętrzu czołgu. Wszak, aby mogła się chować i obracać o 360 stopni, musiała pomieścić dwie armaty 75 mm z oprzyrządowaniem tak, że nawet milimetr lufy nie wystawał na zewnątrz (na rysunku widzicie armaty od strony wylotów luf).

Niemcy założyli 50 kilogramowy ładunek kumulacyjny na samym szczycie kopuły i jeden na drzwiach wyjściowych, umieszczonych w tym bunkrze 6 metrów poniżej. Te drzwi były jednymi z dwu prowadzących z wnętrza fortu na jego dach. Eksplozja tego ładunku nie przebiła pancerza kopuły. Jednocześnie drugi 12,5 kilogramowy ładunek na drzwiach zadziałał, uszkadzając drzwi i za nimi się znajdującą zaporę. Dopiero założenie w tym miejscu drugiego ładunku 50 kg, spowodowało, że Niemcy uznali iż we wnętrzu dokonano wystarczających zniszczeń, bo dosłownie cała zapora została zdmuchnięta wybuchem. Niemcy nie wiedzieli, że kiedy odpalano pierwszy ładunek na szczycie kopuły, we wnętrzu nie było załogi, która w tym czasie ręcznie przenosiła amunicję kartaczową na niższym poziomie. Eksplozja nie przebiła kopuły, ale od wewnętrznej powierzchni oderwały się odłamki, które uszkodziły wnętrze. Eksplozja zaś ładunku na drzwiach spowodowała spore spustoszenie we wnętrzu stanowiska, uszkadzając urządzenia elektryczne i co gorsza ręczne korby awaryjnego sterowania kopułą. Zginął jeden z belgijskich żołnierzy i kilku odniosło rany. Załoga uciekła do potern fortowych znajdujących się 30 metrów poniżej wieży. O godzinie 5:45 Jottrand rozkazał zablokować wejścia do stanowiska na poziomie potern.

Niemcy atakowali wszystkie stanowiska przewidziane w planie. Nie tracili czasu na sprawdzanie czy coś jest imitacją czy prawdziwym punktem ogniowym. W ten sposób po północnej stronie fortu zniszczono dwie imitacje kopuł dział 120 mm, zakładając na nie ładunki 50 kilogramowe.

Z prawdziwą kopułą nie poszło jednak tak łatwo…

Kopuła dział 120 mm i śpiewający pijany żołnierz.

Do unieszkodliwienia kopuły zawierającej dwa działa 120 mm, przewidywano załogę szybowca numer dwa. Jednak ten szybowiec musiał się wyczepić w wyniku błędu holownika, na północ od Akwizgranu i wylądował w polu na terytorium Niemiec. Jego zadanie przejęła załoga szybowca numer 11. Po założeniu ładunku w okolicach wylotu lufy prawego działa i jego detonacji, okazało się, że ładunek nie przebił pancerza kopuły. Pamiętacie z poprzedniej notki, że kopuła nie była w stanie strzelać ostrą amunicją, bo nie działała w niej maszyna do nastawiania zapalników a także nie działały windy amunicyjne. Po niefortunnej próbie strzelania na alarm, podczas której w ogniu stanęła siatka maskująca, załoga nie była zbyt zmotywowana do walki. Kręciła bezradnie kopułą w jedną i drugą stronę nie podejmując walki.

Obracająca się kopuła rozochociła jednego z żołnierzy, który przed startem zamiast wodą napełnił swoją manierkę rumem i w tym momencie był już pod niezłym „gazem”. Tym żołnierzem był szeregowy Grechza . Wskoczył on na kręcącą się kopułę i okrakiem usiadł na osłonach wylotu lufy działa 120 mm. Widok kręcącego się pijanego żołnierza poprawił humory Niemcom. Ryczący piosenki Grechza, eksponujący swoją „nową 120 milimetrowego kalibru męskość” zainspirował jednak Wenzela, który w międzyczasie uporał się z bunkrem „MI Północ” i telefonem, w którym zakomunikował obrońcom, że Niemcy są w środku fortu. Wenzel wrzucił w lufy dział 3 kilogramowe ładunki wybuchowe. Ładunki eksplodując wypełniły wnętrze kopuły dymem i załoga uciekła, barykadując się w poternach. Po jakim czasie - być może zmuszona furią, w którą wpadł Jottrand - powróciła na stanowisko i próbowała wystrzelić z działa, ale uszkodzona lufa nie wytrzymała i odpadła w 2/3 długości. Kopuła została trwale wyeliminowana z walki.

Kazamaty „Maastricht”

Po oślepieniu fortu przyszła kolej na stanowiska artyleryjskie zagrażające bezpośrednio kierunkowi natarcia wojsk niemieckich. Tu bardzo efektywne okazały się ładunki 12,5 kilogramowe, które na żerdziach umieszczano w jarzmach wylotu luf dział 75 mm. Eksplozja takiego ładunku czyniła w kazamatach ogromne zniszczenia. Aby wejść do środka Niemcy po unieszkodliwieniu dział i załogi małym ładunkiem, zakładali większe 50 kilogramowe, aby wybić otwory wejściowe do kazamat.

Załogi szybowców numer 1 i 3 szybko uporały się z kazamatami „Maastricht 1” i „Mastricht 2”. Te pierwsze nie były w gotowości bojowej, bo działa poddawano smarowaniu!

W „Maastricht 1” niemieccy żołnierze postanowili zejść klatką schodową na poziom korytarzy potern. Klatka schodowa w szybie o przekroju prostokątnym oplatała spiralnie szyb windy artyleryjskiej. Niemcy natrafili na świeżo ustawioną zaporę, tak jak wcześniej pokazana na zdjęciu, to właśnie lewe drzwi tej zapory. Postanowili znieść ładunek 50 kilogramowy i przystawić go do zablokowanych drzwi pancernych. Po drugiej stronie siedziało sześciu belgijskich żołnierzy, na rozkładanych ławeczkach przytwierdzonych do ściany korytarza. Niefrasobliwie ktoś pod drzwiami postawił beczki z podchlorynem sodu, stosowanym do dezynfekcji toalet. Tak, aby nie zawadzały w korytarzu.

Niemcy odpalili ładunek. W ułamku sekundy prawa zapora przestała istnieć. Efekt eksplozji w małym pomieszczeniu był przerażający, do dziś ściany są kompletnie czarne od temperatury. Klatka schodowa i szyby windowe zostały zamienione w poskręcane żelastwo, ciała żołnierzy niemal spulweryzowane. Co gorsza wybuch odparował też podchloryn sodu i korytarze wypełniły się trującymi oparami chloru. W forcie wybuchła panika, bo obrońcy myśleli, że to Niemcy użyli chloru.

Na zdjęciu poniżej widzicie miejsce wybuchu od strony klatki schodowej. Widać rozległe uszkodzenia sąsiednich drzwi. Widzicie osmalenia ścian. Po lewej stronie znajdowały się przed detonacją bliźniacze drzwi i zapora. Podczas wybuchu zapora uległa pulweryzacji. (Zdjęcia: Alpejski)

image

Na zdjęciu poniżej widzicie zniszczenia szybu wind i klatki schodowej. Zdjęcie wykonałem od strony zniszczonych drzwi - poprzednie zdjęcie.

image


Do godziny 8:30 Niemcy wyeliminowali z użycia wszystkie stanowiska strzeleckie za wyjątkiem bohaterskiej kopuły pancernej dział 75 mm „Południe”, która cały czas prowadziła ogień.

Bohaterska kopuła „południe”.

Mimo wielu prób nie udało się zniszczyć ani zablokować kopuły południe. Załoga z wykorzystując jej wszystkie atuty rozsądnie prowadziła walkę. Podnoszenie i opuszczanie kopuły trwało aż 16 sekund. To dużo czasu, aby położyć ładunek, ale załoga podnosząc kopułę obracała nią, uniemożliwiając przytwierdzenie ładunku z boku. Niemcom udało się odpalić 50 kilogramowy ładunek umieszczony na jej szczycie, kiedy była schowana. Efekt był podobny jak w przypadku kopuły „Północ”. Kopuła nie została przebita, choć wstrząs i odłamki uszkodziły jej wnętrze. Jednak żołnierze nie uciekli do potern ale podjęli prace naprawcze usprawniając kopułę w krótkim czasie. Załoga do końca walk i poddania się fortu prowadziła ogień. Nie pomogły ładunki kumulacyjne ani bombardowanie „Stukasów”, kopuła walczyła dzielnie odpierając wszystkie ataki.

Wsparcie z powietrza.

Wśród atakujących znajdował się koordynator wsparcia lotniczego. W poprzednich częściach opisałem zasadę użycia nurkujących bombowców Ju 87 B „Stukas”. Można powiedzieć, że dla Niemców stanowiły one latającą artylerię. Porucznik Egon Delica, urodzony w Szczecinie, przy pomocy radia koordynował lotnicze wsparcie. Nie chodziło tu tylko o użycie bombowców nurkujących. Bombowce horyzontalne Heinkel He 111 dokonywały zrzutów zaopatrzenia dla atakujących. Chodziło o amunicję i zapasy wody pitnej. Znajdowały się one w specjalnych zasobnikach.

Użycie „Stukasów” miało znaczenie psychologiczne. Niemcy doskonale wiedzieli, że bomby 500 kilogramowe nie są w stanie przebić warstwy betonu umocnień Eben Emael. Trafienie bezpośrednie – na co mimo precyzji Ju 87 nie było wielkich szans - kopuły pancernej też nie rokowało możliwości jej przebicia. Choć oczywiście mogło doprowadzić do jej zablokowania.

Sięgam do podręcznika pilota Luftwaffe i otwieram na stronie poświęconej użyciu uzbrojenia bombowego. Bomba 500 kilogramowa mogła przebić warstwę betonu do grubości 1,5 metra. Minimalna wysokość zrzutu 800 metrów, dla bombowców horyzontalnych. Dla nurkujących o wiele mniej. Lej po upadku na gliniaste podłoże miał głębokość 4,1 metra i średnicę 10,8 metrów, po upadku na skalne podłoże wartości te były o połowę mniejsze. Pojawiające się informacje o używaniu bomb 1000 kilogramowych w czasie ataku na Eben Emael nie wydają się wiarygodne. Wersja Ju 87 B bardzo rzadko przenosiła tę bombę. Dopiero Ju 87 D przenosił ją częściej za względu na mocniejszy silnik.

Tak więc ataki na Eben Emael miały w pierwszej kolejności znaczenie psychologiczne, wstrząsając wzgórzem co jakiś czas. Junkersy za to uwijały się wokół fortu, nie dopuszczając próbujących przyjść ze wsparciem belgijskich oddziałów. Z 230 żołnierzy przebywających w Wonck na kwaterach, czterokilometrową drogę zdołało pokonać zaledwie 15! Opowiadali o „piekle”, które rozpętały im „Stukasy”. Podobny los spotkał 11 maja cały belgijski regiment.

O godzinie 8:25 nad polem walki pojawił się samotny szybowiec, schodził stromą spiralą i o 8:30 zatrzymał się po krótkim dobiegu w północnej części fortu. Z szybowca wyskoczyła załoga i dowódca akcji Witzig. Powitał go krótkim meldunkiem o stanie osobowym i postępach w walce Delica. Potem dołączył do nich Wenzel, który wyrósł na dowodzącego po rozpoczęciu akcji. Przez radio Witzig przekazał dowództwu dobre wieści i rozkazał przygotowanie schronów do obrony wywalczonych pozycji.

Dowódca fortu w międzyczasie poprosił sąsiednie forty o wsparcie ogniowe i nakrycie Eben Emael ogniem artyleryjskim. Eben Emael znajdował się w zasięgu dział dwóch fortów, Pontisse i Barchon. Rozpoczęły one ostrzał dachu Eben Emael i Niemcy wycofali się do przejętych bunkrów. Po krótkim czasie ogień artyleryjski był tak silny, że zrzucone przez Heinkle zasobniki z amunicją i wodą, leżały na otwartym terenie tak długo aż ktoś wpadł na pomysł, aby wysłać po nie pojmanych podczas zajmowania kazamat żołnierzy Belgijskich. Badacze naliczyli, że w stronę Eben Emael forty belgijskie wystrzeliły ponad 2300 pocisków!

Mimo, że jak podkreślają badacze po 20 minutach od wylądowania Niemcy osiągnęli niemal wszystko co było konieczne do obezwładnienia fortu, sytuacja atakujących była bardzo trudna. Pamiętać należy, że do przylotu Witziga, w szeregach niemieckich walczyło tylko 70 ludzi. Za to załoga fortu liczyła prawie 1000 osób, do tego siny ostrzał artyleryjski…

Niemcy musieli utrzymać fort do przybycia głównych sił. Wiedzieli już, że innym grupom udało się zdobyć za cenę ciężkich strat dwa nietknięte mosty. Tylko jeden Belgowie zdołali wysadzić, przed przejęciem go przez siły niemieckie. Zatem taktyczna sytuacja Niemców była wyśmienita a zapowiadało się, że cel strategiczny jest na wyciągnięcie ręki. To motywowało oddział do jeszcze większego wysiłku.

Furia Jottranda.

W forcie panował chaos. Jottrand biegał po korytarzach chcąc się o wszystkim przekonać naocznie, bo plotka goniła plotkę i nie wiadomo było już zupełnie jak wygląda sytuacja. To było fatalne z punktu widzenia skostniałego systemu dowodzenia. Przy takim systemie powinien siedzieć przy telefonie, ale telefon przynosił jedynie sprzeczne informacje.

Co gorsza widok potwornie okaleczonych i martwych żołnierzy, przerażał dowódcę Eben Emael. Jego decyzje były coraz gorsze. Od 20 minuty walki wydawał cięgle rozkazy, barykadowania kolejnych wejść do szybów i klatek schodowych łączących poterny ze stanowiskami ogniowymi.

Nieszczęściom nie było widać końca. Nie wiedział, jakie siły go atakują, ale kolejne stanowiska obronne padały po działaniach Niemców. Każde uszkodzenie kazamat powodowało zakłócenia w funkcjonowaniu oświetlenia, agregaty pracowały pełną mocą, ale uszkodzenia kabli wyłączały kolejne obwody. Kiedy, w poternach zapadały ciemności pogłębiała się panika załogi. Najgorsza myśl jaka prześladowała Jottrand’a to było pytanie – przy pomocy jakiej broni Niemcy pokonują systemy obronne fortu?

Uszkodzone łopatki wentylatorów hałasowały niesamowicie, wydając piekielne dźwięki. A kiedy zapadła cisza to było wiadomo, że system się zepsuł. Fort wypełniał się zużytym powietrzem wymieszanym z dymem, a w pewnym momencie chlorem. System wybudowanych zapór zakłócał funkcjonowanie wentylacji nadciśnieniowej.

Ostatnia nadzieja, że ostrzał artyleryjski z sąsiednich fortów przegoni Niemców z dachu fortu prysła jak bańka mydlana, bo Niemcy siedzieli już po 2 godzinach walki pod osłoną belgijskiego betonu.

Jottrand był w stanie szoku, a to w przypadku dowodzenia zapowiada właściwie pewną klęskę.

Był odważnym człowiekiem, ale łatwość, z jaką Niemcy oślepili fort i dostali się do jego wnętrza rodziła w jego głowie potworne myśli, że cały fort może zostać wysadzony. O 11:30 pod wpływem impulsu wysyła on oddział żołnierzy do walki na dachu fortu. Muszą wyjść głównym wyjściem, bo jedyne dwa wyjścia na dach są już od dawna zablokowane. To oznacza szturm pod stok. Każdy wojskowy wie, jakie to trudne zadanie.

Żołnierze to artylerzyści, broń strzelecką trzymali w rękach na strzelnicy zaledwie parę razy… Nawet strzelcy forteczni nie radzą sobie ze strzelaniem w wolnej ręki, to jednak coś zupełnie innego niż karabin osadzony na podstawie strzeleckiej w kazamatowym jarzmie... Nie znają ani taktyki walki, nie potrafią się osłaniać - szykuje się kolejna klęska. Walka nie trwa długo, dla wyszkolonych Niemców to nie był przeciwnik mogący im zagrozić.

Odparcie szturmu przynosi krótki spokój w szeregach niemieckich, skoro Belgowie wysłali takich amatorów, to znaczy, że lepszych żołnierzy już nie mają. Od tego momentu Niemcy są pewni, że utrzymają fort tak długo jak to będzie potrzebne.

 Jednak próby kontrataków nie ustają i w południe zaczyna się kolejny, trwa do 18. Potem zapada noc, Niemcy czekają na kontruderzenie, którego bardzo się obawiają, ale ono nie nadchodzi. We wspomnieniach opisują noc, jako niezwykle nerwową, mimo potwornego zmęczenia nikt nie zmrużył powieki.


Zobacz galerię zdjęć:

Jedno z nielicznych zdjęć z miejca lądowania szybowców. Widoczny wał północny. Zdjęcie wykonano z dachu "MI Północ". Zdj: Muzeum Eben Emael
Jedno z nielicznych zdjęć z miejca lądowania szybowców. Widoczny wał północny. Zdjęcie wykonano z dachu "MI Północ". Zdj: Muzeum Eben Emael
Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura