Prezydent Andrzej Duda nie zgłaszał nigdy publicznie zastrzeżeń do ustawy degradacyjnej - przynajmniej ja publicznie takich formułowanych zastrzeżeń nie słyszałem. Za to wielokrotnie bardzo ostro deklarował się jako zwolennik rozliczenia czasów minionych - także w warstwie symbolicznej. Odcięcia pamięci ludzi, którzy tworzyli tamten system, odcięcia aktualnych instytucji, w tym wojska od bagażu PRL.
Taki miał być cel ustawy degradacyjnej. Nie chodziło przecież o wymierzenie faktycznej sprawiedliwości. Tej ludzie, którzy tworzyli WRON się nie doczekali aż do swojej śmierci...
Dziś Duda wetuje ustawę degradacyjną. Nie ma sensu się rozpisywać o "politycznej kuchni", ani tworzyć aktów strzelistych, gardłować itp. Każdy realistycznie myślący człowiek, wyciągnie sobie wnioski. Warto jednak wskazać na konsekwencje - że tak powiem - "prawno - karne" tej decyzji.
Otóż Andrzej Duda twierdzi, że chciałby, że z bólem serca, ale ustawa ma wady: nie przewiduje trybu odwoławczego, a przecież chodzi też o praworządność itp. Tryb odwoławczy dla osób, które nie żyją? W takiej sytuacji degradacja de facto nie byłaby w ogóle możliwa. PAD zresztą w uzasadnieniu przebąkiwał też, że ma wątpliwości co do degradacji pośmiertnej. Krótko mówiąc - jest za, ale nawet przeciw.
Teraz konsekwencje: W 2012 roku sąd uznał że WRON była organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym, powołaną z pogwałceniem nawet ówczesnej, komunistycznej konstytucji.
Krótko mówiąc - decyzją prezydenta przestępcy pozostają oficerami wojska polskiego.
