Porównanie Katastrofy Smoleńskiej do katastrofy malezyjskiego MH17 musi budzić napięcie poznawcze. Wystarczy zestawić choćby takie oczywiste fakty. Już w chwilę po tej pierwszej wiadome było, że to wina pilotów, przy tej drugiej od razu było wiadome, że to zestrzelenie. I to mówili ci sami eksperci w tych samych studiach telewizyjnych. Przy tej pierwszej wrak leży sobie w hangarze na lotnisku Siewiernyj i nikt go nie chce zabrać (ba, nawet z kręgów wojskowych pada opinia, ze nie ma go czym zabrać!). W tej drugiej szczątki wraku były zbierane pod ostrzałem i zostały przewiezione do Holandii, gdzie są pieczołowicie składane a całości strzeże holenderska policja (na naszych portalach uwijający się jak mrówki pracownicy agencji kreatywnych krzyczą, że nikt nie składa wraków po katastrofach lotniczych). W tej pierwszej był samolot wojskowy, posiadający kody NATO i owo NATO nie ruszyło palcem w bucie aby coś tym zrobić (sławetny „artykuł 5” aktu akcesyjnego możemy sobie włożyć tam gdzie nawet król chodzi piechotą). Przy tej drugiej był to samolot cywilny i na terenie upadku szczątek samolotu natychmiast pojawiła się międzynarodowa ekipa śledczych. Przy pierwszej jest obrona wszystkimi siłami aby nie dopuścić do międzynarodowego śledztwa, przy tej drugiej nikt nie stawiał oporu (poza Rosją, która chciała aby to Anodoina i jej MAK zajął się nim). Co by się stało z premierem Holandii gdyby powiedział, że wrak nie jest potrzebny wcale do śledztwa? U nas prezydent mówi to jawnym tekstem w wywiadzie i… cisza.
Mógłbym się założyć, że gdybym przekopał archiwa internetowe mainstreamowych mediów to na hasło Jurgen Roth znalazłbym szereg peanów na jego cześć gdy pisał o Gazpromie czy o mafii. Mógłbym się założyć ale nie mam żadnej gwarancji, że ktoś już nie pali tych linków w Orwellowskich grobach pamięci. No i te pracowite pszczółki z agencji kreatywnych, które swoimi małymi kosmatymi łapkami przenoszą wszędzie pyłki zwątpienia w sens słuchania co ma do powiedzenia ten potomek niemieckich faszystów. Te pracowite pszczółki wzmacniają bardzo mocno powyższy dysonans poznawczy.
Co skłoniło Rotha do napisania tej ksiązki? Kasa? To co do tej pory napisał miało statusy bestsellerów na rynku wydawniczym a to zapewniło mu dostatnie życie. Decydując się na napisanie tej książki, nie mając silnego przekonania, że ma news dekady (albo i więcej) mógł ten cały dorobek położyć i żyć w przekonaniu czytelników o miernocie swoich śledczych umiejętności. To byłaby klapa z pisarstwem śledczym. Nawet bajki dla dzieci musiałby pisać pod literackim pseudonimem. Ale tu znowu następuje wzmocnienie dysonansu poznawczego. W niemieckich mediach książka ta jest niezauważana. Dziwne.
W przypadku Katastrofy Smoleńskiej zewsząd ciśnie się przekonanie: nic się da zrobić. Nikt, nigdy, nigdzie. Ale jest nadzieja. Tę nadzieję niesie nie kto inny jak tylko sam… Albert Einstein. Tę nadzieję niesie jego zdanie na temat wielkich odkryć. Otóż powiedział on, że „z wielkimi odkryciami jest tak, że wszystkim coś wydaje się niemożliwe do zrobienia, wtedy przychodzi jeden, które o tym nie wie i robi to”. Czy tym kimś jest Roth? Nie wiem, czas pokaże.
Książka Rotha jest książką z kluczem. Z kluczem w sensie kryptografii asymetrycznej. W tej metodzie kryptografii są dwa klucze: publiczny i prywatny. Publiczny może mieć każdy. Może tego klucza użyć do zakodowania treści. Ale ten kod może odczytać tylko ten, kto ma klucz prywatny. W tej sytuacji kluczem publicznym jest książka, kluczem prywatnym jest wiedza zainteresowanych osób.
Nie wiem ile stron ma ksiązką Rotha. Ale ona została napisana wyłącznie dla jednego zdania. Tego dotyczącego zleceniodawcy wyroku na ten lot. Ona została tak naprawdę napisana dla kilku osób, które mają w swoich rękach klucz prywatny i wiedzą, że ich czas może być bardzo bliski. W związku z tym należy się uważnie przyglądać graczom w tym teatrze działań. Czy ktoś nie zaczął się inaczej zachowywać niż dotychczas. Czy komuś zwyczajnie puszczają nerwy od napięcia.
Poleciał pierwszy kamyk.
Inne tematy w dziale Polityka