Dostałem zaproszenie do Agendy Rojalistów, na Salon24.pl. Nie odmawiam, gdy znam osobę będącą redaktorem. Znam, to znaczy znam jej poglądy. No i zachodzi warunek kardynalny, że autor nie propaguje treści komunistycznych lub liberalnych wprost ani w żadnej pochodnej postaci (jak dla mnie to jedno i drugie ssie tę samą Bestię). Tak też było, bo rojaliści (godnie ze swoim wezwaniem Pro Fide Rege et Lege) z definicji są odlegli tak od jednego i jak i od drugiego w skali astronomicznej. Jednak pierwszy raz akceptując zaproszenie czułem, że muszę dodać krótką odpowiedź: „Dziękuję za zaproszenie. Rojalistą co prawda nie jestem ale...”. To „ale” mogło nieść wiele wątpliwości. Jak się później okazało było to dla mnie samego zaskoczeniem, jak bardzo jestem rojalistą i to od dawna. Co prawda w ogólniejszym sensie, niż zwykło się przyjmować.
Rojalistą nie jestem w sensie politycznym. To na pewno. Nie wyobrażam bowiem sobie jak można byłoby dziś wprowadzić monarchię. I do tego monarchię owieconą a nie tyrańską. Bo to byłoby „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. No i w jaki sposób ją przywrócić. Oparcie jej na wymierających rodach wywodzących się z krwi szlachetnej słabo mi się widzi, bo nie sądzę aby można było z nich coś wykrzesać co byłoby zalążkiem męża stanu. Jeżeli nie z potomków królewskich, to z kogo? Z obecnie działających partii? Mój Boże, a gdyby tak lud otumaniony oparami haszyszu palonego przez Tuska zagłosował na niego i czynił go królem? Aż zawyłem w myślach z przerażenia na samo wyobrażenie takiej możliwości.
Jak wobec tego być Królem, którego zwierzchność przyjmuje się bez zastrzeżeń? Gdybym został o to zapytany to na pewno odesłałbym pytającego do ksiązki „Twierdza” Antoine de Saint-Exupéry. W tej książce znajdzie się przepis nie tylko jak być Królem, ale z niej można odczytać przepis na to jak być w ogóle mężem stanu. Ale nie tylko, tam jest przepis na wzrastanie do tej godności Króla jak również – co nie jest mniej istotne - do godności poddanego. Bo jeden nie może istnieć bez drugiego. Razem budują Twierdzę nie do zdobycia.
To „ale” okazało się ciążą umysłową. Umysł dostał zlecenie i zaczął poszukiwania i kojarzenie faktów. Na panewce spaliło pierwsze podejście. Umysł zrobił kwerendę z mego całego życia, moich wszystkich doświadczeń i myśli. I wtedy przyszło nagłe olśnienie. Dumny ze swojej pracy umysł – co było widać w tej iluminacji - podsunął mojej świadomości tę myśl.
Jestem poddanym jej Wysokości. Najpierw z woli mojej matki, jako dziecko. Potem z własnej nieprzymuszonej woli i z pełnego przekonania. Poddałem się jej, Królowej Polski w macierzyńską niewolę. Uznałem ją za swoją Panią i Królową. Dla niej mógłbym być prostaczkiem i głupkiem jak Juan Diego. I tak wiem, że mnie nigdy nie opuści. I tak wiem, że będzie moją Tarczą od Złego. Jest niedoścignionym wzorcem każdej Królowej, każdego Króla.
Jestem tylko Jej poddanym. Nie jestem jeszcze Jej rycerzem. Kto zatem stanowi Jej rycerstwo? Jestem świeżo po lekturze relacji świadka zdarzenia, które miało miejsce na placu apelowym w Oświęcimiu dnia 29 lipca 1941. Świadek ten, wspomina, że za karę za ucieczkę więźniów na śmierć głodową miało zostać skazanych dziesięciu więźniów. Wybór padł na Franciszka Gajowniczka, który krzyknął „mam żonę i dzieci!”. I wtedy stała się rzecz niesamowita. Z szeregu wystąpił franciszkanin, o. Maksymilian Kolbe. Wyjście z szeregu bez pozwolenia wedle regulaminu obozowego miało się skończyć śmiercią na miejscu. Sam fakt tak zaskoczył oficera z komendantury obozu, że tak się nie stało. Było to ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich. Kolbe spokojnym głosem powiedział, że chce umrzeć za Gajowniczka. Niemcy byli tym faktem tak zaskoczeni, że naruszono cały regulamin. Oficer kazał zapytać czy aby to co słyszy jest prawdą. Niemcy stali jak wryci w ziemię. Kolbe poszedł na śmierć głodową. Ale urodził się dla Nieba w wigilię jej święta – w dzień Wniebowzięcia.
Dziś nikt nie wymaga od nas takiego heroizmu. Dziś aby być Jej Rycerzem wystarczy wsłuchać się i wypełnić składane Jej Śluby Jasnogórskie napisane przez Prymasa Wyszyńskiego. Wystarczy zwalczać nasze przywary. Zwalczać głupotę i lenistwo. W takiej moim zdaniem kolejności. Głupota jest zamkiem hokejowym nie pozwalającym nam wyjść do ofensywy. Głupota nie pozwala nam zobaczyć nic więcej poza czubek własnego nosa. Tuż za nią idzie lenistwo a w tym najgorsza jego odmiana: lenistwo umysłowe jako nieodrodne dziecko głupoty. Po pokonaniu tych dwóch dalej idzie już łatwiej. Trzeba pokonać w sobie zniewalające nałogi. Każdy ma własne duże i małe, całe ich pokłady. No i bronić życia od poczęcia do śmierci, tak jak mężne i prawdziwe rycerstwo. Potem otwiera się świat wartości pozytywnych: budowania Twierdzy nie do pokonania. W porównaniu do heroizmu świętego Maksymiliana zadanie wręcz banalne.
Jestem przekonany, że z takimi ludźmi – Jej poddanymi i Jej rycerzami – pokonamy każde niebezpieczeństwo. Nie będzie między nami różnic w zdaniu czy należy wzmocnić mury Twierdzy od wschodu i zachodu. Jedyne czym się będziemy różnić to jakich do tego użyć materiałów.
I wtedy stanie się tak, że dziecko bezpiecznie zrodzone siądzie obok jagnięcia i lwa.
Tak, jestem rojalistą. Pro Fide Regina et Lege.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo