Grim Sfirkow Grim Sfirkow
185
BLOG

Do tanga trzeba dwojga (polemika z Piotrem Zychowiczem)

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Piotr Zychowicz (którego zresztą cenię i serdecznie pozdrawiam) napisał artykuł o Pokoju Ryskim w Rzeczpospolitej. Główną teza autora wygląda następująco: wynegocjowany przez Stanisława Grabskiego pokój oznaczał początek końca Polski. Był zwycięstwem idei inkorporacyjnej nad federacyjną, nacjonalistycznej nad jagiellnońską. Było pozostawieniem poza granicami Polski półtora miliona Polaków głównie z Białorusi. Była to też zdrada ukraińskich sojuszników. Gdyby zwycieżył projekt Piłsudskiego, to Polska jako lider nowego, federacyjnego państwa, mogła by stanowić przeciwwagę zarówno dla siły Niemiec, jak i powstającego ZSRR. Ba, gdyby zamiast rozpoczynać negocjacje, pchnięto dalej polską armię, to władza Bolszewików by upadła. Czy te tezy są prawdziwe?

Gdybanie "co by było" jest niebezpieczne z dwóch powodów. Po pierwsze - zmiana jednego wydarzenia powoduje całą falę innych zmian, które są naprawdę trudno do przewidzenia. Większość ludzi nie bierze tego pod uwagę, wyobraża sobie, że gdyby Polska postąpiła tak a nie inaczej, inne siły polityczne zachowały by się tak samo.

Drugie niebezpieczeństwo wiąże się z ocenianiem postępowania innych ludzi z punktu widzenia naszej wiedzy historycznej o tamtych czasach i z punktu widzenia konsekwencji i których my wiemy, a o których nie mogli wiedzieć uczestnicy wydarzeń. Po tych dwóch zastrzeżeniach można przejść do rzeczy.

Zacznijmy więc od pierwszej alternatywy: Polska nie poprzestaje na pobiciu Armii Czerwonej, prze dalej na wschód. Czy polska armia odnosi sukces oddalając się od swoich baz zaopatrzenia, zbliżając się coraz bardziej do baz przeciwnika? Trudno powiedzieć. Natomiast ówcześni mieli w pamięci nieudaną wyprawę kijowską, jej początkowy sukces, a potem fatalny odwrót. Ale jest też inne pytanie - czy kraje ościenne pozwoliły by Polsce na taki manewr? Polska była wówczas otoczona przez kraje nieprzyjazne: Czechy dopiero co zajęły Śląsk Cieszyński, Niemcy dopiero co stracili Pomorze i Wielkopolskę, Wolne Miasto Gdańsk w praktyce prowadziło politykę antypolską, Litwa dopiero co utraciła na rzecz Polski Wilno. Jedyni sojusznicy Polski to Węgry i Rumunia, ewentualnie Łotwa i Estonia. Na Zachodzie Polskę wspierała Francja, ale już postawa Anglii była wielce dwuznaczna. Czy w takich warunkach można było liczyć na dostarczanie zaopatrzenia dla armii (były z tym cały czas wielkie problemy!)? Czy w razie zbyt wielkich sukcesów Polski, nie groziła nam koalicja państw, która mogła zaatakować Polskę, szczególnie w razie pokonania Bolszewików? Warto też pamiętać, że ówczesnym problemem Polski numer jeden był brak pieniędzy, powszechna bieda, bezrobocie, nieprzystawanie sklejonych w jeden kraj regionów. Kalkulacja polityków prących do podpisania układu pokojowego była oczywista: należy zakończyć wojnę, aby wyniszczony wojnami kraj mógł stanąć na nogi.

Czy sam pokój mógł wyglądać lepiej? Czy można było wynegocjować lepsze warunki? Myślę, że tak, ale wiem to podpierając się dzisiejszą wiedzą o potencjale Bolszewików. Kalkulacja polskiej strony była  - jak słusznie zauważył Piotr Zychowicz - następująca: żądamy tylko tyle, ile jesteśmy w stanie utrzymać. Stąd Grabski wynegocjował mniejsze granice niż te, do jakich dotarło polskie wojsko. Mylił się? Znów trudno powiedzieć. Na pewno 100 kilometrów granicy w tą czy tamtą stronę nie uratowało by Polski w 1939 roku. Wydaje się, że jednak granica mogła przebiegać tak, by jak najwięcej Polaków znalazło się po naszej stronie.

W tym miejsce należy zapytać: czy Polska mogła utrzymać większe tereny? I w mniejszych granicach przecież wynikły niemałe problemy z mniejszościami narodowymi, głównie ukraińską, ale też białoruską. W szerszych granicach Polska nie musiała wcale być państwem silniejszym.

Czy możliwe było wynegocjowanie w Pokoju Ryskim państwa Ukraińskiego i Białoruskiego? Dziś wiemy, że Sowieci byli na to gotowi. Ale czy było by to korzystne dla Polski? Czy były by to kraje, które zgodziły by się na ścisły sojusz militarny z Polską? Moim zdaniem nie. Problem z ideą jagiellońską polegał ( i dalej polega) na tym, że jej wyznawców spotyka się głównie w polskich elitach, natomiast znacznie gorzej z  tym u innych tworzących tę unię: u Ukrainców, Białorusinów i Litwinów. Pod koniec XIX wieku ruchy narodowe tych państw rozwijały się zarówno w opozycji do Rosji, ale także (jeśli nie bardziej) w opozycji do Polski. Wszak często tym bliższym "wrogiem", tj. dziedzicem wsi, był mówiący po polsku szlachcic. Na Litwie rozwinęła się czarna legenda unii z Polską, na Ukrainie podstawą świadomości narodowej stała  się tradycja kozacka i hajdamacka, skierowana głównie przeciw Polsce. Ta tradycja w obu krajach żyje do dziś, doświadczają jej na co dzień nasi rodacy z Wileńszczyzny. Z kim w takim razie Polska miała budować tę neojagiellońską Unię? Chyba sama ze sobą.

Oczywiście, można też było by zbudować państwa marionetkowe, które tworzyły by "unię", a obywateli tych krajów ani ich elit można było by nie pytać o zdanie. Ale w praktyce oznaczało by to polską okupację tych, nie małych terenów. Cóż by to miało wspólnego z tradycją jagiellońską? Warto też pamiętać, że Rzeczpospolita Obojga Narodów nie była projektem, który powstał jednorazowo. Przeciwnie - był to wielowiekowy proces, rozpoczęty przez Kazimierza Wielkiego podbojem Rusi Czerwonej, który bynajmniej nie był bezbolesny i jednokierunkowy. Rzecz oczywista, że w warunkach rozbuchanych nacjonalizmów początku XX wieku było to nie do powtórzenia. I nie ma nic do rzeczy, że z  kalkulacji potencjałów wychodzi, że tylko zjednoczone państwa dawnej Rzeczpospolitej były by zdolne utrzymać swoją niepodległość przeciw Rosji i Niemcom. Ludzie są racjonali, kiedy wszystko inne zawiedzie, jak powiedział ktoś mądry. Najlepszy przykład to Semen Petlura, który wszedł w sojusz z Piłsudskim, kiedy w zasadzie nie miał innego wyjścia.

Tak więc państwa Białoruś i Ukraina, powstałe dzięki Pokojowi Ryskiemu mogły być państwami słabymi, mogły być infiltrowane przez Bolszewików, wreszcie mogły być państwami otwarcie wrogimi Polsce.

Podsumowując: mam wrażenie, że Piotr Zychowicz nieco dał się ponieść marzeniu o silnej, i wielkiej Polsce, której nic nie zagraża, która by potrafiła w XX wieku ocalić swoją państwowość i - kto wie - może zapobiec II wojnie światowej. To piękne marzenie, ale skierowane w złą stronę. To nie żadna unia była rozwiązaniem sytuacji. Zresztą jak Piotr Zychowicz wyobraża sobie unię Polski z Litwą, które dopiero co zabrała Wilno, albo z Ukrainą, z którą dopiero co walczyła na śmierć i życie o Lwów? Prawna jest inna. Polska nie przegrała Pokoju Ryskiego. Polska przegrała dwudziestolecie międzywojenne. Nie umiała stworzyć na tyle silnego organizmu państwowego, który potrafiłby militarnie stanąć na poziomie, na jaki wspięły się sąsiednie Niemcy.

Z jednym natomiast się zgadzam: Pokój Ryski był autorskim dziełem endecji. Istotnie Narodowa Demokracja była przeciwna "duchowi przygody" i raczej kierował nią racjonalny namysł. Ten zaś podpowiadał, że kontynuowanie wojny może się dla Polski skończyć, jak dla Bułgarii II wojna bałkańska.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura