Komputer '70 i dziewczyna
Komputer '70 i dziewczyna
barbie barbie
1105
BLOG

Wolność kobiet (tym razem prawdziwa)

barbie barbie Styl życia Obserwuj temat Obserwuj notkę 34
Jak sprawdzić, czy kobieta jest człowiekiem (bardzo stary sposób!)? Należy krzyknąć na ulicy: "Hej człowieku!" i sprawdzić, czy zatrzyma się jakaś kobieta...


Napisałem kiedyś notkę o paniach zwanych "Gold Diggers" oraz o ruchu #MeToo:

https://www.salon24.pl/u/barbarus/1279817,gold-diggers-i-metoo

W sobotę zauważyłem notkę dotycząca "Gold Diggers" Pani Edyty Kulpieński:

https://www.salon24.pl/u/edyta-kulpienski/1284283,milosc-na-sprzedaz


     Ponieważ Pani Edyta obwołała mnie kiedyś męskim szowinistą i napisała w swym komentarzu, że nie życzy sobie dyskusji ze mną, ja zaś gorąco się z takim zaszufladkowaniem nie zgadzam postanowiłem napisać całą notkę o kobietach i zmianach ich roli, które miałem okazję zaobserwować. 

    Nie wchodząc w szczegóły od czasu, gdy tylko odrosłem od ziemi nie narzekałem na brak zainteresowania ze strony dziewcząt. Były to jednak (mam na myśli połowę lat 1960) całkiem inne czasy. Społeczeństwo "realnego socjalizmu" było dość pruderyjne, a zachowanie się młodych ludzi dokładnie kontrolowane. Chodziłem do męskich szkół, dziewczęta spotykaliśmy zazwyczaj w obecności rodzin, nie było mowy o koedukacyjnych bursach lub akademikach, odwiedziny u koleżanki z roku były możliwe tylko w określonych godzinach (legitymację trzeba było zostawić na portierni), hotele sprawdzały, czy para jest "legalna", zbytnie afiszowanie się kawiarni lub po prostu na ulicy spotykało się z negatywnymi reakcjami. Ja "cnotę" straciłem w swoim pokoju gdzieś w okolicach 1963-64 około 11 przed południem - po prostu wtedy nikogo w domu nie było. Moja żona pracowała w połowie lat 1970 w muzeum w Bochni. Na rynku grasował tam starszy pan z laską, który gonił dziewczyny w zbyt krótkich jego zdaniem spódniczkach. Znane nam były nieliczne przypadki "sponsoringu", z którego korzystały atrakcyjne studentki. Jednak wiele studiujących zwłaszcza humanistyczne kierunki kobiet nie ukrywało, że okres studiów to dla nich praktycznie ostatnia okazja do "złapania" męża.

    Powszechnie było kontynuowane przedwojenne (patrz Boy) "piekło kobiet". Środki antykoncepcyjne? Proszę mnie nie rozśmieszać - mogły skutecznie zapobiec ciąży bardziej samym swym wyglądem niż sposobem działania. Królowało hasło "tylko margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna". Za 100% pewny środek antykoncepcyjny była uważana "szklanka wody zamiast!", popularna (choć zawodna) była "watykańska ruletka". Za to dostępne były także w publicznych szpitalach "usługi" przerywania ciąży. Kiedy moja Śp. Żona zgłosiła się w swej pierwszej ciąży do lekarza usłyszała pytanie "czy na pewno chce Pani urodzić?". Wyglądała rzeczywiście na bardzo młodą, ale pan doktor dysponował jej "książeczką zdrowia" i powinien wiedzieć, że miała wtedy 24 lata - czyli wiek jak najbardziej odpowiedni dla "pierworódki"! Aborcja była wówczas jednak czymś normalnym - jednak kobiety i dziewczęta ze względu na dyskrecję wybierały jednak raczej płatne prywatne gabinety. Rynkowa cena takiej "usługi" (nawet w komfortowym gabinecie dyplomowanego lekarza) była powszechnie znana i niezbyt wysoka. Według niektórych danych liczba (legalnych!) przerwań ciąży w Polsce (pomimo potępiania tego przez Kościół) sięgała w latach 1970 ponad 500 000 rocznie - ten "zabieg" był więc traktowany jako środek antykoncepcyjny, a jednak pomiędzy Bugiem i Odrą/Nysą rodziło się wówczas rocznie trzykrotnie dzieci więcej niż dziś!

    Zajście w ciążę dość skutecznie stygmatyzowało dziewczynę - musiała ją pod presją środowiska zawczasu w tajemnicy przerwać lub opuścić szkołę (w Krakowie pozostawało im prywatne liceum Sióstr Prezentek), nawet studentka z dzieckiem była w środowisku piętnowana i nie miała łatwego życia. Chłopaka, o którym wiedziano (niektórzy się przyznawali), że "przyczynił się" do tej ciąży nikt nie piętnował, co najwyżej spotykał się ze współczuciem ("aleś wpadł, brachu..."). Nawet starsze panie i starsi panowie hołdowali opinii - "cóż, chłopak musi się wyszumieć...". Pomijali jakoś kwestię z kim. Dziewczyny przecież powinny się cenić i zachować dziewictwo dla męża. Ciocie i wujkowie zawsze potrafili dodać 9 miesięcy do daty ślubu i poplotkować o rezultacie.

    I oto wszystko się zmieniło! Na przełomie lat 1960/70 wprowadzono doustne hormonalne pigułki antykoncepcyjne. Stosowanie ich pierwszych wersji nie było jednak obojętne - kobiety skarżyły się na spadek libido. Doskonalono także środki mechaniczne (np. spirale domaciczne). Rozwój antykoncepcji hormonalnej dla kobiet usunął większość niepożądanych skutków ubocznych. Wprowadzono również doustne środki znane jako "dzień po". Dziś wczesna aborcja jest realizowana głównie farmakologicznie.

    "Piekło kobiet" odeszło więc w zapomnienie. Nie mogło to pozostać bez wpływu na zmianę obyczajów. Do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku obowiązywały reguły pani Dulskiej - 

"ciężarna służąca Hanka wzięła 1000 złotych i poszła za swojego finanzfacha" - a Zbyszek? Dla niego nic się nie zmieniło! Dalej mógł się "wyszumiwać". 

    Pani Edyta do dziś piętnuje w swojej notce "Gold Diggers". A co z "łowcami posagów" czyli męskimi "Gold Diggers"? Czyżby ich nie było? Czy doprawdy dla tych kawalerów nie liczyły się w pierwszej kolejności środki finansowe, a nie walory intelektualne lub fizyczne panny? 

    Za mojej młodości (która przypadła na przełom lat 1960/70) o żadnej równości pomiędzy płciami nie było mowy. Sprawy były dość jasne - dziewczyny miały prawo kusić chłopaków, ale cała odpowiedzialność ze ewentualne skutki leżała po ich stronie. Od chłopak oczekiwano jedynie "honorowego zachowania" - a z honorem jak wiadomo w praktyce bywa bardzo różnie. Mamy o tym całą Operę Narodową (czyli "Halkę"). Tradycja małżeństw w "swojej sferze" żyła. Nikt też nie wpadał na pomysł, aby usunąć z liceum ojca (oczywiście nieślubnego) dziecka, ale dziewczyna, która zaszła w ciążę (nawet jeśli ją usunęła) musiała przerwać naukę. 

   Płcie obowiązywały różne prawa - chłopak powinien się przed ślubem "wyszumieć", a "samiec alfa" (czytaj przywódca, prezydent czy premier - a także biznesmen czy reżyser) miał (i często nadal ma!) prawo do wszystkich kobiet (przykłady proszę sobie "wyklikać") - ale kobieta powinna pozostawać "nieskalana". Nie dziwi mnie więc wcale ruch "#MeToo", choć osobiście wydaje mi się, że ujawnia się w nim sporo hipokryzji. 

   Rewolucja seksualna w wyniku której kobiety przestały być traktowane jedynie przedmiotowo wybuchła praktycznie równocześnie ze słynnym festiwalem Woodstock (1969). Hasło "make Love - no War", minispódniczkami, kultem młodości i smukłego ciała (Twiggy - urodzona w tym samym roku co Jarosław Kaczyński) - to wszystko stało się znakiem "permissive society" (społeczeństwa przyzwalającego). Dziewczęta i młode kobiety przestały się bać kochać! Zainteresowanie seksem wyszło z podziemia. Granice dopuszczalnego flirtu znacznie się przesunęły - dziś wspólnego wyjścia do kina czy kawiarni nie uważa się (jak w przedwojennej piosence) za randkę. Erotyzm opuszcza sferę marzeń dziewcząt i staje się po prostu dobrą zabawą na jawie. Dziewczęta się zmieniają - dobrą ilustracją jest postać australijki Sandy z filmu "Grease" (1978 ), która z niewinnego romantycznego szkolnego i zakochanego dziewczęcia przemienia się w drapieżnego wampa (" You're The One That I Want"), który dokładnie wie, czego i kogo chce oraz nie wstydzi się otwarcie i zdecydowanie do tego dążyć! Dziś już nikt poważnie nie mówi w Polsce o wprowadzeniu obowiązkowych mundurków szkolnych - raczej podnosi się konieczność pewnego ograniczenia swobody ubioru (zwłaszcza uczennic). Nikt już nie usiłuje bić laską dziewcząt po odsłoniętych nogach lub demonstracyjnie spluwać na widok zbyt odsłoniętego biustu. Nagość i seksualność kobiet, które w roku 1933 (film "Ekstaza" zakazany w wielu krajach) traktowano jako tabu zaczęła się pojawiać w wysokonakładowej prasie (brytyjski "The Sun", a w Polsce "Panorama" i "Perspektywy"), oprócz pism dla Pań domu pojawiły się "Bravo Girl" i podobne pisemka dla "wchodzących w życie nastolatek", lecz te ostatnio szybko przegrały ze smartfonami i dostępem do Internetu.

   Dziś kobiety w krajach rozwiniętych mogą samodzielnie decydować o swej seksualności i o jej skutkach. Jest to najważniejszy powód niskiej dzietności w tych krajach. Zmienia to strukturę ludności i może doprowadzić do bardzo poważnych problemów (podział dóbr, wielkie migracje itp.). 

   Podsumowując - wielu starszym (i już niezbyt atrakcyjnym paniom) oraz mniejszej liczbie starszych panów (wszak "wesołe jest życie staruszka") te wszystkie zmiany niezbyt się podobają, nie odpowiadają one bowiem ich przekonaniom i przyzwyczajeniom. Chłopcy i młodzi mężczyźni nie mają wyjścia - po prostu muszą zaakceptować fakt, że kobiety powoli lecz skutecznie uwalniają się spod ich kurateli (mężczyzn) i chcą równych praw - zarówno w pracy i w domu, jak i w łóżku. Ruchy popierania dziewictwa czy "tradycyjnych żon" (tradwife) mogą być dla wielu kobiet atrakcyjne, jednak nie bardzo wierzę w ich upowszechnienie się. Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - to nasze pokolenie (lat 1950) przygotowało dla młodych ten Świat - dziś jednak należy on już do nich i urządzają go po swojemu i dla siebie. Emeryci z "pokoleń 1940-1960" muszą się z tym pogodzić.


barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości