Bazyli1969 Bazyli1969
894
BLOG

Świat w malignie, czyli pośmiertny tryumf T. Adorno

Bazyli1969 Bazyli1969 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

Destrukcja jest formą tworzenia.
Anonim

image
Niemcy to dziwny kraj. W nim to bowiem obok  niezwykłych osiągnięć naukowych, technicznych, kulturowych i artystycznych wylęgły się potworne idee komunizmu, szowinizmu i nazizmu. Personifikując zbiorowość naszych zachodnich sąsiadów można by powiedzieć, iż przypomina ona pana Hyde i dr Jekylla. Dobro i zło, umiar i szaleństwo, delikatność i brutalność, poezja i bluzg… Od wyboru do koloru. Zaskakujące, ale nad wyraz realne. Niestety spośród pączkujących nad Renem i Łabą niebezpieczeństw zwykle nie dostrzegamy wszystkich. Nie trzeba przecież przypominać nikomu, że chory umysł A. Hitlera „wyprodukował” teorie o wyjątkowości tzw. rasy aryjskiej i ile kosztowało wykazanie fałszywości tych fantazmatów. „Mein Kampf” jawi się jako zbiór urojeń wyjątkowego egocentryka oraz postulatów pensjonariusza domu bez klamek. To właściwie aksjomat i każdy normalny człowiek przyjmuje go bez wątpliwości. O ile jednak przebicie osikowym kołkiem demona nazizmu spotkało się z powszechną akceptacją, o tyle bliźniaczy upiór komunizmu wciąż hasa po świecie i - jak się wydaje – przeżywa właśnie drugą młodość.

Kroplówkę czerwonemu golemowi dostarczyli znów (a jakże!) ludzie wywodzący się z Niemiec, a dokładniej reprezentanci tzw. Szkoły frankfurckiej (Frankfurter Schule), którzy mieli na tyle spostrzegawczości, iż już w latach 30. XX w. prawidłowo zdiagnozowali fiasko eksperymentu sowieckiego. W okresie powojennym, kiedy już  pochodzenie etniczne nie narażało na utratę życia,  wielu z nich powróciło do Republiki Federalnej i podjęło dalsze prace nad uszczegółowieniem  i sformatowaniem przekazu o nieśmiertelności idei komunizmu.  Jako ludzie ustosunkowani i będący członkami wielu wpływowych gremiów, nie mieli żadnego problemu z rozpowszechnianiem wirusa obłędu po prawie całym świecie. Znaleźli setki i tysiące uczniów, którzy zaangażowali się niemal po misjonarsku w zatruwanie umysłów milionów potencjalnych ofiar. Do najwybitniejszych przedstawicieli tego nurtu należał Theodor Adorno. Postać tyle inteligentna co przerażająca. Prawdę powiedziawszy równie niebezpieczna co A. Hitler. Przesadzam? A skąd! Jeśli ktoś wątpi, to proponuję zapoznać się z pracami T. Adorno i poświęcić nieco czasu na analizę treści. Zaręczam, że będzie to traumatyczne doświadczenie. Cóż tam znajdziemy?

Przebijanie się przez bagno słowotoku i barykady hermetycznego języka wspomnianego autora jest z pewnością zadaniem żmudnym. Nie oznacza to jednak, iżby średnio rozgarniętemu dorosłemu nie udało się wyłuskać istoty przekazu. A ten jawi się jako instrukcja do zdemolowania porządku społecznego. I to dosłownie! Powszechnie znany „marsz przez instytucje”, obrzydzanie autorytetów, seksualizacja młodego pokolenia, postponowanie instytucji rodziny, stawianie na tzw. dyskryminowane mniejszości (od kobiet, przez homoseksualistów, po Murzynów), relatywizowanie wszystkiego co tradycyjne, wywoływanie poczucia nieuzasadnionej winy wśród reprezentantów większości, nawoływanie do „róbta co chceta”, odbieranie słowom prawdziwego znaczenia, propagowanie politpoprawności i zaprzeczanie istnieniu prawdy, piękna i harmonii, rozbijanie wspólnot zbudowanych na fundamencie języka i historii, to wszystko patent T. Adorno i jego koleżków.

W sławetnym roku 1968, zaczadzeni adornowskimi miazmatami, studenci Europy Zachodniej wywołali bunt, który jednak okazał się przedwczesnym. Państwa miały jeszcze na tyle siły, że poradziły sobie z zagrożeniem, a wśród przywódców trzymających stery władzy zdarzali się prawdziwi mężowie stanu. Wprawdzie prowodyrów neomarksizmu nie spotkały żadne lub choćby tylko łagodne kary, ale na kilkadziesiąt lat zaniechano realizacji scenariusza przy pomocy ulicy. Dziś, gdy pokolenie 68 okupuje większość najważniejszych foteli od Gór Skalistych po Sycylię i Bug, podjęto kolejna próbę przetrącenie kręgosłupa normalności. Szeregi wykonawców testamentu T. Adorno są jednak dużo liczniejsze niż ponad pół wieku temu.

Tym razem sytuacja zdaje się być znacznie bardziej przerażającą.  Jak bowiem można spokojnie patrzeć na zachowanie policjantów, którzy miast stanąć na straży prawa i porządku, klękają przed rozwydrzonymi manifestantami? Jak zaakceptować deklarację burmistrza jednego z najważniejszych miast świata o zamiarze likwidacji pomników zasłużonych postaci historycznych i zmianie nazw ulic pod presją barbarzyńskiej tłuszczy? Jak bez emocji oglądać całowanie po nogach bezczelnych abderytów w akcie ekspiacji za wyczyny przodków sprzed kilku stuleci? Jak przejść do porządku dziennego nad pokładaniem się polskiej młodzieży na placach wielkich ośrodków w proteście przeciwko „polskiemu rasizmowi i kolonializmowi”? To jakiś obłęd!

Patrząc na skalę wydarzeń trzeba stwierdzić, iż zaskakująco duża część społeczeństw, przynależnych do niedawna do kręgu kultury europejskiej, została już beznadziejnie zainfekowana wirusem neomarksizmu. Jest ich tak wielu, że szala zwycięstwa całkiem realnie może przechylić się na stronę progresywistów spod sztandaru Szkoły frankfurckiej. I to wcale nie na drodze rewolucji, ale zwyczajnie, w wyniku elekcji. Idę o zakład, że olbrzymia większość uczestników barbarii nie ma pojęcia o co w tym wszystkim chodzi i jaki sznur kręci na własne szyje.  Być może odpowiada im przemiana z obywatela w żarłocznego konsumenta, Amerykanina, Francuza i Polaka w beznadziejnie nudnego obywatela świata, człowieka w istotę podobną krowie, producenta i człowieka pracy w zdemoralizowanego „proletariusza”. Być może… Nie jest to jednak scenariusz, który należałoby uznać za postępowy. To de facto potężny regres.

W moim przekonaniu nie jest  jeszcze za późno na to, aby obronić rodzaj ludzki przed stoczeniem się do poziomu istot człekokształtnych, napędzanych najnędzniejszymi instynktami. Wymaga to wszak zdecydowania i podjęcia walki o serca i umysły najmłodszych. Powtórzę: najmłodszych! W nich przecież trzeba upatrywać nadziei na przyszłość. Taką szansę mamy np. my. Niestety zegar tyka i naprawdę niewiele brakuje aby Theodor Adorno mógł w piekle z zadowolenia zacząć zacierać ręce.


PS Na pytanie o główny powód formułowania i propagowania destrukcyjnych planów przez tzw. Szkołę frankfurcką oraz co jest prawdziwym celem wyznawców tej chorej ideologii postaram się odpowiedzieć w jednej z kolejnych notek.


Link:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szko%C5%82a_frankfurcka



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo