Czemu? To dość proste. Otóż wypowiedzi wielu polityków, dziennikarzy, działaczy społecznych i zwykłych ludzi w Izraelu na temat Polski i Polaków są zrozumiałe. Tak, tak. Musimy to przyjąć do wiadomości. Spór idzie bowiem nie tylko o pieniądze lecz o wartości. Te drugie - wielu z nas o tym nie wie - hołubione przez sporą część żydowskiej społeczności Izraela są znacząco odmienne od panujących w kręgu cywilizacji łacińskiej, czyli u nas. Dla wspomnianej grupy świat kręci się, albo winien się kręcić, wokół żydowskości. Wszystko co poza nią jest w gruncie rzeczy nieistotne i poboczne. Ekskluzywizm i wyjątkowość w czystej postaci. A skoro w to wierzą, to naturalną rzeczą jest, iż wszyscy wokół powinni przyjąć to jako aksjomat. Stąd też powszechne odczucie Polaków (i nie tylko), że pewna część mieszkańców Izraela postępuje wyjątkowo bezczelnie. To prawda. Ale... Tak już było, jest i będzie. Nie warto liczyć na na przemianę w społecznościach, które od trzech tysięcy lat formowane są według tego rodzaju schematu. Dlatego też do postawy Izraelczyków winniśmy podejść na chłodno i traktować obecne zamieszanie jako rzecz w istocie naturalną. Wprawdzie prowadzony przez jedną ze stron nie fair ale jako spór pomiędzy dwoma państwami. Jak zostanie rozwiązany? Trudno powiedzieć, choć obawiam się, że wielu z nas może poczuć się zawiedzionymi. Zostawmy jednak niewielki bliskowschodni kraj...
Moim zdaniem dużo większym kłopotem są postawy prezentowane przez część miejscowej, nadwiślańskiej populacji. Gdy tylko sprawa nowelizacji ustawy o IPN zagościła w mediach, z nor, ciemnych zaułków i telewizyjnych ekranów poczęli wyłaniać się oburzeni przedstawiciele "światłej części społeczeństwa polskiego". I zaczęło się! Hańba, głupota, nadużycie, kompromitacja, klapa, blamaż, poruta... Soliści i całe chóry. A kto zaszczycił nasze oczy i uszy swymi tyradami? M. Ostrowski (donosiciel i lizus, który w czasach PRL donosił na pracowników kilku zachodnich ambasad, a podczas jednego ze spotkań z oficerem prowadzącym żebrał o przydział mieszkania), W. Cimoszewicz (pzpr-owski "demokrata" i syn aktywnego uczestnika Obławy Augustowskiej i funkcjonariusza Informacji Wojskowej), E. Michalik (zakochana w sobie plagiatorka), A. Friszke ( zaciekły obrońca "Bolka" i autor słów "PZPR była dużo bardziej pluralistyczna niż PiS"), R. Schnepf (dyplomata sabotujący działania własnego rządu, znany z przywłaszczenia prawie 500 tys. zł.), S. Blumsztajn (ten co "pier...li i nie rodzi" i nie pamięta swych młodzieńczych donosów na przyjaciół), J. Baczyński (znany ze swobodnego podejścia do związku małżeńskiego i tak jak wielu innych z "chóru" lubujący się we współpracy z tajnymi służbami), M. Kamiński (ksywka "Misiek"), M.Olejnik (wiadomo!)... To tylko bardziej znani.
Widać wyraźnie, że z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa dużo bardziej groźni od Izraela są miejscowi "chórzyści". Oni bowiem gotowi są zaśpiewać nie tylko po nowohebrajsku ale dosłownie w każdym języku. Wystarczy tylko aby pojawił się wystarczająco szczodry sponsor.
Inne tematy w dziale Polityka