Bazyli1969 Bazyli1969
1176
BLOG

Żydokomuna - mit czy fakt?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

"Mit Żydów komunistów mordujących polskich patriotów to echo odwiecznych antysemickich stereotypów".
prof.  Paweł Śpiewak

        
Przyznam otwarcie, że wczorajszy dzień nie był odpowiednim dla upublicznienia  niniejszej notki. Mam swoje - oparte o świadectwa z przeszłości i czasów obecnych -  poglądy i  szanuję ludzi, którzy potrafili zachować się jak należy. Mam tu na myśli np. bohaterów z  Żydowskiego Związku Wojskowego, Stanisława Ostwinda-Zuzgę czy Rubina Kupermana. Nie zmienia  to jednak faktu, iż dla tych co przekroczyli wszelkie normy człowieczeństwa i swoje plugawe czyny starają się umniejszać  albo nawet zakopać w głębokim dole niepamięci, nie mam zrozumienia. Szczególnie wtedy gdy ofiarom przyszywa się łatkę sprawców i bez jakiegokolwiek wstydu zaprzecza się rzeczom oczywistym. Kłamstwo należy piętnować. W innym przypadku zatruje  ono  organizm społeczeństwa  niczym ukąszenie jadowitej żmii  i  wywróci na nice porządek świata.


Temat: żydokomuna. Podobno jej nie było, a używanie takiego zwrotu jest parszywym nadużyciem świadczącym o szowinizmie wszystkich, którzy używają takiego określenia. Dobrze, świat nie jest wolny od fanatyków oraz dziwaków. Są przecież i tacy co to wszędzie widzą obcych, kryptofaunę lub Żydów. Ale o ile wiara w ingerencję pozaziemskich cywilizacji w dzieje naszego gatunku oparta jest o  pseudo-dowody, o tyle kwestia żydokomuny posiada mocne udokumentowanie.


Pamiętam, że jako młody chłopak (a raczej jeszcze jako chłopiec)  towarzyszyłem mojemu dziadkowi  w spotkaniach z jego dawnymi kolegami, którzy przeżyli okropieństwa II WŚ  i  okresu powojennego. Dyskutowali o sporcie, grali w karty, wspominali młode lata, słuchali Wolnej Europy, zastanawiali się co będzie z Polską. Ja oglądałem albumy pełne czarno-białych zdjęć z uwiecznionymi uśmiechniętymi młodymi wojakami II Rzeczpospolitej, klasery z egzotycznymi znaczkami, opasłe przedwojenne książki, kolekcje starych monet... Kolokwia te miały swojego rodzaju posmak tajemniczości, gdyż tych kilku starszych panów reprezentowało resztkę przedwojennych zawodowych wojskowych z VIII baonu pancernego i przez wiele lat miało zakaz wychodzenia z domów podczas prl-owskich świąt. Do dziś pamiętam opowieści o milicjantach  przychodzących do naszego domu w celu skontrolowania mojego dziadka. Jednak najbardziej wryły mi się w pamięć wspomnienia przyjaciela mojego przodka opowiadającego   jak to po powrocie z Wielkiej Brytanii był traktowany w komunistycznej Polsce. Człowiek ten nazywał się Walenty Kokowski i był Kawalerem Orderu Virtuti Militari. W czasie odbijania Italii z rąk faszystów wykazał się wielką odwagą, co podczas bitwy pod Piedimonte San Germano przypłacił utratą kończyny dolnej.  Gdy wrócił do ukochanej Ojczyzny  (pod koniec 1945 r.) został zaaresztowany i  wraz z moim dziadkiem (w czasie okupacji niemieckiej żołnierzem  podziemia) został  poddany przez władzę ludową okrutnej  "obróbce". Przyznam, że sporo z tych opowieści nie rozumiałem, ale dobrze zapamiętałem jedno. Zarówno pan Kokowski, jego kolega, któremu udało się wyjechać   z Grodna do Polski w 1956 r., jak i ojciec   mojej matki, z niekłamanym niesmakiem używali określenia: żydokomuna. Odbite nerki, wyrwane paznokcie, wyłamane stawy. Hmmm... Pojąłem ich ból po wielu latach.


Takim kamieniem milowym (rzecz jasna nie pierwszym, lecz niezwykle istotnym)  była lektura książki autorstwa A. Sołżenicyna pt. "200 lat razem". Wiem, Sołżenicyn to z przekonania zatwardziały Wielkorus, ale nakład pracy jaki włożył w powstanie tej pozycji i skrupulatność opisu muszą  budzić podziw. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż autor na podstawie wielkiej ilości dokumentów (wspomnień, pamiętników, rozkazów, rozporządzeń,  not, depesz itp. itd.) sporządził "zdjęcie" uwidaczniające rolę Żydów w ruchu rewolucyjnym w Rosji. W oparciu o tę książkę  nikt o zdrowym umyśle nie nie może oznajmić, że rola  Żydów w zwycięstwie oraz ekspansji komunizmu była niewielka i nieznacząca. Wprawdzie inne nacje zamieszkujące Imperium Romanowych aktywnie współuczestniczyły w  krwawym przewrocie, jednak bez fanatycznego zaangażowania olbrzymiej grupy  żydowskich czerwonych "apostołów",  idee zawarte w dziełach Marksa nie miałyby szans na wdrożenie w życie. Trzeba przykładów? Proszę bardzo!


Przywoływane do znudzenia nazwiska: Trocki, Jagoda, Litwinow, Radek, Zinowiew, Kamieniew są już symbolami. Nie jest jednak tak, iż wkład żydowskich rewolucjonistów ograniczał  się  li tylko do niewielkiej grupy pierwszoplanowych aktywistów. Pominę zatem sprawy wierchuszki sowieckiej - bo to rzecz znana -  i pozwolę sobie na oświetlenie tych miejsc, w których bolszewicka gorliwość była równie pożądana jak ta na Kremlu, a nawet realnie decydująca w zwycięstwie zbrodniczej ideologii. Popatrzmy... Nie jest tajemnicą, że aby zdobyć i utrzymać władzę trzeba koniecznie posiąść wpływy w strukturach siłowych i... gospodarce. Według A. Sołżenicyna już w najwcześniejszym okresie rewolucji bolszewickiej reprezentanci nacji żydowskiej zdobyli przyczółki, a potem zdecydowaną przewagę we wspomnianych resortach. Przy tworzeniu Armii Czerwonej - prócz L . Trockiego -  niepoślednią rolę odegrali: Efraim Sklianski, Glazman, Sermkus i Dreizer. W każdej dywizji i w każdym pułku komisarzami politycznymi byli Żydzi, a wśród tzw. Czerwonych Kozaków (nie mających podobno w swych szeregach prawie żadnych Rosjan) praktycznie cała kadra oficerska składała się z osób pochodzenia żydowskiego. Każdy dowódca Frontu czy też Armii miał "garb" w postaci komisarza politycznego. 90% z nich to ludzie wywodzący się spośród mniejszości żydowskiej. Podobnie tajne służby, mające za zadanie rozpoznawanie i eliminowanie wrogich elementów. Takimi "genetycznymi" wrogami rewolucji byli oczywiście członkowie  rodziny carskiej. Wprawdzie została ona wymordowana przez Węgrów  i  Rosjan, ale nadzór nad tą akcją sprawowali Szaj Filip Gołoszcziokin i Jakow Jurowski. Zarówno kierownictwo  jak i liczni szeregowi bojcy pochodzili z rodzin żydowskich. Wśród nich pojawiały się takie "kwiatki" jak  np. Rebeka Plastnin-Meisel, która osobiście zamordowała strzałami w głowę  (w Archangielsku) ponad sto osób, albo Rozalia Załkind-Ziemlaczka odpowiedzialna za zejście z tego świata kilku tysięcy "białych" wziętych przez bolszewików do niewoli na Krymie.  Przy zabijaniu kilkuset miała uczestniczyć osobiście.


Czujność rewolucyjna stanowiła najwyższą wartość w szeregach służb specjalnych bolszewickiej władzy. Doskonałym przykładem potwierdzającym to spostrzeżenie był przypadek formacji odpowiedzialnych za aprowizację w dobie wojennego komunizmu. Pierwsze skrzypce grały tu takie persony jak: Mojsiej Frumkin, Jakow Brandenburski-Goldziński, Isaak Zielinski, Siemion Woskow, Miron Władimirow-Scheifinkel, Grigorij Suzmanowicz czy Mojsiej Kalmanowicz. Niektórzy z nich posuwali się do metod niewyobrażalnych dla cywilizowanych ludzi. W obwodzie tiumeńskim rekwizycje były tak dotkliwe, iż chłopi stojący przed widmem głodu i śmierci swoich rodzin zbuntowali się i poczęli sprzeciwiać się władzy  komunistów, którą początkowo wspierali. Mieli jednak pecha. Odpowiedzialny za rekwizycje niejaki Indenbaum wraz z pomocnikami (Goldinem, Ejdamnem, Lewinem i Sklianskim) przy pomocy wypuszczonych z więzień kryminalistów krwawo spacyfikowali bunt. Po tych wydarzeniach podczas X Zjazdu Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) przeprowadzonego w 1921 r. chwalili się, że "tych chłopów, którzy nie chcieli oddawać wyznaczonego przydziału, wrzucali do głębokich rowów, zalewali wodą i zamarzali [ci chłopi]".  Innym razem wobec sprzeciwu kupców z Archangielska, nie wykazujących ochoty do sponsorowania bolszewików, specgrupa   złożona w  przewadze  z Żydów wyspecjalizowała się  w torturach polegających na przypalaniu opornych żywym ogniem.  I tak np. jeden z najbardziej zawziętych przedsiębiorców zakończył życie na rozgrzanej płycie własnego pieca.


Walka z reakcją nie ograniczała się jednak do starć zbrojnych i szpiclowania. Trzeba było zniszczyć dotychczasowy porządek, wartości, kulturę, obyczaje, religię. Jednym z "przodowników" na tym polu był niejaki Szpicberg (dawnymi czasy adwokat od rozwodów)  wsławiony tym, iż z każdej cerkwi potrafił zabrać przybory liturgiczne, a w razie nie zadawalających efektów rozbijał groby zmarłych patriarchów i świętych mnichów, po to by obedrzeć ich ze szczerozłotych precjozów. Kiedy patriarcha Tichon w sierpniu 1920 zwrócił się do władz bolszewickich z wnioskiem o dymisję Szpicberga, władze komunistyczne z nieukrywaną radością odmówiły tej prośbie. Podobnie urągając tradycji, wierchuszka bolszewików powołała instytucję o nazwie Związek Wojujących Bezbożników wsławiony zniszczeniem wielu prawosławnych świątyń i zamordowaniem mnóstwa kapłanów, na czele której stanął niejaki Gubelman-Jarosławski. W tym dziele wspierał go z zacięciem Komsomoł kierowany pierwotnie przez Oskara Ryfkina, a następnie przez Łazara Szackina.


A czy rewolucja mogła obyć się bez pieniędzy? W żadnym razie. I o to bolszewicy zadbali z największa starannością. Według dostępnych źródeł zadania związane z tym segmentem działalności powierzyli zaufanym ludziom. I tak do kontaktów ze światową finansjerą delegowali m.in.: Dimitrija Rubinsteina, Abrama Żywotowskiego, Grigorija Liessina, Jakowa Berlina oraz Izydora Kona. 


W prasie, nauce, sądownictwie, propagandzie, ochronie zdrowia, kinematografii od roku 1918 pierwsze skrzypce grali Żydzi. Wzbudziło to z czasem niezadowolenie mas rosyjskich, które nierozważnie udzieliły  poparcia bolszewickim rewolucjonistom. Najbardziej doskwierał ludowi  rosyjskiemu rozdźwięk pomiędzy głoszonymi przez bolszewików hasłami a życiem codziennym przywódców rewolucji. Przewodnicy mas ludowych bez tzw. krępacji  weszli ochoczo w buty "burżujów".  Poczęli bowiem tworzyć w najważniejszych miastach Rosji wydzielone kwartały, swoiste getta. Moskiewski "Nacjonal" i "Metropol" oraz kilka innych reprezentacyjnych  budynków Moskwy zasiedliła sowiecka elita żydowska.  W tych enklawach pojawiły się  ekskluzywne restauracje. Serwowano w nich wędzone jesiotry, sery, masło, kawior i mnóstwo innych smakołyków. Istniały osobne dziecięce ogrody, biblioteki, kluby. To   wszystko w czasie gdy na Powołżu, Ukrainie i w znacznej części północnej Rosji  panował przerażający głód. Potem, gdy Lenin ogłosił NEP, wybrańcy przenieśli się do podmoskiewskich dacz, pozostałych po kupcach, szlachcie i  burżuazji.


Gdy emocje sięgnęły zenitu a rzeczywistość poczęła przerażająco skrzeczeć Rosjanie podnieśli bunt. Załoga Kronsztadu oraz robotnicy w Moskwie i Piotrogrodzie zaprotestowali pod hasłem "Precz z komunizmem i Żydami!".  Niestety, rak bolszewizmu wżarł się zbyt mocno w krwioobieg Rosji. Gdy rdzennie rosyjscy żołnierze kierowani przez komunistów przeciw strajkującym robotnikom i marynarzom Krosztadu poczęli odmawiać wykonywania rozkazów, dowództwo bolszewickie rozpoczęło krwawy terror. Dziesiątkowano całe bataliony i pułki. Żydowscy i łotewscy komisarze nie nadążali z  ładowaniem naganów i strzelaniem w potylice buntowników.  Niewiele  jednak  to pomogło. W obliczu narastającego buntu zgraja zbrodniarzy postanowiła przeciw swym dotychczasowym sojusznikom wykorzystać oddziały Baszkirów, Czuwaszów, Kirgizów i Sybiraków. Znaczące wsparcie tyrańska władza uzyskała od swych teoretycznych przeciwników, czyli tzw. eserowców i mieńszewików. Było to tym łatwiejsze, że również te organizacje zostały zdominowane przez przywódców wywodzących się ze środowisk żydowskich. "Zacięci wrogowie"  bolszewizmu w osobach Borisa Magidowa, Abrama Dieborina, Aleksandra Heuchbarga, Jakowa Liwszyca  i Łazara Kogana, w obliczu zrywu rosyjskiego ludu poparli zdecydowanie władzę bolszewicką.  Ostatni poważny sprzeciw wobec komunizmu został utopiony we krwi dziesiątków  i setek tysięcy Rosjan.  Tylko niewielu z nich uciekło do Finlandii.


Po tym czasie nic już nie mogło zagrozić władzy komunistów. Rebelie chłopskie, wybuchające od czasu do czasu, walka z niedobitkami  "białych" trwajacych na posterunku do roku 1924,  to był margines. W razie potrzeby moskiewscy towarzysze niezmiernie miłujący pokój nie wahali się użyć lotnictwa, czołgów a  nawet broni chemicznej przeciw swym przeciwnikom. W tymże czasie bolszewizm odsłonił swe prawdziwe oblicze. Niezagrożona w swej władzy czerwona arystokracja była pewna przewagi. Bystry obserwator zdarzeń mających ówcześnie miejsce o nazwisku Korolenko  zapisał: "Pośród bolszewików jest   wielu Żydów i Żydówek. Cechą ich jest skrajny nietakt i niebywała pewność siebie, która rzuca się w oczy i drażni".  Również żyjąca później na emigracji "biała" Rosjanka A.B. Tyrkowa-Wiliams pisała: "Pośród nich [imigrantów zwabionych rewolucją] było szczególnie wiele  Żydów. Języka rosyjskiego prawie nie znali. Naród, nad którym zdobyli  władzę, był  im obcy, a oni czuli się jak zwycięzcy w podbitym kraju".  Rosja przez kolejnych kilkadziesiąt lat przeżywała  okres smuty. Mało brakowało aby czerwony terror opanował także Niemcy i Węgry. Według badaczy, i w tych krajach pierwsze skrzypce grali działacze wyrwani z talmudycznych okowów. Askelrod, Levin, Toller, Landauer ostrzyli zęby na potencjalne profity mogące płynąć z opanowania Bawarii. Na Węgrzech w roku 1919 spośród 49 komisarzy ludowych aż 31 było pochodzenia żydowskiego.  Komunistyczne władze w Budapeszcie zakazały wywieszania narodowych flag, śpiewania hymnu, burzyły pomniki Stefana Wielkiego, gen. Bema i Rakocziego. W ciągu kilku miesięcy sprawowania przez nich władzy zostało zamordowanych prawie sto tysięcy ludzi... Po 1945 scenariusz zastosowany z powodzeniem w Rosji został powielony na ziemiach na wschód od Łaby.


Żydokomuna to fakt czy fantasmagoria? Fakt. Wielu  potomków zbrodniarzy i janczarów systemu komunistycznego z miedzianym  czołem zaprzecza. Jak to?  To my jesteśmy ofiarami. To nas nie wspomogli w latach okupacji i prześladowali polscy szowiniści, a potem wygnali. My jedynie budowaliśmy nowy, wspaniały  ład. Przecież  Polacy mieli  obowiązek ratowania naszej nacji! Mieli? Czy heroiczne dokonania tysięcy "Ulmów" doczekają się żydowskiego zrozumienia i uznania? Czy kiedykolwiek nasi (pra)dziadowie usłyszą szczere i gremialne "dziękujemy"? Raczej  nie. Czy władze Izraela, coraz to natarczywiej  roszczące sobie pretensje do spadków po obywatelach polskich narodowości żydowskiej, zdobędą się na przeproszenie nas za Fejgina, Różańskiego, Światło, Bermana, Wolińską, Brystygier...  Wątpię.


Prof. Śpiewak oraz jemu podobni mogą popełnić tysiąc prac, wystąpić w  telewizji dziesiątki razy, zagościć w sprzyjających im rozgłośniach radiowych na długie tygodnie,  ale nie są w stanie zmusić mnie do tego abym używając tytułowego określenia stosował cudzysłów.


PS A tu fragment pracy A. Sołżenicyna:
https://docer.pl/doc/nnecsns




Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura