Być może jestem jednym z niewielu, którzy to zauważyli i należę do tych - jeszcze bardziej nielicznych - co to zapamiętali. 12 grudnia 2017 nasz nowy premier wygłosił w sejmie expose. Nie chodzi jednak o jego treść, formę i odbiór ale o zupełnie coś innego. Otóż śledziłem to wystąpienie, relacjonowane - chyba - przez wszystkie telewizje. Przyznam, iż odebrałem je jako poprawne ale bez fajerwerków. Na tle wystąpień tak "charyzmatycznych" postaci jak p. Kopacz czy p. Buzek prezentowało się przyzwoicie. Tak na czwórkę z minusem. Dodam, że nie wpłynęło na moją ocenę przemowy średnio przystojne pożegnanie z B. Szydło, czy też spodziewane i otrąbione z góry zdymisjonowanie innych, jak dziś się okazuje, nie najgorszych ministrów. Starałem się podejść do wydarzenia bez uprzedzeń, tym bardziej, że M. Morawiecki ma całkiem przyzwoity życiorys. No ale...
Wkrótce po zakończeniu swej przemowy nasz nowy szef wszystkich ministrów opuścił salę sejmową i zgrabnym krokiem wyruszył ku nowym wyzwaniom. Zdarzyło się jednak, iż na korytarzu parlamentu został zatrzymany przez kilku (trzech lub czterech) osobników wyróżniających się nietypowymi kreacjami. Rzut oka wystarczył by zorientować się, że byli to reprezentanci "starszych braci w wierze". Zapamiętałem, iż premier nie był zbyt zadowolony z tego spotkania. Przynajmniej tak odebrałem jego mowę ciała. Ale interlokutorzy stwarzali wrażenie nieustępliwych i nachalnych. Trochę to trwało i... Co dalej? Tego kamery nie pokazały. Dziś, po kilku miesiącach od tego zdarzenia, można śmiało przypuścić (odrzucając wszelkie domysły z pogranicza s-f), iż grupka mozaistów ukazana w tv najpewniej nie pytała M. Morawieckiego o to która jest godzina lub o drogę na lotnisko. Wydaje się za to, że kwestie przez nich podnoszone miały bezpośredni związek z tematami poruszanymi obecnie przez blogerów, dziennikarzy, ambasador Izraela w Polsce, nadwiślańską V kolumnę, kancelarie prawnicze i senat USA.
Jako że wraz z premierem Morawieckim przyszliśmy na świat prawie w tym samym czasie, doświadczyliśmy tych samych przyjemności płynących z siermiężności realnego socjalizmu, korzystaliśmy z takich samych używanych podręczników, staliśmy godzinami w przedświątecznej kolejce po kubańskie cytrusy, rzucaliśmy antykomunistyczne ulotki ryzykując swą przyszłość, czuję się uprawniony do zadania (wszak kto pyta - nie błądzi) następującego pytania: Panie premierze, przypuszczam, że wtedy gdy bolszewickie sługusy wywoziły Pana do lasu i groziły śmiercią, utwierdził się Pan w przekonaniu o konieczności walki o dobro swojej Ojczyzny i Narodu. Jeśli tak, to absolutnie nie rozumiem Pańskiego milczenia w kontekście wrogich działań podejmowanych wobec Polski przez lud, który od tysięcy lat tuła się po świecie i z nikim nie potrafi żyć w przyjaźni. Co jest przyczyną Pańskiego milczenia?
Nie liczę na odpowiedź, ale "czasami człowiek musi, inaczej się udusi".
Inne tematy w dziale Polityka