Bazyli1969 Bazyli1969
890
BLOG

Trzy bitwy, Ulryk Czerwonka i fanatyczni katolicy

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Człowiek bez wiary jest tylko półczłowiekiem.
Johann Wolfgang von Goethe

image

https://forumdlazycia.wordpress.com/2014/12/31/bogurodzica-piesn-pierwszy-polski-hymn-narodowy/

Spieranie się o kwestie fundamentalne budzi zwykle gorące spory, które niekiedy przekraczają granice dobrych obyczajów. Dla postronnych obserwatorów mogą być poprzez to bulwersujące. Sądzę jednak, iż mimo wszystko zacięta walka na słowa dobrze świadczy o witalności stron i poziomie zaangażowania uczestników debaty w sprawy publiczne. Istnieje wszakże jeden warunek niezbędny do tego aby wspomniane dysputy traktować poważnie. W moim przekonaniu jest nim wyzbycie się argumentowania na sposób sekciarski. W przeciwnym przypadku - szkoda prądu! Niestety odnoszę wrażenie, że nie wszyscy blogerzy pisujący na Salonie podzielają tę opinię, czym w sposób naturalny obniżają rangę swoich - często  ciekawych - wywodów. Wzorcowym przykładem tego rodzaju zdefektowania rozważań okazała się notka autorstwa Ryuuk-a, zatytułowana "Konfederacja barska - religijne zaczadzenie czy pierwsze powstanie narodowe?". Temat niezwykle interesujący, niedoceniany, dramatyczny, niejednoznaczny. Nie zważając na powyższe, twórca notki objawił się jako demiurg dysponujący wiedzą tajemną pozwalającą na wydanie bezdyskusyjnego werdyktu: konfederaci barscy to nawiedzeni katole, którzy brakiem rozsądku i religijnym zacietrzewieniem doprowadzili do upadku obozu reformatorskiego  i rozbiorów I Rzeczpospolitej. Nie będę odnosił się do wszelkich nieuzasadnionych i wziętych z kapelusza  twierdzeń zawartych w ww. tekście, gdyż wymagałoby to popełnienia  co najmniej  grubaśnej broszury. Pozwolę sobie za to na polemikę w zakresie ogólnym. Innymi słowy, postaram się dowieść, iż bez poważnego traktowania pierwiastka duchowego przez naszych antenatów (tak nieudolnie ośmieszanego przez Ryuuk-a i jego braci w poglądach),  zwyczajnie i po prostu Polski mogłoby nie być, a salonowi kpiarze mieliby co najwyżej  szanse na wymianę poglądów w języku niemieckim, rosyjskim albo tureckim. Dodam, że mam wątpliwości, czy da się polemizować z fanatycznym wrogiem "fanatyków", ale przecież spróbować nie zaszkodzi.


Aby zobrazować w czym rzecz, wybrałem z naszych dziejów trzy, powszechnie znane wydarzenia, w których element duchowy a dokładniej religia chrześcijańska, stanowiła faktor decydujący o ich wyniku.


Mało jest osób nie potrafiących podać dokładnej daty starcia sił polsko-litewskich z Zakonem Krzyżackim pod Grunwaldem.  Pięknie przedstawione przez H. Sienkiewicza i A. Forda zawładnęło naszą wyobraźnią. Nie było to zresztą trudne bo któż nie lubi podziwiać własnych zwycięstw. Niewielu jest jednak takich, którzy znają kulisy konfliktu i przebieg zdarzeń poprzedzających lipcowy bój. Wbrew pozorom obóz polsko-litewski nie był monolitem. Prawdę mówiąc sojusznicy mieli nieco inne podejście do zagadnienia krzyżackiego i odmiennie  oceniali poziom zagrożenia. Różnice objawiły się z całą siłą po 15 lipca 1410 r. i podczas oblężenia Malborka. Trzeba bowiem przypomnieć, iż pierwszy król z dynastii Jagiellonów miał wiele za uszami i jak każdy polityk tej rangi, całe rzesze nieprzejednanych wrogów. Jednym z najcięższych zarzutów wysuwanych wobec Władysława II  było to, że nie dba szczerze o żywotne interesy Korony, przedkładając nad nie dobro swej ojcowizny. Prócz tego, wielu herbowych powątpiewało w szczerość nawrócenia potomka Giedymina, co znalazło oddźwięk w licznych przekazach z tamtego czasu.  Król znał doskonale nastroje społeczne i - trzeba to przyznać - w przeddzień od dawna planowanej rozgrywki z Zakonem, czynił starania aby opinię o swojej osobie mocno poprawić. Okazywał ostentacyjną religijność, fundował kościoły, przestrzegał postów. Dziś moglibyśmy powiedzieć, iż podobnie jak D. Tusk składający kościelne przyrzeczenie małżeńskie w 2005 r. po 27 latach związku, zastosował przemyślaną kampanię marketingową, która przyniosła wymierne efekty. Nie omieszkał też zjednać sobie znacznej części ostrożnej dotąd części kleru (głównie z Wielkopolski i Kujaw), licząc na wsparcie w procesie pozyskiwania  zwolenników spośród rycerstwa i mieszczan. Czy działał tak bez przyczyny? W żadnym razie! Dla pozyskania większości możnowładców wystarczyło sypnąć groszem lub przekazać intratną "fuchę". Wobec mas rycerskich tego rodzaju manewru nie dało się zastosować. Należało zatem uderzyć w najczulszą strunę, a tą była głęboka religijność. Członkowie narodu politycznego musieli poczuć, że król jest jednym z nich, podziela ich poglądy i ceni te same wartości. Obecnie na ogół lekceważy się  znaczenie czynnika wiary przy podejmowaniu decyzji politycznych w omawianej dobie. Z całym przekonaniem trzeba uznać takie podejście za błędne. Świadectwa opisujące motywacje rycerstwa polskiego  ciągnącego pod Grunwald pozostawił nam m.in. Jan Długosz. To z jego Kroniki dowiadujemy się, iż obok głębokiej niechęci do panów pruskich wynikającej z rywalizacji ekonomicznej i doświadczeń natury militarnej, równie istotną, a nawet ważniejszą, była awersja spowodowana niechlubnym postępowaniem krzyżaków w życiu codziennym. Teoria i praktyka w państwie zakonnym już wtedy przestały być bliźniętami. Obserwacje te potwierdzają zresztą dziejopisowie żyjący wśród braci z czarnym krzyżem na płaszczach. Ot choćby Piotr z Dusburga (XIII/XIV w.) wspomina o zachowaniach, których sam był świadkiem. Zdumiewało go, iż w przeciwieństwie do minionych czasów, bracia nie czytają już Biblii przed posiłkami, nie praktykują ascezy, żegnają się niedbale i mnóstwo zachodu poświęcają sprawom doczesnym. Nie inaczej członków Zakonu oceniał (chociaż dyskretniej) piszący w drugiej połowie XIV stulecia Wigand z Marburga. Świadectwa te dowodzą, że odkąd definitywnie pobito pogańskie plemiona  i stworzono państwo w Prusach, wektor uwagi zakonników ze spraw "niebiańskich" nieodwracalnie przesunął się w kierunku zainteresowań ziemskich. W związku z tym nie będzie nadużyciem stwierdzenie, iż na polach Grunwaldu stanęły naprzeciw siebie stalowe szeregi głęboko wierzących w swej masie mieszkańców Korony i w znacznym stopniu zlaicyzowanych panów pruskich. Jakim wynikiem zakończyło się krwawe starcie pięćdziesięciu tysięcy mężów - wiemy wszyscy.


Kolejny konflikt z niezwykle silnym ładunkiem religijnym to Odsiecz Wiedeńska. Przeciwko liczącej minimum 120 000 armii tureckiej (wg niektórych źródeł liczyła ona nawet dwa razy tyle wojaków), stanęło ok. 70 000 aliantów, w tym ponad 25 000 Polaków. O wyniku bitwy wiedeńskiej przesądziła szarża kawaleryjska z dominującym udziałem husarii. Osmanowie nie utrzymali pola i znaczna część Europy mogła odetchnąć. I w tym przypadku batalia mogła zakończyć się inaczej, lecz wielu mieszkańców Rzeczypospolitej solidarność chrześcijańską brało całkiem poważnie. Bez tego Jan III Sobieski we wrześniu 1683 r. nie mógłby rozpocząć listu do żony od następujących słów: Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Cóż bowiem miałby czynić nawet tak zdolny wódz i organizator gdyby napotkał obojętność? Od dawna wiadomo, że dla prowadzenia wojny niezbędne są trzy rzeczy, czyli: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Te - jak to zwykle w naszej historii bywało - mimo obietnic zachodnich koalicjantów płynęły skąpym strumieniem. Rzeczpospolita po dziesięcioleciach niszczących wojen i przy słabości aparatu państwowego również nie miała  możliwości wygenerowania odpowiednich kwot. Na wysokości zadania stanęli za to jej obywatele ruszając na wyprawę własnym sumptem. Przypuszcza się, że prawie połowa towarzyszy pancernych i husarzy zrezygnowało z wynagrodzenia za wyprawę i na własny koszt dokonało zakupów akcesoriów niezbędnych podczas wojny.  Jak wielki zapał i religijne uniesienie panowały w szerokich rzeszach szlachty niech świadczy przypadek Wojciecha Rubinkowskiego, służącego w chorągwi husarskiej Aleksandra Sobieskiego, który ruszył na odsiecz Wiedniowi mając... 95 lat! Ten dzielny starzec - według wspomnień jego syna - podczas walk z muzułmanami miał zostać dwukrotnie ranny i mimo to przeżyć.


Jako ostatni przykład przywołam zdarzenia związane z wojną polsko-bolszewicką. Oto latem 1920 r. cofające się praktycznie na wszystkich frontach Wojsko Polskie, a z nim cały naród,   liczyli już tylko na cud. Przynajmniej tak się wydawało.  Zmęczeni długimi marszami, zdziesiątkowani chorobami i przerażeni brutalnością Armii Czerwonej, polscy żołnierze resztką sił podjęli jednak jeszcze jeden wysiłek, zakończony victorią warszawską.  Przebieg  zmagań nie znalazł tragicznego dla nas finału z kilku przyczyn, lecz najważniejszą okazała się akcja przeprowadzona równocześnie przez przywódców politycznych oraz Kościół. Wysiłki podjęte przez oba czynniki doprowadziły do uzyskania efektu synergii, wobec którego najeźdźcy okazali się bezsilni. Kiedy bowiem regularne jednostki nie nadążały z uzupełnianiem szeregów i z wolna począł w ich szeregi wkradać się groźny defetyzm, liderzy ruchu ludowego wraz z episkopatem wystosowali apele skierowane przede wszystkim do włościan. Udział tych ostatnich w formacjach frontowych wynosił nieco ponad 60% ale  stosunek ludności wiejskiej do toczącej się wojny był  często niechętny lub - w najlepszym razie - obojętny. Pełniący obowiązki szefa rządu W. Witos znał nastroje chłopów i zaapelował w słynnej odezwie do tej grupy społecznej o pomoc w obronie Ojczyzny. Jednocześnie episkopat w liście z dnia 07 lipca 1920 r. stwierdzał: "Wróg [bolszewicy] to tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła. Za jego stopami pojawiają się mordy i rzezie, ślady jego znaczą palące się wsie, wioski [sic!] i miasta, lecz nade wszystko ściga on w swej ślepej zapamiętałej zawiści wszelkie zdrowe związki społeczne, każdy zaczyn prawdziwej oświaty, każdy ustrój zdrowy, religię wszelką i Kościół. Mordowanie kapłanów, bezczeszczenie świątyń świadczy o drogach, przez które przechodzi bolszewizm. [...] Dajcież ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy. Nie słowem samym, ale czynem stwierdzajcie, iż ją miłujecie. Godnymi się stańcie najdroższego daru wolności przez wasze poświęcenie się dla Polski." Poszczególni biskupi też nie pozostawali bezczynni. Np. w diecezji podlaskiej, kujawsko-kaliskiej, płockiej oraz archidiecezji warszawskiej ich zwierzchnicy kierowali do wiernych listy nawołujące do mobilizacji "religijno-patriotycznej", nakazywali podległym kapłanom aktywne uczestnictwo w organizowaniu oporu, przekazywali środki finansowe na potrzeby wojska. Na odzew nie czekano długo. Lud polski zareagował masowo. W ciągu pierwszych dwóch tygodni w szeregi obrońców wstąpiło ponad 100 000 ochotników, z tego ponad połowę stanowili chłopi. Zwykli kapłani niekiedy wspólnie ze współwyznawcami stawali na pierwszej linii. Wymownym przykładem jest ks. I. Skorupka. Ten niespełna trzydziestoletni duchowny w bitwie pod Ossowem osobiście dał przykład żołnierzom. Kardynał Kakowski zapisał, iż "... młodociany żołnierz nie wytrzymał ataku i zaczął się cofać. Cofali się oficerowie i dowódca pułku. Wtedy ks. Skorupka zebrał koło siebie kilkunastu chłopców i z nimi poszedł naprzód." Według relacji oficera świadka wydarzeń "był przez ludzi [bolszewików], którzy dopadli ciała, a być może zrywali właśnie krzyż, zegarek, buty, z wściekłością przebijany bagnetem." Śmierć ta nie poszła na marne.


Powyższe przykłady wykazują, że upatrywanie w chrześcijaństwie i wypływających z niego wartościach dowodu na tryumf ciemnoty oraz obskurantyzmu jest zwyczajnie niemądre. Rzecz jasna do wyzwań z rodzaju być albo nie być da się podejść bardziej pragmatycznie. Czynił  tak np. dowódca najemników z okresu Wojny Trzynastoletniej, niejaki Ulryk Czerwonka. Kiedy Zakon zalegał z wypłatą żołdu, po prostu sprzedał Polakom za 190 000 węgierskich florenów zamki w  Malborku, Tczewie oraz Iławie. Sprytny Czech znalazł naśladowców w różnych okresach historycznych. To m.in. przez takie relatywistyczne podejście do wierności, honoru i odrzucenie zasad chrześcijańskich, wiele wojen ciągnęło się przez długie lata. Przechodzenie spod jednego sztandaru pod drugi bywało normą, a za tzw. pragmatyzm płacili życiem, zdrowiem i majątkiem zwykli mieszkańcy wielu regionów Europy. Żeby przekonać się o tym, iż nie są to li tylko puste słowa wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment myślowy. Komu mianowicie da się zaufać bardziej? Temu, kto zasady swej wiary traktuje poważnie, czy też temu, kto swą postawę życiową uzależnia od poziomu osobistych korzyści?


Pozostała jeszcze jedna sprawa... Otóż notka Ryuuka przesycona została prześmiewczymi uwagami na temat "religijnego zaczadzenia". Czytając ją można odnieść wrażenie, iż postawa konfederatów barskich była czymś ekstraordynaryjnym i jednocześnie groteskowym na tle stosunków panujących ówcześnie na naszym kontynencie. Prawdę mówiąc takie podejście należałoby zbyć milczeniem, ale byłoby to nie fair wobec współtowarzyszy K. Pułaskiego.  Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, iż w gronie konfederatów znajdowała się w pewna ilość ekstremistów. Co do tego sporu być nie powinno. Jak jednak żądać od ludzi zagrożonych nieustannie, tak jak ich ojcowie i dziadowie, przez protestantów, muzułmanów i prawosławnych by  nie skupiali się wokół odwiecznej tradycji. Z jakiej przyczyny piętnować ludzi epoki, w której nieznany w Rzeczpospolitej fanatyzm zalewał szeroką falą bliskie i dalekie krainy. Warto bowiem pamiętać, iż w takiej Anglii równouprawnienie katolików zadekretowano dopiero w roku 1832.  W Danii, aż po schyłek XIX stulecia wolność wyznania przysługiwała jedynie dyplomatom z innych państw. W Szwecji, do roku 1781 za  praktykowanie katolicyzmu groziła kara śmierci, a po rok 2000 katolicy musieli płacić specjalny podatek na Kościół luterański! W Rosji podobnie, z tą jednak różnicą, że sami carowie dawali przykład postępowania z innowiercami. Np. Piotr zwany Wielkim przebywając w Połocku, w pijanym zwidzie dla zabawy, własnoręcznie ścinał miejscowych jezuitów. To dopiero przykład tolerancji!


Na koniec propozycja dla kpiarzy. Zanim zaczniecie się śmiać, baczcie czy nie śmiejecie się z samych siebie.

PS https://www.youtube.com/watch?v=tLcpwwSRx24


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura