Bazyli1969 Bazyli1969
390
BLOG

Terroryści spod znaku Polski Walczącej?

Bazyli1969 Bazyli1969 Kultura Obserwuj notkę 14

Zemsta ma gorzki smak.
Anonim

image

„Kaźń Bohaterki [Anny Jaworskiej z Liszkowa koło Łobżenicy; uczestniczki Powstania Wielkopolskiego] rozpoczęła się już w majątku w Liszkowie, gdzie pamiętliwi Niemcy wlewali jej wrzątek do ust, a mężowi wybili wszystkie zęby. 22 listopada 1939 r. małżeństwo przewieziono do Górki Klasztornej. Nazajutrz odbyła się egzekucja, egzekucja pełna niemieckiej pomysłowości i okrucieństwa. Harry Schultz nakazał przyprowadzić Żydów i Annę Jaworską. Przywiązano jej do nóg liny i dwóm grupom Żydów, po pięciu w każdej, nakazano ciągnąć je w przeciwnych kierunkach. Żydom obiecano, że w ten sposób uratują życie. Kobieta została rozerwana żywcem. Zadowolony Niemiec kopnął strzępy skrwawionego ciała do dołu.” Takich metod imali się Niemcy by zniszczyć polski element patriotyczny, a pozostałych Polaków sterroryzować. Powyżej opisany mord – tak jak i tysiące innych - dowodzi przy okazji, iż II Wojna Światowa nie była li tylko brutalnym konfliktem militarnym pomiędzy Rzeszą a Rzeczpospolitą. To w zamierzeniu Hitlera i jego towarzyszy była bezlitosna konfrontacja, obliczona na starcie na proch dosłownie wszystkich przeciwników III Rzeszy. Mężczyzn, kobiet, dzieci.

Władze Polskiego Państwa Podziemnego i jego sił zbrojnych wobec barbarzyństwa niemieckich   okupantów  nie mogły pozostawać obojętne.  W grudniu 1942 r. z rozkazu płk. Józefa Szajewskiego ps. "Philips", dowódcy dywersyjno-sabotażowej Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych ("Osa"), podległej bezpośrednio Komendzie Głównej AK powołano do życia jednostkę o kryptonimie „Zagra-Lin”. Stała się ona częścią "Osy", której żołnierze wykonywali szczególnie ważne operacje bojowe, m.in. zamachy na niemieckich urzędników. W lutym 1943 r. "Osę" wcielono do utworzonego wtedy Kierownictwa Dywersji (Kedywu) KG AK i wówczas zmieniła ona nazwę na Kierownictwo Specjalnych Akcji Bojowych ("Kosa 30"). W skład „Zagra-Linu” weszło kilkanaście osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet. Każda z osób tworzących zespół poza umiejętnościami stricte militarnymi i patriotyzmem musiał wykazywać się wybitną inteligencją oraz doskonałą znajomością języka niemieckiego. Na czele oddziału stanął pochodzący z Górnego Śląska por. Bernard Drzyzga, a trzon grupy stanowiło jedenastu ludzi do zadań specjalnych wywodzących się z Bydgoszczy i Kalisza. Siatka współpracowników obejmował terytoria bezpośrednio włączone do III Rzeszy oraz praktycznie cały obszar państwa niemieckiego. Żołnierze „Zagra-Linu” brali niekiedy udział w likwidacji konfidentów i zdrajców (zwykle udanie!), jednak przede wszystkim zajmowali się działaniami dywersyjnymi.

image

Ppłk. Bernard Drzyzga („Jarosław”, „Bogusław”, „Nałęcz”) dowódca komórki AK – „Zagra-Lin”

Np. w 1943 r. zespół bydgoski przystąpił do opracowania planu akcji, której celem miał być pociąg specjalny z jadącym w nim Hitlerem. „Józef Lewandowski z Bydgoszczy, ps. „Jur”, zastępca Drzyzgi, dowiedział się od znajomego Niemca o nazwisku Rudolf Teschke, że o godz. 22 przyjedzie pociągiem do Bydgoszczy führer III Rzeszy. W związku z tym wybrano dogodne miejsce zamachu. Miało to nastąpić w odległości 8 km od Bydgoszczy, gdzie linia kolejowa przebiegała wzdłuż gęstego masywu leśnego. W stan pogotowia w związku z przyjazdem Hitlera postawiono wszystkie siły gestapo, tajnej policji, SS, żandarmerii i wojska. Trasa na odcinku 3 km od dworca aż do samej stacji Bydgoszcz miała być szczelnie obstawiona przez niemieckie siły porządkowe.
Inny członek zespołu dywersyjnego, Wiśniewski, ps. „Dym”, będący zarazem maszynistą kolejowym, uzgodnił z polskimi kolejarzami, że dadzą mu znać o zbliżaniu się pociągu specjalnego. W zamachu tym uczestniczył również dróżnik, który miał w tym dniu na trasie przejazdu pociągu Hitlera pełnić służbę w budce i o wszystkim informować organizatorów zamachu. Budka ta znajdowała się 9 km przed Bydgoszczą.

"W przeddzień akcji w odpowiednim miejscu w pobliżu wysokiego zagajnika został zgromadzony materiał wybuchowy. Właśnie w tym miejscu na zakręcie w odległości co najmniej 20 m został podłożony w dwóch punktach silny materiał wybuchowy. Zakopano go na głębokości 40 cm i połączono z zapalnikiem, od którego przeciągnięty był przewód elektryczny o długości 150 m. Również ten przewód został położony pod ziemią na głębokości 20 cm. W odpowiednim czasie na dany latarką sygnał wyznaczona osoba miała połączyć kable z bateriami. Dokładnie o zaplanowanej godzinie dobiegł odgłos nadjeżdżającego pociągu. Dróżnik jednak sygnału świetlnego nie przekazał. W pewnym momencie zamiast pociągu osobowego nadjechał pociąg towarowy z dwoma wagonami i lokomotywą, jadącą z prędkością najwyżej 40 km/godz. Akcja została wstrzymana, jeszcze przez 50 minut oczekiwano nadejścia właściwego pociągu specjalnego, po czym ją odwołano. Później „Jur” dowiedział się, że podróż Hitlera do Bydgoszczy nie doszła do skutku z uwagi na zmianę planów podróżnych. Członkowie „Zagra-Linu”  przez całą noc usuwali i zacierali ślady wcześniejszych przygotowań do zamachu.”

Według ocen badaczy zagadnienia w okresie między 15 czerwca a 15 lipca 1943 r. pod dowództwem Jana Lewandowskiego, ps. „Jan”, i pod nadzorem Józefa Lewandowskiego, ps. „Jur”, zniszczono pięć pociągów z amunicją. To były wymierne i dość dokuczliwe straty w kontekście funkcjonowania machiny wojennej III Rzeszy. Udział w tych akcjach brały osoby z bydgoskiego Zagra-Linu: „Jur”, „Wojtek”, „Elektryk”, „Dym”, jego córka „Mirka” oraz kilku anonimowych kolejarzy.

O licznych akcjach „Zagra-Linu” wiadomo niewiele lub nawet wcale. Wynika to przed wszystkim ze stanu zachowania źródeł, zasad konspiracji oraz faktu, iż władze niemieckie nie miały interesu w rozgłaszaniu własnych – choćby stosunkowo niewielkich – porażek.  Dość dobrze opisanym jest za to  zamach z 10 kwietnia 1943 r. na dużym berlińskim dworcu kolejowym znajdującym się przy Friedrichstrasse. Dokładnie o siódmej rano na peron miały równocześnie wjechać dwa pociągi z niemieckimi żołnierzami urlopowanymi z Ostfrontu oraz z okupowanych krajów zachodnich. Na dworcu "Jur", czyli J. Lewandowski,  upewnił się  czy pociągi nie mają opóźnienia, a potem poszedł do toalety, gdzie „uzbroił bombę ukrytą w walizce, ustawiając mechanizm zegarowy zapalnika na 7.02. Ładunek zawierał 2 kg trotylu, 200 g plastiku i 2 kg gwoździ. Na peronie usiadł na ławce obok kilku niemieckich oficerów, a kiedy wskazówki zegarka pokazały 6:54, wstał i spokojnie ruszył w kierunku wyjścia.” Wówczas dowodzący akcją Drzyzga dał sygnał pozostałym, by się ewakuowali. Po opuszczeniu stacji skierowali się na wschód miasta, gdzie z innego dworca mieli odjechać do Eberswelde, miejscowości oddalonej o blisko 50 km od Berlina w kierunku Szczecina, skąd mieli wrócić do Bydgoszczy. Po latach dowódca tak wspominał wydarzenie:

„Usłyszałem dwa pociągi zbliżające się do stacji. Nagle zatrzymały się. Popatrzyłem na zegarek i począłem liczyć... Trzy sekundy... Dwie... Jedna i odwróciłem się w kierunku stacji, aby zobaczyć skutek. Nagle nad stacją ukazał się ogromny błysk, a następnie setki mniejszych błysków, aż długi język czerwono-pomarańczowego ognia pokrył dach budynku. W tej samej chwili rozległa się potężna eksplozja, która zatrzęsła chodnikiem, na którym stałem. Przyspieszyłem kroku. Wkrótce usłyszałem straszliwe krzyki, płacze, rozkazy i nawoływania. Panika ogarnęła wszystkich na stacji. Zawyły syreny alarmowe. Ruszyła do akcji policja i pozamykano wyjścia z peronów.”

Zaskoczeni i wściekli Niemcy uruchomili całe zastępy policjantów oraz służb specjalnych w celu ujęcia zamachowców i jednocześnie wyznaczyli nagrodę za jakąkolwiek informację o tożsamości dywersantów w wysokości 10 000 RM, tj. równowartości ok. 55 000 dzisiejszych USD. Na szczęście wykonawcy przedsięwzięcia nie wpadli w ręce Niemców.

Poza wspomnianą akcją, w której zginęło 4 a rany odniosło ponad 60 żołnierzy niemieckich,  „Zagra-Lin” przeprowadził jeszcze kilka innych. Spośród nich największym echem odbiły się te: 24 lutego 1943 r. w berlińskiej kolejce podziemnej (36 zabitych, 78 rannych),  10 kwietnia 1943 r. na berlińskim  Dworcu Głównym (14 zabitych, 60 rannych), 23 kwietnia 1943 r. na wrocławskim  Dworcu Głównym (4 zabitych, kilkunastu rannych). Ponadto 12 maja 1943 roku w okolicach Rygi wysadzono pociąg z amunicją i sprzętem wojskowym. 24 maja żołnierze „Zagra-Linu” zniszczyli pociąg z ładunkiem żywności i paszy na linii Bydgoszcz–Gdańsk. Między początkiem czerwca a połową lipca wysadzono natomiast trzy niemieckie pociągi na Litwie i dwa kolejne na Łotwie. Na początku lipca żołnierze „Zagra-Linu” obrzucili granatami restaurację w Rydze, mającą status Nur für Deutsche. W lokalu miało zginąć lub odnieść rany nawet do 100 Niemców, przeważnie esesmanów i żandarmów.

Działalność grupy zakończyła się z powodu dekonspiracji i zatrzymania w dniu 5 czerwca 1943 r. w Warszawie kilkudziesięciu żołnierzy Polski Podziemnej, wśród których były osoby mogące doprowadzić służby III Rzeszy do członków „Zagra-Linu”. W związku z takim niebezpieczeństwem dowództwo AK podjęło decyzję o rozwiązaniu jednostki, a jej członków delegowano do innych zadań. Część z nich przeżyła koszmar II Wojny Światowej i bolszewickie prześladowania, ale kosztem zerwania kontaktów z własnymi rodzinami oraz emigracji. Sam dowódca oddziału zamieszkał w Anglii, gdzie zmarł w roku 1994.

image

Wrocławski  Dworzec Główny (ok. 1940 r.)

Aktywność, a nawet sam fakt istnienia „Zagra-Linu” są w naszym kraju prawie nieznane. Uważam, że to wielkie zaniechanie. I nie chodzi mi tylko o potrzebę wprowadzenia do podręczników opisów wspomnianych wydarzeń. Dużo ważniejszym w tym przypadku byłoby przywrócenie polskiej pamięci ludzi o wyjątkowej odwadze i zdolnościach, dla których określenie „Ojczyzna” nie było li tylko wyrazem w słowniku. To - bez przesady - postacie, które śmiało można umieścić w panteonie narodowych bohaterów obok rotmistrza Pileckiego. I właśnie tacy ludzie zasługują na poświęcenie im większej uwagi poprzez np. wyprodukowanie dobrego filmu, nadanie ulicom ich imienia czy uznanie za patronów jednostek WP.

Oczywiście mogą pojawić się wątpliwości co do metod stosowanych przez żołnierzy „Zagra-Linu”. Czy był to jedynie sprawiedliwy rewanż czy już terroryzm? Sam skłaniam się ku pierwszemu - choćby z tej przyczyny, iż poczynania oddziału nie wpisują się w definicję terroryzmu - ale rozumiem, iż w opinii niektórych Polaków nie mam racji. Zanim jednak ktokolwiek spróbuje dokonać samodzielnej oceny, niechaj  odpowie sobie na fundamentalne pytanie: czy w sytuacjach skrajnych, czyli m.in. takich jakie zgotowali Niemcy naszemu narodowi od samego początku II WŚ, można odpłacać pięknym za nadobne? Kanikuła to dobry czas aby przez chwilę o tym pomyśleć…



Linki:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zagra-Lin
https://www.77400.tv/wiadomosci/172,rozrywali-zywcem-wieszali-rozstrzeliwali
https://pl.pinterest.com/





Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura