Jednak w życiu zwykle tak się zdarza, że kto spodziewa się nieoczekiwanego, ten dobrze na tym wychodzi.
J. Flenegan

30 września 2022 r. W. Putin podpisał dokument mówiący o przyłączeniu do Rosji czterech obwodów Ukrainy. Donieckiego, Ługańskiego, Chersońskiego oraz Zaporoskiego. Uwzględniając jeszcze Krym (wraz z Sewastopolem) wychodzi na to, że Ukraina ma stracić na rzecz Federacji Rosyjskiej terytoria zamieszkiwane przez ok. 12 milionów ludzi, którzy wytwarzali ok. 37% PKB państwa ukraińskiego. Co ważne są to dane sprzed pełnoskalowego konfliktu, ponieważ – jak się szacuje – niemal 1/4 obywateli Ukrainy opuściła strefę okupowaną lub mająca być okupowaną przez wojska Putina.
Przez ponad trzy lata SZU, przy ogromnej pomocy zewnętrznej, udawało się utrzymywać pozycje, a nawet prowadzić ważne działania zaczepne. Wystarczy wspomnieć „ofensywę charkowską” z 2022 r. czy rajd na terytorium rosyjskiego Obwodu Kurskiego (2024 r.). Niestety ostatnimi czasy poczęły ujawniać się symptomy wyczerpania wojsk ukraińskich. W przeciwieństwie do „wieszczy” przepowiadających rychły upadek obrońców w latach minionych bo Bachmut, bo Wołczańsk, bo Awdijiwka, tym razem sprawa wygląda poważnie. Bardzo poważnie. O ile bowiem sprzętu na ogół nie brakuje, to zasoby ludzkie zdają się wyczerpywać. Jak wiadomo żaden karabin, żadna armata i żaden dron nie zadziałają bez „współpracy” z człowiekiem. I chociaż stosunek strat w sile żywej ZSU do strat Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej kształtuje się jak 1:2,5, to przewaga potencjału ludnościowego Rosji jest ponad czterokrotna. To dużo. Nie przesądza to jeszcze ostatecznie o wyniku zmagać, ale jest jeszcze coś…
Otóż polityczne władze Ukrainy robią bardzo wiele, aby zaprzepaścić wysiłek obrońców gnijących w okopach Donbasu. Jednym z najgorszych ciosów własnej armii zadali ostatnio osobnicy z otoczenia W. Zełeńskiego i podległego mu rządu. Afera korupcyjna nawet jak na warunki naddnieprzańskie stała się czymś wyjątkowym, gdyż w kontekście poświęceń tysięcy żołnierzy, członków obrony cywilnej i zwykłych obywateli jawi się nie tylko jako policzek wymierzony w twarz narodu ukraińskiego, ale jako prawdziwa zbrodnia. Co więcej niektórym z głównych aktorów owego spektaklu włos z głowy nie spadł, a znaleźli się i tacy co to nieniepokojeni wyjechali z kraju tam gdzie słońce mocniej świeci. Czy wiedza o wspomnianym skandalu może wzmocnić morale ZSU? Przypuszczam, że wątpię.
Rosjanie zajęli Pokrowsk, Mirnohrad i niewiele brakuje, aby ponownie opanowali Kupiańsk. Co więcej – podobno – przekroczyli granice Obwodu Dnieprowskiego. Biorąc do kupy braki osobowe na froncie, pogardę znacznej części władz ukraińskich do wysiłku narodu oraz wyraźne wzmożenie Rosjan trzeba przyznać, iż sytuacja robi się niepokojąca. Tym bardziej, że HUR oraz „Amerykański Instytut Studiów Nad Wojną” ustami swych przedstawicieli wygłosili opinie, iż prawdziwe ambicje „Chanatu Moskiewskiego” dotyczą znacznie większych obszarów zaatakowanego państwa. Po linię Dniepru! Taki plan nie wydaje się być fantasmagorią.

Wyobraźmy sobie zatem sytuację, w której niedomagania ZSU i upadek morale jej żołnierzy staną się ułatwieniem dla sił rosyjskich w przełamaniu frontu i w dotarciu do Dniepru. Ba! W głowach gospodarza Kremla i jego podwładnych w generalskich mundurach pojawi się myśl o wykorzystaniu sytuacji i pójścia za ciosem. Co wtedy?! Żytomierz, Biała Cerkiew, Chmielnicki… A może i dalej. Co my, Polacy, na to? Pomijam aspekt militarny. Pomijam geopolityczny. Zatrzymam się na innym, nieco nam umykającym.
Jest pewnym, że ewentualne zajęcie przez Rosjan Zaporoża, Dnipro, Połtawy, Sum i Charkowa, a poprzez to dojście Moskali do Dniepru spowoduje wielki exodus ludzi utożsamiających się z narodowością i/lub państwowością ukraińską. Nie tylko z powodów patriotycznych, ale egzystencjalnych. Niektórzy z nich pozostając w domach prawdopodobnie straciliby życie. Dlatego na 100% po prostu uciekliby zza wielkiej rzeki na jej zachodni brzeg; a część z nich i dalej. A teraz wyobraźmy sobie marsz Sił Zbrojnych FR za Dniepr. U naszych granic pojawiała by się wtedy już nie wielka czy olbrzymia, lecz gargantuiczna ilość uchodźców. Już nie milion, ale dwa, trzy, cztery razy więcej. Czy jesteśmy w stanie zaopiekować się taką masą ludzi? Czy posiadamy narzędzia i struktury umożliwiające ich prześwietlenie i kontrolowanie? Czy chcemy zostać świadkami przeistoczenia się Rzeczpospolitej w państwo wielonarodowe; z wszelkimi tego konsekwencjami?
Jestem coraz bliżej pełnego przekonania, że w takiej sytuacji winniśmy podjąć ryzyko i przedsięwziąć radykalne działania. Jakie? Gdyby wojska „Chanatu Moskiewskiego” przełamały obronę na Dnieprze i poczęły zbliżać się do Zachodniej Ukrainy powinniśmy wysłać nasze wojska na wschód. Aż po linię graniczną z roku 1938. Rzecz jasna czynności te należałoby uzgodnić ze sojusznikami i władzami ukraińskimi lub z tym co z nich zostanie, ale trzeba byłoby to zrobić. Czy taki czyn spowodowałby konflikt Polski czy NATO z Rosją? Nie. Czy utrzymanie resztek państwa ukraińskiego w obliczu niebezpieczeństwa rosyjskiego (kolejne 535 km granicy z FR) oraz potencjalnego napływu milionów uchodźców z Ukrainy byłoby dla nas rozwiązaniem korzystnym? Tak. To prosta alternatywa. Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli stawać przed takimi wyborami.
Motto dnia: „Otwórzcie powieki i pozwólcie, aby mózg opuścił sen”.
-------------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka