Bazyli1969 Bazyli1969
482
BLOG

„Moscovia” i @londoncity, czyli nieżyjący jezuita leczy blogera z rusofilii

Bazyli1969 Bazyli1969 Społeczeństwo Obserwuj notkę 17

Wróg jest wobec ciebie najbardziej uprzejmy wówczas, gdy zamyślał bądź już zaplanował twoją zgubę.

J. Clavell

image

Jako niezwykle intrygujące jawią się postawy niektórych moich rodaków, którzy mimo zmian dokonujących się w ich obecności i na ich oczach, wciąż tkwią mentalnie w okresie PRL. Niby to nic dziwnego, bo u wielu ludzi wspomnienia z młodości czy też czasów, kiedy po rannym przebudzeniu nie pobolewało to i owo, często zaburzają ogląd teraźniejszości, ale skala przechyłu zaprezentowana przez kolegę @londoncity wydaje się porażająca. Osobiście odebrałem notkę zatytułowaną „Co jest przyczyną rusofobii w Polsce?” jako kopię bryku dla lektorów KW PZPR, wywleczoną z zakurzonych archiwów VII Zarządu GRU. Rzecz jasna jeśli takim przypuszczeniem spowodowałem dyskomfort psychiczny autora wspomnianej notki, to przepraszam, lecz nie potrafię sobie wyobrazić iżby obywatel RP i jakoś tam zainteresowany polityką Polak, mógł dobrowolnie i w pełni świadomy sprokurować taki wpis. No, ale życie jest bogatsze od naszych wyobrażeń…

W każdym razie ilość spostrzeżeń i wniosków zawartych we wspomnianym tekście kłócących się z powszechnie przyjętymi ustaleniami, dokonanymi na bazie kwerend źródłowych oraz w oparciu o doświadczenia milionów Polaków, jest porażająca. Nie sądzę, aby kolegę @londoncity, pomstującego na pokraczność Bękarta Traktatu Wersalskiego, przekonały twarde dane statystyczne i historyczne dowodzące, iż przedwojennej II Rzeczpospolitej mozolnie ale całkiem przyzwoicie szło odrabianie strat spowodowanych okupacjami i działaniami wojennymi (np. w 1938 wyprzedzaliśmy pod względem PKB nominalnego na głowę mieszkańca Portugalię, Hiszpanię i doganialiśmy Włochy). Wątpię aby kolega @londocity przyznał, iż dostrzegł różnicę pomiędzy autorytarną Polską lat trzydziestych XX w. a dyktaturami panującymi w owym czasie w Niemczech i ZSRR. Nie liczę na to, że kolega @londocity zapozna się z pierwszą lepszą lekturą ukazującą, że mniejszości narodowe w II RP miały własne reprezentacje w polskim parlamencie i – o ile nie prowadziły działań antypaństwowych – cieszyły się znaczną swobodą. Jestem przekonany, iż kolega @londoncity nie wpuści do swego umysłu informacji, że pod władzą Moskwy chłop rosyjski, czyli w praktyce ponad 80% społeczeństwa, nigdy nie był wolny, a utrzymywanie przeżytków pańszczyźnianych w zaborze rosyjskim do siódmej dekady XIX stulecia było celowym działaniem władz carskich. Generalnie nie mam złudzeń co do postawy kolegi @londoncity i co do tego, że nie wysłucha uwag lokalnego interlokutora mającego odmienne poglądy. Jedynym wyjście jest zatem przywołanie opinii osoby, która w przeciwieństwie do @londoncity wiedziała co nieco o różnych nacjach i miała do czynienia z reprezentantami zarówno naszego jak i rosyjskiego narodu. No i najważniejsze: nie urodziła się ani nad Wisłą, ani nad Wołgą. 

Italczyk, Antonio Possevino (1533-1611), był człowiekiem obytym w świecie, posiadającym liczne znajomości, inteligentnym, odważnym i oddanym sprawie chrześcijaństwa. W ciągu swego życia odwiedził wiele państw Europy, a w pewnym okresie los rzucił go w nasze rejony kontynentu, gdzie dokładał starań aby pomiędzy Rzeczpospolitą a Moskwą stanął pokój. Jako wnikliwy obserwator celnie charakteryzował osoby, grupy i całe społeczności z którymi przyszło mu się kontaktować. Można powiedzieć, że według dzisiejszych standardów można by go nazwać - bez grama przesady - pierwszym wielkim socjologiem, tak jak Herodota ojcem etnografów. Traf chciał, że przynależny do zakonu jezuitów Antonio, nie mając przecież pojęcia o blogach i internecie, mimochodem udzielił odpowiedzi @londoncity w kwestii rusofobii. A dokładniej: wykazał z jakich przyczyn najlepiej przyjaźnić się z Rosjanami… na odległość.

O religii i relacjach duchownych z władzą świecką:

Jakkolwiek godność metropolity moskiewskiego była niegdyś zatwierdzana przez patriarchę konstantynopolitańskiego, to jednak nie została uznana przez obecnego księcia [Iwana Groźnego], co więcej – wielu pełniących tę służbę ucierpiało, a nawet zostało zabitych, albo odesłanych do klasztoru.

Kapłan ów [Grek przybyły do Moskwy w czasach ojca Iwana Groźnego] widząc, jak mieszkańcy Moskwy odchodzą nie tylko od łacińskich, lecz także od greckich dogmatów i liturgii, odważnie wyrzucił to Wasylowi. Wtrącony do więzienia, nigdy stamtąd nie wyszedł…

Wszyscy ci duchowni [popi i diakoni], także zakonnicy […] wykazują zadziwiający brak religijnego wykształcenia, do tego stopnia, że niektórzy nie potrafili nawet odpowiedzieć, gdy ich zapytałem, kto jest twórcą ich reguł.

O traktowaniu cudzoziemców i wolnościach:

Ilekroć książę [moskiewski] rozmawia z posłami zagranicznymi, tylekroć po ich odejściu […] umywa ręce w celu oczyszczenia w pozłacanej misie, umieszczonej na oczach wszystkich na ławie. Przez takie zachowanie dworzanie i cała szlachta, która ma zwyczaj często zbierać się wspólnie, tak są utwierdzani w swojej schizmie i odrazie do nas, chrześcijan, że nic więcej nie trzeba dodawać.

Kiedy skarżyli się [ludzie Possevino] na niedotrzymanie przez księcia obietnic, usłyszeli odpowiedź od pewnego mądrego człowieka, że książę co innego obiecuje cudzoziemcom, a co innego każe robić prystawom, zwłaszcza że on co innego mówi, a co innego myśli. Wielu ludziom, mówił ten człowiek, dał publiczne pozwolenie na wjazd i wyjazd [z jego księstwa], kiedy jednak prosili o pozwolenie na wyjazd, byli skazywani na śmierć i traceni.

Nieufność ta i podejrzliwość idzie tak daleko, że posłom moskiewskim wysłanym do książąt chrześcijańskich nie wolno rozmawiać z posłami, których ci ostatni wzajemnie wysyłają do wielkiego księcia moskiewskiego. […] Nawet lekarzom, których jest dwóch w całym państwie – jeden Włoch, a drugi Flamand – nie wolno odwiedzić chorego bez pozwolenia księcia. […] Do tego trzeba dodać, że wielki książę moskiewski dotąd nikomu ze swoich nie pozwolił wyjechać na studia za granicę, więc tym mniej – można sądzić – będzie chciał na to pozwolić jeśli dowie się, że to ma być nauka u Litwinów…

Wszelkim zaś spiskom przeciwdziała się przez przenoszenie rodzin bądź ludzi w różne miejsca – jest to raczej wygnanie niż wysłanie. Nawet w przypadku podejrzenia o spisek mordowano ludzi wraz z synami, córkami i poddanymi wieśniakami, całkiem niewinnych.

Wszystkie zaś książki Moskwicini przepisują, a drukują tylko po uprzednim przedstawieniu tekstu samemu księciu, w mieście, które się nazywa Słoboda Aleksandrowska, gdzie jest drukarnia.

O władzy:

Moskwicini mają o swoim władcy tak wysokie wyobrażenie, przekazywane z ojca na syna, że zapytani często odpowiadają: „To wie tylko sam Bóg i Wielki Pan (tj. książę). Nasz Pan wie wszystko. […] Cokolwiek posiadamy, gdy się nam dobrze powodzi, gdy jesteśmy zdrowi – zawdzięczamy to łaskawości Wielkiego Pana.” Ów to wyobrażenie o sobie u swoich poddanych z nadzwyczajnym sprytem podtrzymuje…

Z taką religijną (jakby można powiedzieć) czcią wszyscy siedzący przy stole powstają ilekroć władca pije czyjeś zdrowie albo posyła potrawę, aż wydaje się, że nic nie mają ważniejszego do roboty, niż tak pozostać, płacić mu nieustający trybut uwielbienia i ofiarowywać prawie ustawicznie ofiarę ze swych dusz. Jeśli ktoś, nawet cieszący się dowolnie wielkim autorytetem, dopuściłby się wielkiego przestępstwa (lub takiego, które wydawałoby się wielkim), ten na rozkaz lub za zgoda księcia jest skazywany na śmierć – zwykle przez utopienie lub bicie. I nie uważa tego za hańbę, ba, nawet poddani chłoście dziękują księciu.

Wszyscy Moskwicini oddają władcy taką cześć, jakiej nie można sobie wyobrazić. […] Nawet torturowani i bliscy śmierci czasem wyznają, że wyświadczono im dobrodziejstwo.

Ponieważ zaś chce wszystko wiedzieć, co się dzieje pośród poddanych, nikt nie śmie nawet ust otworzyć, a jeśli już coś powie, to albo dla zjednania sobie łaski, albo dla uniknięcia kary.

Wyjechać za granicę żadną miarą nie wolno bez jego wiedzy. I chociaż kupcy innych państw jeżdżą do Moskwy, to spośród Moskwicinów za granicę jedzie tylko ktoś przez niego posłany. Nie wolno im nawet posiadać statków, aby nie było możliwości ucieczki lub zawierać zbyt ścisłej znajomości z cudzoziemcami…

Można by sądzić, że naród ten raczej zrodzony jest do niewoli, niż został takim uczyniony gdyby nie to, że większość Moskwicinów zdaje sobie sprawę z owej niewoli, wie, że gdyby uciekli gdzie indziej, ich dzieci zostałyby natychmiast zabite, a dobytek skonfiskowany. Od dzieciństwa przyzwyczajani do takiego życia, przybrali jakby druga naturę – wychwalają swego księcia i głoszą, że mogą żyć i czuć się dobrze tylko wtedy, gdy żyje i dobrze się czuje władca.

O stosunkach gospodarczych:

Ponieważ książę uważa się za jedynego pana i dziedzica wszystkich prowincji i tego, co w nich jest, więc dobra i majątki ziemskie daje komu chce; komu zaś i kiedy chce zabrać, zabiera. […] W ten sposób książę chce być absolutnym panem nie tylko dobytku i ciał, lecz także dusz i myśli.

Lud poza świętem Zwiastowania, nie ma dnia wolnego od pracy - pracuje w niedziele i wszystkie pozostałe dni świąteczne (nie wyłączając dnia Zmartwychwstania). Tłumaczy sobie bowiem, że obowiązek częstego uczęszczania na msze i do cerkwi należy tylko do szlachty.

Wszystkie złote wyroby, czy samo złoto, które sprowadza się do państwa moskiewskiego, władca, jak może wykupuje i prawie nigdy nie pozwala na ich wywóz.

…lecz prawie całą władzę sprawuje tam wielki książę, prócz ściągania niektórych opłat. Ale i to może książę odebrać, kiedy zechce. Jeśli komu przyznaje się wsie i pola, to nie przechodzą one na potomnych, chyba że prawo to potwierdzi książę… […] Z tego powodu właściwie nikt nie może uważać siebie za właściciela czegokolwiek i (chcąc nie chcąc) zależy od woli księcia.

O propagandowej „maskirowce”:

Miasta Smoleńsk, Nowogród i Psków, według mnie, maja w czasie pokoju najwyżej 20 tysięcy mieszkańców każde. […] Lecz kiedy przybywają posłowie, spędza się na rozkaz księcia wieśniaków, którzy (jak to zostało wyżej pokazane), powiększają liczbę mieszkańców.

O obyczajach wojennych:

 […] ojciec jego (Iwana Groźnego) zagarnął z miast i świątyń inflanckich to, co mógł – dzieła sztuki, złoto, naczynia złote i srebrne, kielichy i inne tego rodzaju rzeczy i wywiózł to wyładowanymi po brzegi wozami…

W Inflantach dowiedzieliśmy się, że budynki, które arcybiskup ryski i mistrzowie Zakonu Inflanckiego wznieśli wielkim kosztem, zostały zniszczone przez Moskwicinów lub groziły zawaleniem, były pełne nieczystości i oddane na pastwę żywiołów z powodu wyłamanych okien.

Wzgardziwszy nimi [tj. murowanymi budynkami, Moskale] wybudowali sobie drewniane chatynki, w których, wypełnionych dymem, woleli mieszkać. Mając w pamięci dokonane przez Gotów zniszczenie Koloseum, łuków triumfalnych i w ogóle całego Rzymu, nie dziwiłem się temu, co kryło się w sercach tego narodu, który nie mógł znieść wspaniałości i znaczenia innych narodów.

O Moskalach ogólnie:

Dość dobrze wiadomo, że w krajach na Północy, te zwłaszcza ludy , z których serc prawdziwa religia nie wyrwała dzikości, im bardziej czują się pozbawione inteligencji, tym bardziej są podejrzliwe. Z tego powodu to, czego nie mogą zdobyć pracowitością i zdolnością, osiągają przebiegłością oraz gwałtem (Moskwicini także wytrwałością). Widać to u Scytów i Tatarów, a ponieważ wielu Moskwicinów z nich swój początek wywodzi, albo tak uważa, nie dziw, że Moskwicinom nie udało się – jak dotąd – wyzbyć tych cech, które u innych narodów uszlachetniła i przezwyciężyła pobożność.

Te właśnie trzy przyczyny [władza absolutna, zawisłość władz kościelnych od państwa i nie wychylanie się poza opłotki], złożyły się, zwłaszcza od czasu uwolnienia się Moskwicinów od Tatarów, którym musieli płacić haracz, na ich skłonności do wywyższania się.

Naród ten bowiem, chociaż należy go obdarowywać, bardziej szanuje tego, kogo się boi, niż tego kto spełnia jego życzenia.

Wystarczy… A teraz można przez chwilę podumać, czy mimo upływu ponad czterech wieków w zakresie ustroju wewnętrznego, pozycji władzy, mentalności, stosunków międzyludzkich, roli Cerkwi oraz relacji z obcymi, na „planecie Rosja" dokonał się jakiś pozytywny przełom? W mojej opinii niewielki. Stan rzeczy z czasów wielkoksiążęcych przetrwał okres caratu, bolszewii i został poddany tylko lekkiemu retuszowi w dobie współczesnej. Z tego nie będzie przyjaźni. Kto twierdzi, iż mimo to winniśmy zacieśnić stosunki z Wielkorusami, a nawet ponownie gościć ich nad Wisłą, w żadnym razie nie powinien zajmować się stawianiem politycznych diagnoz. Niech już lepiej zajmie się wróżeniem z fusów. To może śmieszne, ale zdecydowanie mniej szkodliwe zajęcie…


Linki:

https://pl.pinterest.com/

Cytaty z "Moscovia", A. Possevino, Wa-wa 1988 r.


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo