Bazyli1969 Bazyli1969
210
BLOG

Klechda przedwyborcza, czyli kuszenie Lechitów i wybór Piasta

Bazyli1969 Bazyli1969 Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie już na świecie. A skurwysyny będą zawsze.

A. Sapkowski

image

Piast mocny był. Nie tylko w pięściach i w nogach, ale i na brak umu nie narzekał. Szanowali go ludziska. Dobrze mu się żyło i rodowi jego. A właściwie dobrze by się żyło, gdyby co jakiś czas najezdnik na opole nie następował. Raz kilka domów popalił, tak że ino pecyna zostawała, raz któregoś z czeladzi do Welesa wysłał, za trzecią razą białki i skot pobrał, i w siną dal uprowadził. Do tego w Gniezdnie często glisty rządzili, co to jeno o śrebrze i zbytkach dumali, a ratunku ludziom dawać nie chcieli. Bolało to strasznie, lecz kto tam wyroki bogów zna… Piastowice po terminach takowych rękawy zakasywali i w pocie czoła z chudoby wychodzili. Sąsiady podziwiali, że wartko w siłę wzrastają i lada chwila krzepę i bogactwo takie nabędą, że po tej stronie Wareskiego Morza równych nie najdziesz. Już, już miały się Zorze do Piastowiców szeroko uśmiechnąć… A tu znów! Pożoga, bój, kradziejstwo, niewola i kniazie durnowate. Kręciło się to od wielu roków niczym bąk, a po prawdzie dłużej, bo starcy sędziwi bajali, że od zawsze takoj bywało. 

Miał Piast ze swoją babą dzieciów kupę. Dobre to były otroki. Nie było jednak dzionka, żeby nie kłopotał się o ich wróżę. Bo i co z tego, że spory żreb przed śmiercią im nada, pienięstwa i czrzody, skoro znowu zbóje wlezą i wszystko w niwecz obrócą. Abo jak onegdaj, srogi i durny kniaź na stolcu siądzie i z bandą okrutników łupić lud do gołej skóry będzie; za nic wróżę rodów mając. Zlił się tedy Piast aż mu się lico krasne robiło. Domowniki na przyzbę nie zachodzili, a parobcy po kątach kryli się, co by grubego słowa lub nawet mocarnego kułaka od głowy rodu nie doświadczyć. 

Któregoś wieczora siedział tak na ławie pogrążony w zadumie, z solidnym kubkiem grzanego piwa w garści. Jesień nastała nadzwyczaj zimna. Domowników nie było, bo wszystkie okoliczne sioła na wiec przez grododzierżcę zwołany ruszyły. Pozierał leniwie na skwierczące w palenisku węgle. Migotały tanecznie i co chwila pufały snopkami drobniutkich iskier. Raźno robiło się Piastowi na duszy i ciepło. Jakaś nieokreślona moc zalewała przyzbę spokojem i łagodnością. Wątpia, powoli acz przyjemnie, wypełniał alkohol. „Jasność to dobra rzecz” – pomyślał i ruszył swe potężne cielsko by dolać do kubka nowej porcji płynu. Obrócił się i spojrzał w drugi koniec przyzby. A tam ćma, choćby oko wykol. Zamróz poszedł mu po plecach. Powoli skierował twarz ku palenisku. Potem ku ćmie. I znów ku wesołemu żarowi… „Mam!” – ryknął i trzasnął potężnymi łapskami we własne uda z taką mocą, że prask słychać było na dworze. 

Niemal w tym samym momencie od strony lasu zawyło coś, zamamrotało, świsło. Puszcza zaszumiała i ucichła. Wychwycił to Piast i zmarszczył krzaczaste brwi. Wiedział, że Czarnybog nie śpi i wciąż poziera na ludzi co by zbyt dobrze im się nie wiodło. Pan ciemności rościł sobie prawo do wyłącznego decydowania o doli człowieczej. Dla tych co zrozumieli, że los odmienić można samemu, nie miał litości. Topił ich w bagnach, w chatach popielił, gubił na zawsze w kniejach abo pod zimne ostrze miecza najezdnika wydawał. Miał przeca na usługi całe stada topielców, mamun, brodawic, płanetników i żmijów. Gdy w gniew wyjątkowy wpadał, tedy puszczał ze smyczy najstraszniejsze trzy biesy, które wilkodłaków postać przybierały i człeka obracały w miazgę krwawą. A imiona ich to: Fałsz, Chuć i Zło. 

Mężczyzna wytężył słuch. Cisza. A potem znów złowrogie wycie. Jakby bliższe, wyraźniejsze. Demony nadchodziły. Lalatać nie miał kogo, był ino sam jak palec. „A przechery! Gówniaki!” – wycharczał. „To ten wasz Czarnybog was nasłał. Znam ci ja go, durniaka z dupłem we łbie. Nie sądźta, że się przestracham. Nie w takiej biedzie bywałem, a i nie jednego zbója słałem do Nawi. Chodźta tu, a chyżo!”. Nie zwlekając ruszył ku ozdobnej skrzyni, w której trzymał prawdziwe skarby. A to siekierę bojową i hełm. Jeszcze pradziadowe. Dobrze Piastowi służyły, kiedy z Sasami i Rusami w boju się potykał. Spracowaną łapą musnął delikatnie wyrzeźbioną na wieku tamgę rodową, którą przodek przemyślnie w kształt orła wyrzeźbił. Westchnął głęboko i sięgnął po zawartość skrzyni. 

Pchnął drzwi. Ziiiiii… Skrzypnęły złowrogo. Wyszedł za próg i zmrużył oczy. Od strony lasu człapały bezkształtne jeszcze cielska. Z wolna jednak rosły i potężniały. Każdy z nich szczeciną pokryty i wielgi na półtora chłopa. Wreszcie przybliżyły się na tyle, że stary Piast mógł dojrzeć ich groźne ślepia. Zdziwił się bardzo, bo każden z nich miał je w innym kolorze. Pierwszy, ostro czerwone, jakby z juchy skrzepłej ukulane. U drugiego chłodną zielenią mieniły się. Trzeci tęczowymi oczyskami łypał. Wszystkie przy tym były jak martwe, bez życia, lodowate. „Ki bies?!” - syknął Piast i mocniej ścisnął trzonek broni. Mierzyli się tak wzrokiem. Bestie z człowiekiem. Człowiek z bestiami.

Piast nie strachał się. Stał wyprostowany niczym wiekowy dąb. Za plecami miał dom, czyli miejsce gdzie przyszedł na świat i rodziły się jego dziady i dzieci. Chciał go obronić i wreszcie urządzić po swojemu. Czuł wyjątkowy spokój i wewnętrzną siłę. Wiedział już bowiem, iż nie może być bratania się jasności z cieniem. Zrozumiał, iż przyczyną wielu nieszczęść, jego rodu i całego ludu Lechitów, są podszepty ukrytego w królestwie mroku Czarnegoboga. Wysłane przezeń biesy mizdrzą się, góry dobra wszelakiego obiecują, mile łaskoczą próżność i żądze. Brudne obyczaje zza siedmiu gór przynoszą. Ten i ów nadstawia ku tym bajaniom ucha, stawia na nich a potem dogaduje się ze złymi na czarny zakon. Takim sprzedawczykom wiedzie się potem niezgorzej, bo i w zbytki opływają i sławą w obcych krainach się cieszą. Ale nie za darmo. Płaci za to lud. Tutejsi. I to często cenę najwyższą. Teraz albo nigdy! Wilkodłaki podeszły na kilka sążni. Czuć było stęchły smród ziejący z ich paszcz. Wszystko wokół zamarło. Nagle… Skoczyli ku sobie niczym wystrzeleni z procy. Huknęło, zakotłowało się, a żelazne ostrze z gwizdem przecięło powietrze…

Niektórzy powiadają, że Piast kołodziejstwem się parał. Inni, że był ratajem swobodnym. Są i tacy co mówią, że stał na czele zacnego rodu. Jak było rzeczywiście? Tak po prawdzie - do końca nie wiadomo. Gadają jednak, że od tamtej pory Czarnybog i jego służki pochowali się po mysich dziurach i nikt ich więcej nie widział. Ludzie zaś na razie żyją całkiem galancie, spokojnie i po swojemu. A działo się to w miesiącu paścierniku, dnia trzynastego.


Linki:

https://www.artstation.com/jakubrozalski


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura