Robert Bogdański Robert Bogdański
0
BLOG

Dezynfekcja drzazg

Robert Bogdański Robert Bogdański Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Kierownictwo Instytutu Pileckiego udostępniło na platformie X wpis, w którym winę przodka kierownika placówki dyplomatycznej RP w Rzymie w Obławie Augustowskiej oceniono na dwa promile wskazując, że dowodzona przez niego jednostka LWP złapała jedynie 22 ludzi, z których “część nigdy nie wróciła do domu”.

To zaciekawiający sposób kwantyfikowania zbrodni, który - jak mniemam – ma przed sobą wielką przyszłość i Kierownictwo zapewne nie zawaha się, być może z kolegami-naukowcami z Niemiec, zastosować tę metodę także do innych wydarzeń historycznych. Któż by nie chciał porównać współczynnika winy Dywizji SS Adolf Hitler ze podobnym współczynnikiem armii dowodzonej przez generała Pattona? Już nie wspominając o skwantyfikowaniu winy oddziałów Armii Krajowej. Kto wie, jak wówczas by wypadły oddziały KBW, zwłaszcza, gdyby do badań zastosowano odpowiednią metodologię. To jednak przyszłość, a na razie zajmijmy się tym, co możemy wyliczyć na podstawie cytowanego wpisu. 

Podano w nim bowiem interesujące liczby, które mogą stanowić podstawę do frapujących przemyśleń i analiz. Oto w Obławie uczestniczyło 45000 żołnierzy, zaś pododdział dowodzony przez Maksymiliana S. liczył od 110 do 160 członków. Stąd zapewne biorą się owe dwa promile, które tak zastanowiły publiczność. Należałoby jednak wskazać na pewien brak precyzji w obliczeniach, bowiem dwa promile z 45000 to 90, zaś kompanie o jakich mowa stanowiły w odniesieniu do całości sił od 2,4 (w najniższym ukompletowaniu) do 3,6 promila - w ukompletowaniu najwyższym. To może błahe uściślenie, jednak w sytuacji, w której Pan Dyrektor Ruchniewicz zdecydował się tak odważnie sięgnąć po liczby i poddać je społeczeństwu pod rozwagę, dobrze jest je poczynić. 

Pójdźmy jednak dalej. Otóż według aktualnie dostępnych danych w Obławie zatrzymanych zostało około 7 tysięcy osób, co - jeżeli wierzyć danym przekazanym przez Instytut zarządzany przez Pana Dyrektora Ruchniewicza – oznacza, że przeciętna efektywność działań uczestników Obławy wynosiła 15 setnych. Czyli jeden żołnierz, bez rozróżnienia na podkomendnych 3 Frontu Białoruskiego (lub - według innych źródeł - 1 Frontu), czy też wojsk NKWD, czy wreszcie na sojusznicze kompanie z 1 Praskiego Pułku Piechoty, łapał statystycznie 15 setnych człowieka. Inaczej mówiąc do złapania jednego podejrzanego trzeba było użyć nieco więcej niż sześciu i trochę mniej niż siedmiu żołnierzy.  

Jak to wyglądało w przypadku kompanii porucznika Maksymiliana S.? Wszystko zależy od wielkości stanów osobowych. Można powiedzieć, że w przypadku ukompletowania na najniższym poziomie 110 żołnierzy, pododdział osiągał największą efektywność na poziomie 0,2, to jest do złapania jednej osoby wystarczało pięciu żołnierzy. Z kolei w ukompletowaniu najwyższym efektywność spadała do poziomu około 14 setnych, czyli poniżej przeciętnej. Przyjmując natomiast roboczą hipotezę (aż prosi się o jej naukowe zweryfikowanie!), że stan osobowy kompanii porucznika S. wynosił średnio 135, wypada skonstatować, że efektywność pracy jego podkomendnych była jednak wyższa niż średnia, bo wynosiła nieco więcej niż 16 setnych. 

Wyliczenia te podaję do użytku publicznego z niepłonną nadzieją, że Instytut pod kierownictwem Dyrektora Ruchniewicza zechce ich użyć przy formułowaniu następnych komunikatów publicznych. Ma się rozumieć uczyni to po niezbędnej naukowej weryfikacji. No i liczę na to, że Instytut odpowie na nasuwające się badaczowi pytanie, jaka była efektywność działań porucznika S. w odniesieniu do tych, którzy - jak to poetycko ujęto we wpisie na platformie X - “nigdy nie wrócili do domu”. Obecny stan badań wskazuje na to, że ogółem było ich około 600, co oznacza, że efektywność całości zaangażowanych w akcję sił zbrojnych wynosiła 0,013 ofiary na żołnierza, czyli do zamordowania jednej osoby potrzeba było 78 żołnierzy i funkcjonariuszy.  

Opinia publiczna zaintrygowana wyliczeniami przedstawionymi przez Instytut dowodzony, to jest, przepraszam – sterowany, najmocniej przepraszam - kierowany przez Pana Dyrektora Ruchniewicza, z pewnością zechce zapoznać się także z tymi statystykami, których ja nie jestem w stanie podać z braku pewnych danych. Pozwolę sobie więc w tym miejscu zachęcić Instytut dowodzony/sterowany/kierowany (niepotrzebne skreślić) przez Pana Dyrektora Ruchniewicza (niepotrzebne skreślić) do nieustawania w wysiłkach na rzecz oddania pełnej sprawiedliwości i ukazania całej prawdy. 

Z dawniejszych lat błąka mi się w pamięci cytat przeczytany bodaj gdzieś u Wańkowicza, który relacjonował listy pisane do władz komunistycznych w czasach, gdy już było wolno starać się o jakieś odszkodowania, ale jeszcze nie było pewności, czy takie odszkodowania od Władzy Ludowej za działalność jej koryfeuszy się należą i za co właściwie Władza zechce zapłacić. Pewna kobieta, która przeżyła śledztwo UB, w czasie którego torturowano ją, między innymi wbijając pod paznokcie drzazgi, w rozpaczliwym wysiłku zwrócenia na siebie uwagi urzędników napisała, że te drzazgi, co to jej pod paznokcie wbijali, to były niezdezynfekowane, więc mogła ulec jakiejś chorobie. 

Kiedy zobaczyłem ten wpis na platformie X, od razu mi się to zdanie przypomniało, sam właściwie nie wiem, dlaczego.  

 

Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo