Bogusław Mazur Bogusław Mazur
370
BLOG

Brutalizacja życia politycznego jest faktem. Ale czy na pewno zupełnie nowym?

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Ty taki i owaki. Platfus. Pisuar. Szlak ośmiu gwiazdek. Albo szlag. Nie ma jednak sensu podawać przykładów brutalizacji języka publicznej debaty. Można je znaleźć na każdym społecznościowym portalu. Ale stawiam tezę, że ta brutalizacja nie jest nowym zjawiskiem. Jak to śpiewano w kabarecie Olgi Lipińskiej, „Wszystko już było - rzekł Ben Akiba, a gdy nie było, śniło się chyba”.


Rozmawiałem z pewną znajomą. Powiedziała, że zaprzestała aktywności na jednym z społecznościowych portali, bo zauważyła, że znajomi zaczęli się na nim co nieco znieważać. Jakaś znajoma tej znajomej zaczęła obrzucać niezwykle ostrymi słowami osoby posiadające odmienne poglądy polityczne, choć kiedyś wydawała się kulturalna i wyważona.


Uwaga dotycząca brutalizacji w publicznej przestrzeni jest trafna, już pobieżny przegląd komentarzy na społecznościowych portalach albo wypowiedzi niektórych polityków nasuwają refleksję, że agresja wypełniła publiczną przestrzeń. I ma się poczucie dysonansu, bo jak człowiek pamięta rozmowy z Tadeuszem Mazowieckim czy prof. Bronisławem Geremkiem, albo - z drugiej strony politycznej barykady - z Markiem Jurkiem lub Janem Łopuszańskim, to trudno sobie wyobrazić, aby używali prymitywnych złośliwości i knajackiego języka. Takim ludziom nie przeszłoby przez gardło słowo wyrażane gwiazdkami *****.


Brutalizacja ma dwie przyczyny. Jedną jest wzrost napięć społecznych i politycznych, które tradycyjnie i od wieków powodują, że ludziska emocjonalnie się nakręcają. Jest to widoczne nie tylko w Polsce, zamieszki we Francji albo atak na Kapitol w Stanach Zjednoczonych pokazują, że jest to zjawisko światowe, bo wzrost napięć ma globalny charakter.


Drugą przyczyną jest przekonanie, że aby przebić się do opinii publicznej, trzeba używać dosadnych określeń typu „głupek”. O zjawisku trollingu płynącym z anonimowych kont nie ma nawet co wspominać. Sam jednak znam pewnego popularnego komentatora i publicystę, (celowo nie używam tu nazwisk, bo chodzi o zjawisko a nie o konkretne osoby) który jest człowiekiem oczytanym i wysoce kulturalnym, a który na jednym z społecznościowych portali epatuje dość dosadnym słownictwem.
Inny znajomy, też znany komentator i publicysta, równie ochoczo wali na odlew. Inny jeszcze, wydawałoby się poważny facet, aby przebić się do opinii publicznej, na swoim vlogu zaśpiewał machając rękami: „Oj Dana Dana, szczepionka kochana, jak się zaszczepię czuję się lepiej!”. To już jest jednak już raczej śmieszne, a nie brutalne. W każdym razie w przypadku drugiej przyczyny mamy do czynienia z chłodno dobraną metodą komunikacji.


Jednak chcę uniknąć wrażenia, że oto jakiś – użyjmy tego malowniczego, nowego zwrotu – dziaders narzeka, że „ho, ho, panie dzieju, za moich czasów to było lepiej, a dziś, panie, ludzie są gorsi”. Stawiam bowiem tezę, że nie było lepiej a ludzie są tacy, jacy byli. Bo niby kiedy byli lepsi a obyczaje łagodniejsze? Takich ludzi jak Tadeusz Mazowiecki czy Marek Jurek da się i dziś znaleźć. Przeciętna norma była i jest inna.


Przecież pamiętam, jak podczas manifestacji górniczych związkowców pod siedzibą rządu tuż koło ucha gwizdnęła mi ciśnięta przez wąsatego górnika mutra. Byłem też w gmachu resortu rolnictwa, gdy okupowali go działacze Samoobrony. Towarzyszył temu dźwięk wybijanych szyb i syk odpalanych gaśnic, a w powietrzu krzyżowały się wojownicze okrzyki działaczek i działaczy, pełne słów które przywodzą na myśl szlachetne staropolskie określenie „koćpiegała”.


Takich i jeszcze bardziej drastycznych wspomnień mam mnóstwo a wszystkie one dowodzą, że kiedyś nie było lepiej, tylko było inaczej. Nie istniał internet ani społecznościowe portale, więc wyładować frustrację można było tylko na ulicy czy w trakcie bezpośredniej rozmowy ze znajomymi. Dziś wylewanie frustracji kubłów pomyj przeniosło się w wirtualną przestrzeń.
Inna sprawa, że jest to zjawisko zniechęcające do aktywności. Szczególnie, że wszystko się upolitycznia. Człowiek napisze, że jadł barszcz, a już ktoś się doczepi, że – „ooo, no tak, czerwony, do tego ukraiński”. Jednak zawsze można sobie znaleźć choćby małe grono rzeczowych rozmówców. I doprawdy niekoniecznie tylko wypowiadających się w sprawach polityki, świat podsuwa wiele innych ciekawych tematów.


Napisawszy co napisałem, wracam do przeglądania społecznościowych mediów w poszukiwaniu ludzi pozbawionych agresji.

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo