Tak określić można sytuację po wyborach.
Pozycja Dudy na stanowisku Prezydenta RP została znacznie osłabiona. W zasadzie - nie ma moralnego prawa do podejmowania samodzielnych akcji. Wygrana jest nie tyle jego (takie były założenia początkowej fazy kampanii), co obozu sprawującego władzę; wyborcy w znacznym stopniu poparli kierunek zmian, a nie osobę.
Sposób sprawowania funkcji - bez charyzmy. Czyli wsparcie Dudy ma raczej charakter kierunkowy, a nie osobowy. Właśnie te braki spowodowały przepływ elektoratu, zwłaszcza młodego, do Trzaskowskiego.
W przypadku Dudy widać było, że kampania zmienia się z nastawienia na podkreślanie cech osobistych na kierunek zmian w organizacji życia społecznego, którego gwarantem będzie ten kandydat.
Z kolei u Trzaskowskiego - cała kampania oparta była na podkreślaniu negatywnych cech obecnego prezydenta i błędów strony rządowej. Element osoby Trzaskowskiego nie był eksponowany, także brak jakiegoś spójnego programu - a mimo to Trzaskowski pociągnął za sobą młodych wyborców - trochę na zasadzie "na złość mamie odmrożę sobie uszy".
Pytanie: czy Duda w końcowej fazie kampanii poczynił zobowiązania, które mogą być wykorzystane przez społeczeństwo?
W zasadzie są dwie kwestie. Jedna - to obrona rodziny i wychowania dzieci.
Drugi - to kwestia "447". Reszta jest nie istotna z punktu widzenia społeczeństwa. Jest jeszcze wsparcie rolnictwa.
Dobre i to, ale to dużo za mało względem oczekiwań. Już nie dodając, że wskazane elementy mogą być realizowane tylko we współpracy z PiS, a zobowiązania Dudy mogą jedynie dotyczyć tego, że nie będzie przeszkadzał.
W sumie - dobrze, że wygrał Duda; wobec wyzwań jakie stoją przed Polską w obliczu światowego kryzysu - wydaje się to rozwiązaniem korzystniejszym. Cieszy jedno - że znaczna część społeczeństwa wykazała się dążeniem do społecznej spójności, a to wskazuje i rokuje dobrze na przyszłość. Oby te tendencje nie zostały zaprzepaszczone przez PiS.