Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas
313
BLOG

Rolnictwo, ogrodnictwo a zdrowa żywność

Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas Rolnictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Mam kontakt z branżą od dzieciństwa i to na pograniczu produkcji i sprzedaży bezpośredniej. Imałem się większości działań związanych z tą branżą.


Pierwsze, że rolnictwo i ogrodnictwo (zwłaszcza) było "dopieszczane" za Gierka, a stan ten utrzymał się jeszcze do początku lat 90-tych. Mogę stwierdzić, że bardzo mnie "wkurzało" (inaczej tego nie mogę nazwać), że istnieje tak wielka dysproporcja zarobków miedzy ogrodnictwem, a przemysłem. Bulwersujące było to, że moje zarobki jako człowieka po studiach technicznych, z w miarę dobrymi zarobkami, były tylko ułamkiem tego, co zarabiali ogrodnicy, a w zasadzie wszyscy, którym wystarczyło "pogrzebać w ziemi". Bo to nawet nie byli ogrodnicy z jakąś wiedzą i umiejętnościami. Wystarczyło postawić tunel i coś tam zasadzić; wszystko było opłacalne, a różnica wyłącznie w kwocie zysku. Najbardziej dochodowe było kwiaciarstwo.

Czy "wina" w tym ogrodników/ rolników? Raczej sytuacja tak wyglądała z uwagi na negatywną aurę otaczającą branżę. Zajmowanie się zawodami związanymi z rolnictwem było traktowane gorzej niż menelstwo. Z największą pogardą.

(Obecnie najlepiej zarabia się na wywózce śmieci - a afery z podpaleniami są tego najlepszym świadectwem).


"Dopieszczanie" skończyło się pod koniec lat 80 - tych, a odwrócenie trendu na początku lat 90-tych.  Opłacalność niektórych działów produkcyjnych stała się ujemna. (Tak było np. z produkcją pomidorów w tunelach foliowych - z roku na rok okazało się, że do produkcji można tylko dopłacić. Nie ma gdzie sprzedać, a ceny są poniżej kosztów produkcji. Pomidory były tańsze od ziemniaków. Sam tego doświadczyłem, więc to nie są sprawy wyssane z palca).

Nastąpiła gwałtowna likwidacja produkcji ogrodniczej wokół miast; zaczęto sprowadzać warzywa i owoce z Zachodu - ładniejsze i tańsze. Tyle, że naszpikowane chemią. To był właśnie czas początku likwidacji zdrowej żywności w Polsce. 

Owszem, struktura rolna (małe i średnie gospodarstwa) z naturalnym nawożeniem dawała jeszcze zdrową żywność, ale jej udział w rynku systematycznie malał. I to nie za sprawą dobrej, czy złej woli, a z racji kosztów produkcji.

Proces eliminacji zdrowej żywności z rynku przyspieszył i pogłębił się wraz z wejściem do UE i wprowadzeniem dopłat do rolnictwa. To już klęska totalna, a stan zdrowia społeczeństwa skazanego na najgorszą żywność - ochłapy zachodniej produkcji, jest  tego wyraźna ilustracją.


Największym wrogiem zdrowej żywności są dopłaty rolne!!!


Bez likwidacji dopłat - nie da się przywrócić produkcji zdrowej żywności.

Czy rolnicy, gdyby powstała możliwość większego zysku będą stosowali chemię itd. a twierdzili, że to ekologiczne?

Oczywiście, że tak. Tyle, że kontrola procesu nie jest możliwa poprzez wzrost "służb kontrolnych". Kontrola jest skuteczna jeśli to każdy będzie miał możliwość własnej decyzji w tej sprawie. Zainteresowanie tematem może z kolei mieć miejsce tylko wtedy, gdy żywność będzie droga. Wtedy płacąc będziemy chcieli wiedzieć , za co płacimy.

Dopłaty rolne likwidują możliwość określenia wartości pracy w branży rolniczej. 


Powiązaną kwestią jest sprawa włączenia do obrotu żywności z małych gospodarstw rolnych (ogrodniczych).  I nie chodzi o "standardowe" gospodarstwo - chodzi o ludzi mających spłachetek ziemi i produkujących dla siebie z niewielkimi nadwyżkami. 

Dawniej wokół miast większość zabudowy podmiejskiej miała szklarenki , tuneliki itd.; produkcja żywności stanowiła znaczące uzupełnienie na rynku. Właściciele nie byli z branży, ale tą drogą dorabiali do pensji. Do tego ich czas  był wykorzystywany społecznie, a dodatkowo była to funkcja rekreacyjna.

Wraz z dopuszczeniem na rynek produkcji wielkotowarowej - przemysłowej, ten rodzaj życia upadł. Rynek został pozbawiony zdrowej żywności - bo przecież to była produkcja "dla siebie", a tylko nadwyżki były sprzedawane. Kto zaś sam sobie chce produkować zatrutą żywność?

Sam fakt występowania takiej żywności wymuszał, z racji porównania, konieczność lepszego standardu. Ktoś, kto miał "swoje" warzywa, jeśli kupił w markecie i porównał smak - więcej w markecie nie kupił.

A teraz - nawet nie ma możliwości porównania. Bo czy świadectwem może być tzw. paszport? On tylko wskazuje, że dane warzywo zostało np. wyprodukowane w Hiszpanii. Cała reszta jest "w standardzie unijnym". Co to oznacza dla przeciętnego Kowalskiego?


Działania obecnego rządu zwiększające prawo bezpośredniej sprzedaży produktów rolnych - jest wyjściem naprzeciw oczekiwanych zmian tyczących produkcji zdrowej żywności. Tyle, że i spóźnionym i daleko niewystarczającym. Konieczne jest przywrócenie i włączenie do obrotu produkcji małych producentów - nie rolników, ale producentów na małą skalę.

Jedna z sugestii: obligatoryjne "targi rolne" w każdej gminie raz w tygodniu, gdzie każdy może sprzedać swoją produkcję. Takie targi mogłyby być zaczątkiem handlu półhurtowego;  na pewno handlowcy z większych miast nawiązaliby szybko kontakt z małymi i średnimi producentami i kupowaliby od nich bezpośrednio. (Niedawno napisałem notkę na temat ograniczeń wprowadzanych przez taki targ hurtowy jak w Broniszach).

Z kolei twierdzenie, że "mały" rolnik będzie jeździł do miasta i tam sprzedawał swoje produkty - jest śmieszne i dowodzi braku kontaktu z rzeczywistością.

Rolnik nie ma na tyle wolnego czasu. Drugie, że nawet jeśli - nie będzie w stanie dostosować oferty do wymagań choćby przepisów sanitarnych. No i do tego dochodzi sprawa ceny. 

Jak wspomniałem - produkcja zdrowej żywności nie rozwinie się w dużych gospodarstwach, a te małe, z racji braku dotacji, nie są konkurencyjne. (Mam nieco ponad hektar ziemi - i nie biorę dotacji, gdyż sposób wyliczania obszaru produkcyjnego jest taki, że ZAWSZE można byłoby mnie oskarżyć o "machlojki". Na szczęście - moja produkcja jest specyficznym wykorzystywaniem nisz, ale dostrzegam  obecnie, że nawet relatywnie mała dotacja już poprawiłaby opłacalność. A jestem na emeryturze i tylko "dorabiam". )


PS. A cały PSL, a już Piechocińskiego, Pawlaka i ich towarzystwo - chętnie skazałbym na banicję; to taniej niż wsadzać ich do więzienia.

członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka