Kończy się 2025 rok, a wraz z nim 60 rocznica zakończenia Soboru Watykańskiego II. W dwóch częściach odniosę się do dziedzictwa tego Sobory, który ze względu na wewnątrz kościelną poprawność polityczną stał się swego rodzaju świątą krową, co zresztą zaszkodziło jemu samemu. Dzisiaj o liturgii.
W magazynie historycznym Gościa Niedzielnego ukazała się wywiad z kardynałem Rysiem na temat rocznicy zakończenia SWII. Jak się można było spodziewać kardynał uważa go za epokowe wydarzenie w historii Kościoła. Natomiast redaktor próbował wyciągnąć z kardynała odpowiedź na pytanie, dlaczego po Soborze przyszedł taki kryzys i czy to wina Soboru, czy posoborowej odnowy? Kardynał, jednak jak często bywa w tego typu sytuacjach, mniej lub bardziej zręcznie uchylał się od odpowiedzi na tę najważniejszą kwestię. Bo co powiedzieć na to, że te Kościoły, które najgoręcej tę odnowę wprowadzały i wręcz były jej protagonistami, obecnie wymierają? Np. w Niemczech do Kościoła chodzi zaledwie 2% społeczeństwa. Coś poszło nie tak, no bo Jezus jasno mówi, że drzewo poznaje się po owocach. I w sytuacji, kiedy wielu, a szczególnie młodych katolików, odnosi się do Sobory negatywnie, warto poważnie o tym kryzysie rozmawiać, a nie chować głowę w piasek. Jestem prawie rówieśnikiem Soboru i innego Kościoła jak posoborowego nie znam. Z tym, że mówię tu o polskim Kościele posoborowym, w którym ta posoborowść, za zasługą Wyszyńskiego, była dosyć specyficzna, a w porównaniu z Europą Zachodnią czy USA nie było jej więcej niż 50%.
Na dziedzińcu KUL stoi jednej z najciekawszych pomników JPII, gdzie przestawiono go razem z Wyszyńskim. Jako młody chłopak byłem w pracowni prof. Jarnuszkiewicza i widziałem pomnik w glinianym pierwowzorze, ponieważ mój ojciec był prawą ręką rektora Krąpca i między innymi zajmował się odsłonięciem tego monumentu. W pobliskim Kościele Akademickim, gdzie pracują jezuici, znajduje się wcześniejsza rzeźba Jarnuszkiewicza: wspaniały, monumentalny, wykonany z metalu, Chrystus Zmartwychwstały. Natomiast na jednej z potężnych kolumn nawy bocznej umieszczone są relikwie JPI – prawdopodobnie jest to jedna z kropli krwi, którą po śmierci świętego papieża wypompował jego sekretarz. Bardzo ciekawa jest oprawa tego relikwiarza - na dużej mosiężnej płycie wypisano fragment testamentu JPII:
„Stojąc na progu trzeciego tysiąclecia «in medio Ecclesiae», pragnę raz jeszcze wyrazić wdzięczność Duchowi Świętemu za wielki dar Soboru Watykańskiego II, którego wraz z całym Kościołem - a w szczególności z całym Episkopatem - czuję się dłużnikiem. Jestem przekonany, że długo jeszcze dane będzie nowym pokoleniom czerpać z tych bogactw, jakimi ten Sobór XX wieku nas obdarował. Jako Biskup, który uczestniczył w soborowym wydarzeniu od pierwszego do ostatniego dnia, pragnę powierzyć to wielkie dziedzictwo wszystkim, którzy do jego realizacji są i będą w przyszłości powołani. Sam zaś dziękuję Wiecznemu Pasterzowi za to, że pozwolił mi tej wielkiej sprawie służyć w ciągu wszystkich lat mego pontyfikatu”.
Jest to najbardziej znacząca część testamentu napisana w 2000 roku przez Papieża, który musiał się borykać w ciągu swego pontyfikatu z wieloma problemami, które wynikły w Kościele w epoce posoborowej i mimo tych trudności podkreśla on w swoim testamencie znaczenie Soboru nie tylko dla swojego pokolenia, lecz także dla następnych. Wojtyła uczestniczył w Soborze od początku do końca i wielu musiało wtedy zwrócić uwagę na wystąpienia młodego, zaledwie 43 letniego arcybiskupa, wykształconego, znającego kilka języków i zaangażowanego w reformę Kościoła. Jego aktywność na Soborze zaowocował szybko kapeluszem kardynalskim, a trochę później wyborem na Stolicę Piotrową. Krytykując Sobór Watykański II trzeba więc poważnie brać pod uwagę jego pozytywną ocenę przez taki autorytet jak Święty Papież.
Nie czuję się oczywiście na siłach, aby w tak krótkim tekście ocenić dorobek samego Soboru, jak też tego co nastąpiło po nim, dlatego wybieram dwa tematy: liturgię i dialog międzyreligijny, aby spróbować odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie. Najpierw warto zauważyć, że wielu autorów podkreśla, że to był sobór duszpasterski, a nie „dogmatyczny”, tzn. nie zajmował się definicją jakieś nowych dogmatów w precyzyjnych formułach teologicznych, zarazem potępiając błędy im przeciwne, jak to było przyjęte podczas poprzednich soborów, lecz starał się językiem możliwie bliskim współczesności przedstawić prawdy wiary. To przedstawianie Sobory Watykańskiego II jako duszpasterskiego w opozycji do poprzednich dogmatycznych (szczególnie chodziło o SWI i Trydencki) było pewną kokieterią samych ojców soborowych, którzy chcieli w ten sposób podkreślić otwartość Kościoła na świat współczesny. Podczas wcześniejszych soborów najpierw definiowano jakąś prawdę wiary, a potem objawiano wyklętymi tych, którzy by tej wykładni zaprzeczali. I rzeczywiście sobór zainicjowany przez Jana XXIII od tej praktyki odszedł. Nie znaczy to jednak, że nie zajmował się definiowaniem kwestii nauczania Kościoła. Przeciwnie, bo w rzeczywistości Sobór przedstawił zupełnie nową interpretację wielu podstawowych kwestii katolickiej teologii. Świadczy o tym zresztą nazwa jednego z najważniejszych dokumentów: Konstytucji dogmatycznej o Kościele.
Konstytucja o Świętej Liturgii była pierwszą uchwaloną przez Sobór, co można odebrać jako pewien priorytet w odnowie Kościoła. Wyjaśnia ona w sposób głęboki czym jest liturgia, jakie znaczenie ma we wspólnocie Kościoła, a także w sposób ogólny jak ją sprawować. Wiele z tych idei jest wręcz rewolucyjnych i zupełnie nowych jeśli chodzi o oficjalne nauczanie Kościoła na ten temat. Konstytucja nie wchodzi jednak w szczegóły (może poza brewiarzem), tylko podaje ogólne zasady jak liturgię można i trzeba reformować. Ewentualne zmiany pozostawia się kompetentnym organom tzn. Stolicy Świętej i Konferencjom Episkopatów. Dopuszcza się stosowanie języków narodowych, ale łacina ma pozostać zasadniczo podstawą sprawowania Mszy świętej. W sumie dokument robi wrażenie inspirującego, a zarazem zdroworozsądkowego, pragnącego połączyć konieczną reformę z zachowaniem tradycji, tak jak to było w przypadku wcześniejszych reform przeprowadzonych przez Piusa XII.
I przyszedł okres posoborowy. A właściwie nie przyszedł, a przybiegł. Niewielka grupa ekspertów przeprowadziła głęboką reformę Mszy Świętej, w tym I Kanonu Rzymskiego. Oprócz tego wprowadzona też kilka zupełnie nowych kanonów eucharystycznych, w tym o dziwo pierwszy raz formularze Mszy dla dzieci. W pewnym sensie był to eksperyment na gigantyczną skalę i nikt nie mógł przewidzieć skutków. To wszystko w porównaniu z niezwykle powolnymi zmianami jakie miały miejsce w liturgii dotychczas było prawdziwą rewolucją. Nawet księża musieli się uczyć od nowa odprawiania Mszy świętej. Po raz pierwszy w historii Kościoła niewielka grupa naukowców przeprowadziła tak głębokie zmiany w tak krótkim czasie. Do tej pory liturgia ewoluowała powoli w ciągu stuleci, a jednorazowe zmiany wprowadzane przez Watykan były stosunkowo niewielkie. Można powiedzieć liturgia zmieniała się samoistnie w sposób mało zauważalny dla świeckich.
Po Soborze za zmianami tekstów poszły zmiany w wystroju kościołów, szat liturgicznych, kielichów, muzyki, sposobie zachowania kapłanów itp. Szło potężne tsunami, kiedy kapłani już sami często nie wiedzieli o co w liturgii chodzi i czym ona jest? Mimo przestróg Konstytucji pojedynczy proboszcz poczuł się „właścicielem” liturgii. Jeśli mogli ją tak znacznie i ekspresowo zmieniać watykańscy specjaliści, to dlaczego nie ci z Konferencji Episkopatu, z kurii diecezjalnej, czy nawet z jakiejś parafii? Niektórzy księża byli tak zagubieni, że myśleli, że w liturgii chodzi przede wszystkim o autentyczność, uczestnictwo i twórczość, czyli żeby za każdym razem wymyślić coś nowego. Zaczęło przeważać przekonanie, że chodzi nie o celebrację Misterium Chrystusa, ale o celebrację wspólnoty. Władza Stolicy Świętej wydawało się być osłabiona i nadużycie, które wcześniej byłyby nakazane ekskomunikę, przechodziły niezauważone (np. świeccy – sam byłem tego świadkiem – czytający fragment modlitwy eucharystycznej). Watykan reagował słabo i nie nadążał za wydarzeniami. Mój ojciec opowiadał mi, że już w połowie lat 70tych widział w Holandii Msze, które były skrzyżowaniem party z terapią grupową. Mimo jasnych stwierdzeń Soboru łacina zniknęła. Wierni byli zagubieni w swojej wierze, ponieważ potwierdziła się stara zasada: „lex orandi, lex credendi” oznaczająca „prawo modlitwy jest prawem wiary”, czyli jak się modlisz, tak wierzysz. Jeśli modlisz się głupio, to i wierzysz głupio.
Jeśli pokopać głębiej to podłoże tego kryzysu można znaleźć też w Kościele przedsoborowym. Zbyt długo nie zwoływano żadnego Soboru (SWI zajął się tylko jedną kwestią i skończył przed czasem ze względu na wojnę), zbyt długo hamowano potrzebne reformy, formacja kapłańska była płytka, niezdolna przygotować księży do nowej rzeczywistości. Eksperci watykańscy w trakcie i po SWII byli super, za to wykonawcy nierozgarnięci. Dopóki Msza była ściśle wykonywanym rytuałem, który większość uczestników niezbyt interesował, dopóty wszystko się kręciło spokojnie. Kiedy przyszedł moment, że trzeba się było zastanowić, o co w tym wszystkim chodzi, pojawiła się bezradność i chaos. Wydaje się, że ojcowie soborowi zbyt uwierzyli swojemu entuzjazmowi, że Duch Święty sam wszystko zrobi po Soborze jak trzeba. Zabrakło ścisłego planu reform liturgicznych, reformy przeprowadzono zbyt szybko i głęboko, zbyt wiele kompetencji oddano konferencjom episkopatów.
Przy czym podkreślę: reforma liturgii była niezbędna – jeśli by jej nie zrobić szkody dla Kościoła byłyby i tak wielkie. Wyobraźmy sobie, że gdzieś w Kongu ksiądz służył Mszę dla murzynów po łacinie w 40 stopniowym upale, w sutannie, w grubej albie i jeszcze grubszym ornacie, Mszę w formie, która nie miała zupełnie żadnego związku z kulturą tego kraju. Służył ją w sposób jaki sprawowano ją w średniowiecznej Europie, co kongijcom z XX wieku nie mówiło zupełnie nic. Weźmy przykład tak ulubionych przez tradycjonalsów „skrzypiec”. Czy one rzeczywiście wyglądają pięknie i dostojnie? To przecież po prostu duży śliniak. I skąd się on wziął? Z lenistwa. Krok za krokiem skracano rzymski ornat bo tak było wygodnie. Nie miało to żadnego głębszego uzasadnienia duchowego, biblijnego, kulturowego itd. Jednak w dużym stopniu także to co się wydarzyło po Soborze w liturgii nie wiele miało wspólnego z Konstytucją o Świętej Liturgii.
Ewa Czaczkowska zachwyca się w swojej biografii Faustyny, jak ta jako małe dziecko tłumaczyła swoim rówieśnikom elementy Mszy świętej: ksiądz rozkłada ramiona – Jezus rozkłada ramiona na krzyżu, ksiądz myje ręce – Piłat myje ręce. Mnie to akurat nie dziwi, bo sam w dzieciństwie jeszcze spotykałem takie tłumaczenia i Faustyna powtarzała po prostu szeroko propagowane treści. Szkopuł w tym, że z samą Mszą to to konkretnie nie miało wiele wspólnego i było niezgodne nawet z ówczesną liturgią, bo np. kapłan występuje zawsze in persona Christi i nie może za chwilę odgrywać roli Piłata, a sama liturgia nie jest teatrem. Takimi pobożnymi ideami próbowano jak można pomóc ludziom zrozumieć liturgię, ale takie idee nie mogły zastąpić reformy liturgii. Reforma wydarzyła by się wcześniej czy później. Pytanie jaka, w jakim tempie i przez kogo przeprowadzona? Jeszcze długo będziemy cierpieć rożne wynaturzenia do których doszło w latach 60-70tych. Bogu dzięki, że zesłał nam na papieża Wojtyłę, a on wziął sobie za pomocnika Ratzingera: tsunami zostało zatrzymane – między innymi dzięki Mszom papieskim odprawianym przez JPII na całym świecie podczas pielgrzymek, albo dzięki transmisjom telewizyjnym z Bazyliki św. Piotra w Rzymie.
Paweł VI obawiał się przede wszystkim schizmy w Kościele. Nie chciał, aby powtórzyło się to, co się stało po SWI, a tym bardziej podział jak miał miejsce za papieży renesansu. Widmo podziału Kościoła spędzało mu sen z oczu. Kiedy w latach 70tych grupa znamienitych hiszpańskich jezuitów przerażonych destrukcją zakonu zwróciła się do niego z prośbą o pozwolenie założenia oddzielnej gałęzi zakonu ścisłej obserwancji Paweł się nie zgodził, ponieważ obawiał się, że w ślad za jezuitami pójdą inne zakonu, co w rezultacie może doprowadzić do podziału całego Kościoła. Ofiarą tej walki o jedność stała się także liturgia trydencka.
Wcześniej przy reformach liturgicznych po prostu stare mszały zamieniano na nowe. Takich starych mszałów znajdowałem jeszcze jako młody zakonnik wiele na górnych półkach w zakrystii. Nie powodowało to żadnych wstrząsów. Tym razem powstała zupełnie nowa liturgia, co jeszcze podkreślono wprowadzeniem język narodowych. Co robić ze starą? Po cichutku wyrzucono ją na strych. A kiedy Lefebre zaczął się o nią upominać, Paweł z obawy przed schizmą starał się nie podejmować tematu. Lefebre w swojej ograniczoności nie rozumiał tego, że papież nie był przeciw samej liturgii trydenckiej, tylko chciał utrzymać jeden kurs łodzi piotrowej. JPII i Benedykt stopniowo zaczęli przywracać starą liturgię wyśmienicie rozumiejąc, że nie można po prostu tak zabronić czegoś, co przez wieki było uznawane w Kościele za święte i prawowierne. Dlatego dziwią wygibasy Franciszka, który z jednej strony błogosławił lefebrystom, a z drugiej zaczął prześladować liturgię trydencką, tak jakby była ona jakąś herezją czy wynaturzeniem. Jeśli by tak było to znaczy, że cały Kościół do 1965 roku był pomyłką. Wydaje się, że Leon to rozumie i małymi kroczkami naprawi fanaberie swojego poprzednika.
Czy nas w Polsce to dotyczy? W niewielkim stopniu, bo dzięki izolacji spowodowanej przez komunizm i ostrożności oraz czujności Wyszyńskiego do nadużyć w Polsce nie doszło, pomijając wystrój nowych kościołów przypominających często odpustowy bazar, śpiewy liturgiczne w stylu disco-polo i niechlujstwo polskich księży przy sprawowaniu liturgii. Następnym razem wezmę na tapetę Nostra Aetate i dialog międzyreligijny.
br. Damian TJ. Urodzony 1968 Lublin, uczęszczał do liceum Zamoyskiego. Należał do związanego z „Solidarnością” Niezależnego Ruchu Harcerskiego, potem do podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. W 1987 wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Gdyni. Zakończył filozofię w Krakowie na Wydziale Filozoficznym TJ (specjalizacja „kultura, estetyka, mass-media, kino”). Praca dyplomowa u bp. Jana Chrapka. Od 1991 pracował w TVP, jako dziennikarz i producent. Przechodzi szkolenie telewizyjne w Kuangchi Program Service – Tajwan. W 1996 wyjechał na Syberię, gdzie organizuje Studio Telewizyjne „Kana” w Nowosybirsku. Korespondent TVP i Radia Watykańskiego. Pomaga w szkolenia dziennikarzy z Europy Wschodniej w „European Center for Communication and Culture” w Falenicy. W 1999 rozpoczyna studia podyplomowe w szkole filmowej w Moskwie. W tym samym roku składa śluby wieczyste. Studia kończy w 2004 filmem dyplomowym „Wybacz mi Siergiej”, który uzyskał liczne nagrody na międzynarodowych festiwalach http://www.forgivemesergei.com. Wyjeżdża do Kirgizji - praca charytatywna Kościoła Katolickiego (więzienia, domy inwalidów) i prowadzi Klub Filmowy przy Ambasadzie Watykanu w Biszkeku. W 2006 wyjeżdża na południe Kirgizji, pomaga przy zakładaniu nowych parafii w Dżalalabadzie i Oszu www.kyrgyzstan-sj.org . Buduje i kieruje Domem Rekolekcyjnym nad jeziorem Issyk Kul, gdzie co roku przebywa ponad 1000 dzieci (sieroty, inwalidzi, dzieci z ubogich rodzin, dzieci i młodzież katolicka, studenci muzułmańscy) www.issykcenter.kg . Zakłada Fundacje Charytatywną “Meerim Bulak – Źródło Miłosierdzia” i społeczną „Meerim nuru”. Kapelan więzienia - w tym zajęcia w grupie AA. 2012 w Pawłodarze (Kazachstan). 2012-13 w Domu rekolekcyjnym w Gdyni i w portalu Deon w Krakowie. 2013-14 w Moskwie – odpowiada za sprawy finansowe, prawne, organizacyjne i budowlane Instytutu Teologicznego św. Tomasza. Od 2014 pracuje w Radiu Watykańskim w Rzymie. Od IV 2016 pracuje w TVP przy przygotowaniu transmisji z ŚDM. Współpracował z różnymi stacjami telewizyjnymi i redakcjami jako reżyser i dziennikarz. Pisze artykuły między innymi do „Poznaj Świat”, „Góry”, „Gość niedzielny”, Alateia i „Opoka”. 2017-2023 ekonom Apostolskiej Administratury w Kirgistanie, dyrektor kurii, ekonom jezuitów w Kirgistanie, ekonom Fundacji "Meerim Nuru" i Centrum Dziecięcego nad j. Issyk-kul, budowniczy katedry. Obecnie pracuje w Kolegium jezuitów w Gdyni i pomaga Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej. Przewodnik wysokogórski: organizował wyprawy w Ałtaj, Sajany, Tuwę, Chakasję, na Bajkał, Zabajkale, Jakucję, Kamczatkę, Ałaj, Pamir i Tienszan, Półwysep Kolski. www.tienszan.jezuici.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo