Brun Brun
602
BLOG

PARASOL na tle płonącej Warszawy.

Brun Brun Powstanie Warszawskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

   Poniżej napisany na pierwszą rocznicę Powstania tekst porucznika Wacława Czyszka, dowódcy na Starym Mieście, w sierpniu 1944 r, II kompanii Batalionu „Parasol” i jednocześnie dowódcy odcinka obrony Starówki. Również zastępcy dowódcy Batalionu Parasol do spraw liniowych, cokolwiek by to miało oznaczać.


Ciężko ranny w pierwszych minutach dowodzonego przez siebie natarcia, próby przebicia ze Starówki do Śródmieścia 31.08.1944. Wyniesiony kanałami, przeżył zarówno kapitulację Powstania jak i późniejszą amputację, w pachwinie, zgangrenowanej nogi. 

Oryginalny tekst odezwy do tych, którzy przeżyli pisany kilka miesięcy po zakończeniu wojny w niepewnej sytuacji politycznej, po pierwszych aresztowaniach, wśród „czerwonej zarazy” w dalszym ciągu operuje pseudonimami, bez podawania nazwisk. Znak czasów, które nadeszły i miały być poluzowane, nie do końca, dopiero dwanaście lat później.

Warszawa leży w gruzach, ci, którzy przeżyli próbują się liczyć czerpiąc na przyszłość z przeszłości.

Taki to tekst, do mieszkańców miasta, którego dzisiaj pan Trzaskowski jest prezydentem.

Zachowano oryginalną pisownię i skróty. 

PARASOL na tle płonącej Warszawy 

   Charakter pierwszych walk w okresie od 01 do 05 sierpnia na odcinku naszego baonu „Parasol” jest raczej chaotyczny. Widzi się żywotność drużyn, plutonów a najwyżej kompani. Barykada na Żytniej i Karolkowej obsadzona przez pluton „Kopcia”, podczas gdy CKM 1-szej kompanii „Jeremiego” zamyka wylot Obozowej. Z prawej strony strzeże przedpola w kierunku nasypu kolejowego i Koła, wzmacnia stanowiska sąsiadów z lewej strony. Żywy charakter walk opiera się na zespołach drużyn. 

  I tak, „Bolec” ze swoimi likwiduje w drugim dniu „tygrysa” i „panterę”. Szaleje „Andrzej”, a znim jego drużyna. Drużyna „Andrzeja” w wypadzie w okolice szpitala św. Stanisława, na dyrekcję Tramwajową. Widzimy drużyny nasze biorące udział na „Pfeifra”, Monopol Tytoniowy. Stosunkowo wielka ilość samochodów, kilka KM-ów, spora ilość broni automatycznej wraz z amunicją, jeńcy wojenni świadczą o bojowości naszych chłopców.

   Nie obyło się i bez naszych strat.

   Od 5 sierpnia taktyka naszych walk zmienia się. Z chaotycznej staje się bardziej stała, przywiązana do odcinka. Niemcy opanowali sytuację. Zrozumieli, że muszą mieć wolną drogę na zachód, zrozumieli, że opór na Woli musi być zniszczony. Wolską miały przejeżdżać wycofujące się chaotycznie i w pośpiechu dywizje niemieckie.

   W ramach ogólnych zorganizowanej obrony Woli - „Parasol” zajął odcinek: cmentarze; kalwiński I i III kompania, ewangelicki – II kompania. Niemcy wiedzieli, że nasze pozycje będą bronione – tym należy tłumaczyć kilkukrotnie powtarzane uderzenia. I mimo kolejno zmiennego powodzenia, cmentarz kalwiński pozostał w naszych rękach.

   Dni; ósmy i dziewiąty sierpnia pozostawią pamięć dla naszego oddziału na zawsze. Nieprzyjaciel , by zniszczyć naszą siłę obronną położył na nas huraganowy ogień. Wśród szczęku CKM-ów, grania moździerzy piechoty, grzmotu artylerii i rwących się pocisków, czekaliśmy gotowi do wszelkiej obrony. Żołdactwo niemieckie, pod osłoną czołgów, wspierane bronią stromotorową, ruszyło do natarcia. Pierwsza fala odepchnięta, za nią druga, trzecia... Wywiązała się walka wręcz. Każdy grób był bastionem obronnym, który musieli zdobywać. Szła walka na śmierć i życie. Walka na cmentarzu ewangelickim trwała bez mała 12 godzin. Niemało ofiar kosztowało to Niemców. Straty nasze wyniosły około 30%.

   STARÓWKA - „Parasol” zajmuje odcinek w granicach: lewa; Pałac Mostowskich włącznie , poprzez ruiny Ghetta, „Biały Domek”, wzdłuż Nalewek, - prawa granica, ulica Gęsia.

   Mniej więcej dokładnie, gdy o grę słów chodzi, zaś całkowicie dokładnie nasze zadanie precyzuje rozkaz; część Odcinka Ogólnej Obrony Starówki, w kierunku Woli. Utrzymanie tego odcinka nie było dla nas łatwe. Bój na tym odcinku nie należał do łatwych, bo odcinek, na którym „Parasol” zajął stanowisko prowadził do jednej z najważniejszych i strategicznie jedynej drogi na zachód. Toteż i tu, i w głąb odcinka każda ruina, każdy dom był dla Niemców sprawą dużej wagi. Dlatego też Niemcy rzucili przeciwko nam (baza wypadowa Pawiak i Stawki) wszystkie możliwe środki, jakimi rozporządzali. „Stukasy” mieszały nas z gruzami. Nie szczędzili nam i „Szaf” ciężkiego kalibru dział kolejowych. Po takim przygotowaniu, ze wsparciem broni stromotorowe piechota niemiecka pod osłoną czołgów przeszła do natarcia. Zawiedli się, nasze śmiałe przeciwuderzenie i przeciwnatarcie unicestwiło bezecne zamiary npla.

   Nasze - chłopców w wieku 16 – 18 lat, uzbrojonych w „Visy”, „Błyskawice”, „Steny” w jednej, „

Sidole”, „butelki” w drugiej ręce. Nasze – przy wsparciu 4 LKM.

Zdobyto dużą ilość amunicji, broni maszynowej, a najważniejsze to, że pozycje zostały utrzymane.

   Następne dni przyniosły zażarte i bardziej zaciekłe natarcie na Pałac Mostowskich – tym razem natarcie przypuścili ze strony Leszna. Wdarli się w ruiny Pałacu. Dzielna postawa „Górala” i jego drużyny zlikwidowała ich na miejscu.

   Po czternastu dniach, i nocach, zażartych walk, bez zmiany, przemęczeni, bezsenni, zostaliśmy zluzowani. Oddział majora „S” [Sosny], zajął nasze pozycje. Stało się to, czego nigdy nie mogłem wybaczyć. Nie wiem kogo winić, komu to zarzucać. Wiem jedno, wszyscyśmy jednogłośnie orzekli: - gdyby tam był „Parasol”, byłoby inaczej. Stało się to co było do przewidzenia – inne oddziały, może nie tak zahartowane, może zlekceważenie wagi tego odcinka przez skądinąd bardzo walecznego dowódcę, a może złe wykonanie rozkazu przyniosły w rezultacie utratę i zajęcie przez Niemców naszych stanowisk w gruzach Ghetta, zajęcie „Białego domku” i wdarcie się na przedpole Ogrodu Krasińskich.

   Pałac Mostowskich był terenem zmiennych kolejno walk. Sytuacja stawała się być ciężka i wtedy to, po raz pierwszy, a później zdarzało się częściej, a wreszcie stało się zwykłym chlebem powszednim i przykleiło się do nas powiedzonko, że to co inni utracą, „Parasol” odzyska.

   Rozkaz był krótki i jasny – wróg musi być wyrzucony, osiągnięte i utrzymane pozycje dnia przedwczorajszego, dawne miejsce nasze „parasolowe”. Odnosiło się to już tylko do pozycji w Ghettcie, a więc w prawo od „Białego domku”.

   Wspierani przez KM-y I kompanii „Rafała”, „Lot” na czele III osiąga wysokość ulicy Nalewek, II kompania prawym swym skrzydłem dotarła do wzgórza ruin w odległości rzutu granatem od npla. Jak wielce zależało Niemcom na utrzymaniu zdobytych stanowisk; fakt, że użyli lotnictwa, by powstrzymać nasze natarcie. „Stukasy” obrzuciły bombami, które dziwnym trafem uderzyły w ich własne pozycje.* Wykorzystanie tego momentu umożliwiło nam podciągnięcie się bliżej stanowisk npla. Dalsze natarcie nasze ze względu na olbrzymią ilość ofiar, jak również na skutek załamania się natarcia sąsiedniego oddziału na „Biały domek”, mijało się z celem.

   I te, teraz w obliczu wroga zaciągnięte stanowiska zostały utrzymane do samego końca, stanowiska, o które wróg na próżno kruszył swoje żelazne zęby. Tym razem nikt nas nie luzował. Służbę kolejno pełniły wszystkie kompanie. Służba na tej placówce była zaszczytem, zaś utrzymanie placówki naszym honorem. Bohaterstwo „Parasola”, wspaniały duch ofensywny i defensywny kompanii łamał wszystkie próby oporu i natarcia npla.

    I tak gdy jedna kompania zluzowana szła na odpoczynek, druga pełniła służbę na stanowiskach to pozostała łatała dziury na innych odcinkach. I tak, top co inni tracili, ulegali przemocy, opuszczali stanowiska, względnie nie mogli zdobyć, a ze względu na ważność sytuacji musiało to być zdobyte, utrzymane lub z powrotem odbite, szli nasi chłopcy z „Parasola” i zdobywali.

   Wiedziało o nas i dowództwo – znali wszyscy. A najlepiej znali nas dowódcy, koledzy sąsiednich odcinków. I tak też, w walce o Arsenał przychodzi z pomocą „Lot”, opanowuje sytuację, npl rezygnuje z dalszego natarcia.

   Na odcinku kpt. „Gozdawy” pada „Rafał” - ten przypłaca srogo, bo życiem. Nieodżałowany kolega i dowódca I kompanii, w natarciu na oficyny domu przy ulicy Długiej 31, niosąc koleżeńską pomoc.

   Znają też ten odcinek i chłopcy z II kompanii. A któż nas nie zna na Pasażu Simonsa? Znają nas i w Banku Polskim , znają i w Ratuszu, albo w akcji na Jana Bożego gdzie za wszelką cenę należało odzyskać utracone pozycje, kośćcem natarcia byliśmy my - „Parasol” II kompania. Wykonaliśmy zadanie całkowicie i mimo że natarcie innych oddziałów w kompleksie gmachów załamało się, utrzymaliśmy się na prawym skrzydle przez 9 godzin. Odpierając w tym czasie natarcie czołgów npla, umożliwiliśmy skrócenie linii obronnych i wycofanie się sąsiednich oddziałów.

   I tak zdziesiątkowany, przetrzebiony, bierze „Parasol” udział w słynnym przebiciu się ze Starówki do Śródmieścia w następującym ugrupowaniu; III kompania wzdłuż ulicy Długiej, II kompania na oficyny domu przy Długiej 31, I-a nieliczna (30 osób zasypanych w podziemiach pałacu Krasińskich) w odwodzie – przebicie przez pierścień wojsk niemieckich umocnionych ogniowo na Bielańskiej.

   Mimo z miejsca szalonych strat pobliskie budynki zostały opanowane – co w rezultacie na ogólną sytuację niewiele wpłynęło.

   Oddziały zbrojne Starówki przeszły kanałami – część oddziału „Zośki” przebiła się. I tym razem batalion „Parasol” osłaniał wejście do kanału, maskując przed wrogiem zdjęcie stanowisk. Wycofał się ostatni.

   Przeszedł na Śródmieście, ale nie na odpoczynek. „OS-y” poprzez Wolę, Ghetto, Starówkę zahartowane stanowią trzon obrony na Czerniakowie. I znów tym razem „Zośka” i „Parasol”, bratnie oddziały ręka w rękę, pod dowództwem ppor. „Jeremiego” kontynuują walkę Woli i Starówki.

Tym razem charakter walk zmienił się. Dawną ofensywę zastępuje obrona. Zaciekła obrona o dom, o wejście, o bramę, schody, piwnice. Charakteru walk trudno się dopatrzeć. Ale ta sama pogarda [śmierci], to samo spełnienie obowiązku „usque ad finem, finem ad mortem”. Krew i męka tych bohaterskich kolegów, koleżanek, opromienia sztandar „GS-ów”.

   Za męstwo i odwagę, ciężki trud i poświęcenie zyskał sobie „Parasol” uznanie swego dowództwa, uznanie dowódcy „Grupy Północ” płk. Wachnowskiego – dzielnego obrońcy Starówki. To nam wystarczy: bo nagrodą dla nas jest już samo branie udziału w tej świętej walce o wolność i honor w zgrupowaniach szturmowych w jednostce „Parasol”.

PAMIĘCI

   Ginie „Andrzej”, w ślad za nim podąża „Drużyna Andrzeja”, co męstwem i dowagą wzbudziła podziw i uznanie całego zgrupowania. Padli, pełniąc święty obowiązek, z bronią w ręku.

   Bohaterską śmiercią poległ „Rafał” - dowódca I kompanii. Odwagą swoją i postawą stanowi główny trzon obrony Ghetta na prawym skrzydle „Parasola”. Przedtem cmentarz kalwiński. Zginął w natarciu na obcym odcinku niosąc koleżeńską pomoc.

   „Zabawa” własnym przykładem zagrzewał do walki. Znany ze swego nieustraszonego męstwa i brawury w czasie walk na cmentarzach. Ranny na Starówce mimo to bierze udział we wszystkich akcjach swojej kompanii. Ginie na Czerniakowie.

   Zginął śmiercią walecznych i „Borski” - ten z najmłodszych, goniec – granat, który wybuchł obok niego urwał mu rękę.

   Ginie i „Kaczka”, jeden z tak dzielnych i rokujących jak najlepsze nadzieje na dowódcę. Nic dziwnego, że karny, kadet przecież.

   A „Bystry”? Znany nam wszystkim. Zdawało się, że obcy, „żyd” - a tak nam bliski i drogi! Może to wdzięczność, żeśmy odbili go w Ghettcie. Najlepszy znawca kanałów, jeszcze z walk o Ghetto. Był na posterunku, niosąc meldunek. Ugodzony odłamkiem granatu melduje:

„Panie poruczniku... meldunku... nie...”

    A z żyjących: „Gryf”, „Góral”, „Czang”, …

   Sanitariuszka „Anka” pracowała nieprzerwanie przy opatrywaniu i wynoszeniu rannych. Nie ma rannego, który by nie odczuł jej ciepłej ręki.

   „Zojda”, „Magda”, „Zula”...

   Każda z nich kilkukrotnie przedzierała się przez piekło wybuchających granatów, płaski ogień CKM-ów wrażych, by dotrzeć do swoich. A docierały tam, gdzie, zdawało się dojścia nie ma, do przejść wśród walących się domów.

   A łączniczki? „Hanka” „Jeremiego” zginęła na posterunku. Gdy zaczynała się walka zawsze była pierwsza, szła ślad w ślad za swym dzielnym dowódcą „Parasola”, Jeremim. Zginęła w walce ugodzona w skroń kulą.

   A łączniczka „Krystyna”? Jej miejsce stale na linii. Nie zna co to schron. Zawsze spokojna, zrównoważona.

   Z czasem zostanie na pewno napisana pełna historia Grup Szturmowych, historia najdzielniejszej armii Świata i wtedy znajdzie się miejsce i dla nas „Parasola”. Znajdzie się miejsce nie tylko na opisy czynów bojowych, samego naszego udziału w Powstaniu, ale też na określenie sylwetek wszystkich „chłopców”, „żołnierzy”, których czyny te opromieniali swą brawurą, odwagą, nieskazitelnością charakteru.

   Kośćcem Oddziałów Szturmowych był element młody. Zasady „Szarych Szeregów” w oddziałach „Zośki” i „Parasola” w walce otwartej z niemieckim najeźdźcą zdały egzamin.

Kochów, 17.X.1945 „Wacek” por.

* Eufemizm, autor powyższego wystrzelił z rakietnicy podpatrzony wcześniej sygnał kodowy, dzięki któremu piloci nurkowców wzięli polskie oddziały za własne i logicznie rzecz biorąc spruli pozycje „nieprzyjaciół”. 

image

Brun
O mnie Brun

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura