Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
313
BLOG

Różności

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Trochę będzie o książkach, trochę o ludziach. Od czego by tu zacząć? Może od tego, że w „Taniej Książce” na Brackiej i Grodzkiej można było przynajmniej jeszcze w piątek nabyć za 20 złotych polskich „Promieniowania” Jungera. No to kupiłem egzemplarz. Dla pewnego ex-posła. Bo poprosił. 
 
Osobiście po lekturze „Promieniowań” i „Publicystyki politycznej” mam więcej niż mieszane uczucia. Ten esteta w służbie Hitlera, który nie tyle miał mu za złe wojnę, co to, że wojnę przegrywał, ten opowiadacz onirycznych historii... Tu pozwolę sobie na złośliwostkę. Albo nie. J A chciałem napisać, że skoro prawicowcom wolno się fascynować tym panem, to ja sobie poszukam na lewicy idola tej miary. Co to wąchał kwiaty, by nie czuć fetoru zbrodni. Jakieś propozycje?   
 
Teraz szybki lansik: Kuledzy Redaktorzy z witryny internetowej Teologii Politycznej pomieścili mój tekścik „Miasto (dla) ludzi”. Szczerze polecam. Tu refleksja ogólna: patrzę sobie na ichnią SG a tam normalnie Kraków rządzi. Marek Przychodzień, Paweł Rojek, Janek Piasecki. A jeszcze parę lat temu wygrzewaliśmy uczelniane ławy. I gadali o pocieszeniu jakie daje filozofia. Tu dodam z brutalną wobec siebie szczerością: oni są pełną gębą naukowcy, a ja wyrosłem na średniej klasy publicystę-fajtera. A jak spojrzeć kto tam pisze komentarze... Mat Matyszkowicz, Kuba Lubelski, Artur Bazak. Młoda gwardia inteligenckiej prawicy. I z tych trzech dwóch na salonie terminowało. A teraz, panie, lewactwo się tu szerzy i rozbija. ;-)
 
To teraz o książce. Przywiózł mi ją Maciek Gawlikowski: „Prześladowani, wyszydzani, zapomniani... NIEPOKONANI”, t. I.: ROPCiO i KPN w Krakowie, rysunek na okładce Adama Macedońskiego. Przyznam, że historii KPN nie znałem, czyli miałem tzw. „wiadomości podręcznikowe”. Dopiero dzięki p. Romie Kahl-Stachniewicz dowiedziałem się nieco więcej. Nic Wam nie mówi to nazwisko? Pewnie nie. Ponieważ KPN, podobnie jak środowisko tzw. „gwiazdozbioru” było/jest na czarnej liście najbardziej opiniotwórczej gazety wybiórczej, takich przemilczanych jest więcej.
 
W każdym razie, pani Roma bardzo esbeków rozczarowała. Cytat: „W kwietniu 1980, gdy SB zatrzymała innych przywódców KPN w Krakowie, a ją pominęła ze względu na zaawansowaną ciążę, poprowadziła manifestację pod studzienkę Walentego Badylaka. – „Czy się bałam? Oczywiście, ale przymus działania był większy niż strach”. W obozie internowania wielokrotnie nakłaniana do podpisania lojalki w zamian za zwolnienie – odmawiała. – „Namawiali na podpisanie lojalki – bo jak mówili, chcą wyjść z twarzą – oczywiście odmówiłam, bo mnie interesowała moja własna twarz”.
 
Tu właściwie należałoby wyjaśnić, co to za „studzienka Walentego Badylaka”, ale w ramach zadania domowego Szanowny Czytelnik zrobi to sam. Przy okazji: gdy już esbecja zwinęła Panią Romę po manifestacji, na przesłuchaniu usłyszała: „bardzo nas Pani rozczarowała”. Ciekawe, czym ten rozczarowany pan się dziś zajmuje. Ma kwiaciarnię? Może jest ekspertem? Albo hoduje róże w ogródku, ciesząc się zasłużoną emeryturą?
 
A na koniec chciałbym o Broniewskim, którego ostatnio namiętnie czytam. Właściwie, bez znajomości jego wierszy pisanych na obczyźnie trudno zrozumieć, dlaczego wrócił do Polski. I napisał parę głupstw. Wrócił do Polski zgnojonej i zapomnianej, rzekomo „ludowej” a nade wszystko pro-bolszewickiej. Ale jednak Polski. I wiele można by mówić, a ja tylko zapodam wiersz z dedykacją dla Jareckiego, bo on Broniewskiego lubi.
 
„Szły na wschód bataliony, szwadrony i półki,
Drobny deszcz senne oczy żołnierzom zaklejał,
Chlupało mokre błoto na kołach i kółkach,
Płynęła mętna woda z rozmokłych kolein,
 
Paliły się chałupy, stodoły i stogi,
Pod biały namiot dymów kuliły się miasta –
A tam – na wschód – dudniły, terkotały drogi:
Tępo walił – czternastym piętnasty, szesnasty.
 
I coraz ciężej było nieść głowę na placech,
I coraz czarniej było w lasach na Wołyniu. –
Ej, panie poruczniku, wysmukły jak świeca,
Ja wiedziałem, że ciebie kula nie ominie.
 
Zetrę ci z ust rękawem tę czerwoną rosę,
Źle tu leżeć na ziemi wśród końskiego ścierwa,
Podzielimy się jednym, cieńkim papierosem
I skradzioną z węgierskich taborów konserwą...
 
Nie chcesz, stary, co?... Nie wiem, gdzie cię zakopali –
Pod Czartoryską Górą? Kukłą? Kamieniuchą?
Dziś już nie ma nikogo z dwunastej kompanii
I twojej maciejówki wciśniętej na ucho. –
 
Roztapiała się młodość brudnym, mokrym śniegiem,
Dławiły dni pochmurne, jak robactwo żarły
I już mi chłodne były jesienne noclegi,
I z umarłymi byłem sam na pół umarły...
 
...Kowalski – rozerwany granatem, Ignaczak –
cztery kule w pachwinę, Nowak – od szrapnela,
Marciniak – kula w piersi... Pamiętam, jak patrzał
I skamlał umierając: „Wody... przyjaciele...”.
 
Bracie! Ja cię napoję. Mam wodę w manierce.
Ale ten marsz bez przerwy – i nigdy postoju...
Ciężko. I nie wiem, czy mi bardziej ciąży serce,
Czy na plecach tornister i dwieście naboi...
 
O, niechaj mnie to niebo zdławi i zniszczy,
ja się ugnę przed nim – urągam i wzywam:
hej, czarna artylerio, ostatni raz wystrzel
okropnym, ślepym słońcem na ziemią nieżywą,
 
chluśnij we mnie wulkanów żużlem i żelazem,
niech trajektoria tęczy na pół mnie rozetnie,
niech groby oceanów pochłoną mnie – razem
z pękniętym, głupim sercem – siedemnastoletnim”.
 
Przepraszam Czytelników, że ich zamęczyłem tym wierszem. Niestety, nie było go w Sieci, więc wklepałem.

Miał siedemnaście lat. Wierzył w Polskę i walczył o Polskę. Nie doczekał, ani wielu jemu bliskich ideowo, Polski „szklanych domów”. Doczekał szyderstwa. 

I tu kropka, bo na jakie stać mnie konkluzje? Te zostawiam lepszym.:-)

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Kultura