Minął długi majówkowy weekend. W tym roku, o czym przekonują także zdjęcia znajomych i nieznajomych w mediach społecznościowych, wiosna nie poskąpiła nam darów pięknej pogody. Pierwsze dni maja ubiegają znacznej części Polek i Polaków w niespiesznym rytmie towarzysko-rodzinno-wspólnotowym. Dym znad grilla miesza się z łopotem biało-czerwonej, krok wędrowców otwiera coraz nowe pejzaże, a ciężar historii nie daje zasnąć myślom i w sielski nastrój wypoczynku wnosi – słusznie – jakieś zobowiązanie. Z niereligijnych świąt polskich majówka wydaje mi się najpiękniejszym, tak jak 11 listopada – najcenniejszym czasem.
Raz po raz, szczególnie w środowiskach konserwatywnych liberałów, pojawiają się zakusy, by zniszczyć polską majówkę. Tak skończyłoby się przecież odebranie świętu 1 maja rangi państwowego. Zapewne, 1 maja wciąż kojarzy się z Polską Ludową i pewnie osad tamtych czasów trwale zespolił się z naszą społeczną i polityczną wyobraźnią. Ale, pomijając fakt, że 1 maja ma tradycje dłuższe niż PRL i że czciła go również polska lewica niepodległościowa jeszcze pod zaborami i już w II Rzeczpospolitej, dziś to po prostu pierwszy dzień w pełni zasłużonego odpoczynku dla milionów Polek i Polaków.
W pochodach podzielonej lewicy Polacy i Polki uczestniczą przecież dość skromnie. Dość nieliczne są pochody nawet tych środowisk, którym nie sposób odmówić szczerości w walce o ludzi uboższych i starszych, eksmitowanych, wyzyskiwanych pracowników i pracownic najemnych – myślę choćby o Ruchu Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Wydaje się straszną małodusznością ludzi z obozu zwycięskiej przecież prawicy, że wciąż marzy im się odebranie ogółowi Polek i Polaków tego pierwszomajowego wolnego dnia, i zniszczenie długiego weekendu, byle tylko raz jeszcze poczuć swoją polityczną siłę.
Od lat należymy do czołówki najbardziej zapracowanych społeczeństw świata. Potrzebujemy tych pierwszych dni maja do nabrania sił, dla kilku dłuższych rozmów, przyjrzenia się bez pośpiechu twarzom swoich bliskich, do długiego snu, niespiesznej lektury, szalonej eskapady, spokojnego spaceru, dobrodziejstw (i pułapek) suto zastawionego stołu; potrzebujemy ich żeby wydać pieniądze na spełnienie marzenia, spędzenie czasu na działce, na lot samolotem w inne strony świata. To jest ta część życia, której nie możemy sobie pozwolić odebrać lumpenliberalnym doktrynerom.
Dlatego warto sobie uświadomić, że zachowanie wolnego ustawowo czasu świąteczno-majówkowego jest fundamentalnie polityczne. A co więcej: łączy wszystkich, którym ideologia peryferyjnego kapitalizmu bez zobowiązań społecznych nie odebrała jeszcze zdrowego rozsądku i społecznego instynktu samozachowawczego. Bo jesteśmy przepracowanym narodem, któremu demiurgowie III RP próbowali wmówić, że harówka to jedyny racjonalny sposób na dobrobyt. Kłopot w tym, że świat nowobogackiego, albo staro-nowego kapitału dbał nade wszystko, by większość zysku transferowano w górę, do bogatych i najbogatszych. Niemałej części społeczeństwa zostawała pensja w okolicach dominanty. A ta w 2016 roku wynosiła około 2100 zł brutto, czyli plus minus 1511 zł na rękę. Bardziej aktualnych danych nie mamy, bo GUS wylicza te dane z poślizgiem.
Tak, święta są bardzo ważne. Żeby świętować, nie możemy nigdy dać sobie odebrać politycznego prawa do odpoczynku.
To zapisana wersja mojego cotygodniowego felietonu dla Polskiego Radia 24. Wersja do odsłuchania pod linkiem.
Komentarze