Wojtek Wojtek
186
BLOG

Naukowe planowanie rodziny

Wojtek Wojtek Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Projekt*


Zarówno On jak i Ona, od zakończenia etapu życia zwanego edukacją, pochłonięci byli realizacją rozmaitych projektów. Przygotowywali je i pomagali wdrażać dla swoich firm, w których praca wydawała im się celem samym w sobie, którego nie trzeba niczym uzasadniać, a wspinanie się na kolejne szczeble zawodowej hierarchii – szczytem samorealizacji. Tak było do momentu, gdy poczuli, że czas trochę przecieka im przez palce, a poza szczęściem zatrudniających ich korporacji, mają też prawo pomyśleć o własnym. Kiedy więc oboje osiągnęli wiek nazywany przez niektórych chrystusowym (tak się złożyło, że byli rówieśnikami), postanowili wspólnie zrealizować wielki Projekt mający zapewnić im poczucie spełnienia w sferze osobistej.

Jak każdy inny projekt, tak również ten, a może ten przede wszystkim, wymagał starannego zaplanowania, przewidzenia wszelkich okoliczności mogących mieć wpływ na przebieg jego realizacji, uwzględnienia szans i zagrożeń, atutów i słabości, a nade wszystko obliczenia kosztów, jakie trzeba będzie ponieść przy jego wdrażaniu oraz ustalenia finalnego efektu, którego osiągnięcie będzie miarą powodzenia w urzeczywistnianiu Projektu.

Wszystkie te sprawy omawiali podczas wspólnych wieczornych narad odbywanych po powrocie z pracy kosztem korzystania z rozrywek w postaci seriali telewizyjnych, meczy itp. Gdy sporządzili szczegółowy plan spełniający wszystkie kryteria zawarte w podręcznikach dla Project Managerów, na koniec wyznaczyli dokładną datę rozpoczęcia jego realizacji. Do  ego też należało się odpowiednio przygotować. Ona na miesiąc odstawiła pigułki, a On przeciwnie – zaczął regularnie zażywać odpowiednią dawkę permenu uzgodnioną wcześniej z lekarzem i farmaceutą, aby przypadkiem niewłaściwie zastosowany lek nie zagroził jego życiu lub zdrowiu. Wszystko po to, by zaplanowanemu Projektowi zapewnić jak najlepsze warunki startu.

Po upływie dziesięciu dni od zdarzenia, które miało być pierwszym krokiem we wdrażaniu przyjętego planu, zakupiony w aptece test potwierdził, że wstępna faza Projektu rzeczywiście się rozpoczęła. Od tej chwili Ona całą swoją uwagę skupiła na takiej zmianie trybu życia, diety, ilości ruchu, czy też zajmowania się sprawami mogącymi wywołać stres, aby zapewnić Projektowi optymalne warunki rozwoju. Wszystko pod kontrolą specjalistów. W tej sprawie nie można było sobie pozwolić na żadną nieścisłość.  Na szczęście przeprowadzane regularnie badania wskazywały, że ta część realizacji Projektu przebiega prawidłowo. To uspokajało, ale nie mogło w żaden sposób wpłynąć na osłabienie czujności, a tym bardziej rezygnację z niektórych choćby elementów przyjętego na ten okres planu. Każdy jego punkt musiał zostać rygorystycznie spełniony.

Gdy faza wstępna dobiegła końca i Projekt w dosłownym znaczeniu ujrzał światło dzienne, należało zmienić dotychczasowy rytm pracy zawodowej, aby zapewnić mu całodobową opiekę. Oboje managerowie nie mieli zamiaru na zbyt długo przerywać swoich karier, nie chcieli też wystawiać Projektu na ryzyko, iż pieczę nad nim przejmie nie sprawdzona do końca i być może niekompetentna pomoc zewnętrzna. Postarali się zatem o pracę w systemie zmianowym i takie ułożenie obu grafików, aby nigdy oboje na raz nie byli w swoich biurach.

Od tej pory widywali się rzadko, co miało tę dobrą stronę, że mieli dużo mniej niż dotychczas okazji do wchodzenia w konflikty i rozwiązywania ich metodą nazywaną przez psychologów konfrontacją. Gdy się spotykali, zdawali sobie szczegółowe relacje z postępów rozwojowych Projektu. Omawiali sugestie specjalistów, z którymi trzeba się było od czasu do czasu kontaktować. Przekazywali informacje o zadaniach, jakie będą czekały drugą osobę podczas jej dyżuru. Z wielkim niepokojem pochylali się nad każdym przypadkiem odstępstwa od wytyczonego wcześniej planu. Analizowali te sytuacje szczegółowo, a wyciągnięte wnioski natychmiast wdrażali w życie. Na szczęście na tym etapie rozwoju Projektu niepokojących zdarzeń było niewiele i na ogół udawało się je łatwo rozwiązać.

Prawdziwe problemy zaczęły się, gdy Projekt wszedł w fazę realizacji nazywaną powszechnie edukacją. Na ten okres zaplanowany był cały zestaw umiejętności fizycznych, intelektualnych i artystycznych, które Projekt obowiązkowo powinien posiąść, aby w chwili, kiedy osiągnie stan określany jako dojrzałość i rolę managerów będzie można uznać za zakończoną nie zabrakło mu żadnego atrybutu niezbędnego do odnoszenia kolejnych sukcesów. Jednak w tym czasie Projekt coraz częściej wykazywał swój własny, niestandardowy stosunek do owych planów. W jednych dziedzinach nie wykazywał żadnych postępów, pomimo czynionych przez Nią i Niego starań, stosowanych zachęt i sankcji, w innych miał nawet pewne osiągnięcia, ale szybko się zniechęcał, stwierdzając, że zasoby jego ciekawości w stosunku do danej dyscypliny wiedzy lub umiejętności zostały wyczerpane. Przyjęte na początku założenia trzeba było wielokrotnie modyfikować, szukać nowych rozwiązań, korzystać z kolejnych konsultacji ze specjalistami. Ona i On czuli się coraz bardziej zmęczeni realizacją Projektu. Na jego tle dochodziło między nimi do sporów i konfrontacyjnych wymian zdań, po których za każdym razem trudniej było przywrócić równowagę we wzajemnych relacjach.

Tymczasem opór Projektu wobec przewidzianych dla niego zamierzeń realizacyjnych z każdym rokiem się nasilał. Na dodatek zaczął on przejawiać zainteresowania takimi elementami otoczenia, które na samym wstępie zostały uznane przez realizatorów za zagrożenia, przed którymi trzeba będzie go za wszelką cenę uchronić. To wymagało zdecydowanych działań interwencyjnych, których jedynym owocem, niestety, było ciągłe pogarszanie się relacji między Projektem a jego managerami, u których nasilało się z tego powodu uczucie wypalenia.

Wreszcie, gdy upłynął osiemnasty rok realizacji Projektu, ten postanowił dać wyraz swej pełnej niezależności i zdolności do samodzielnego decydowania o własnych sprawach dużo wcześniej, niż było to przewidziane w planie. Pewnego dnia spakował swoje rzeczy osobiste. Klucze od mieszkania, które miał do dyspozycji, zostawił na wieszaku w przedpokoju. Oznajmił tonem suchym i nieuprzejmym, że zmienia na stałe miejsce pobytu i wyszedł. Nie podał nowego adresu. Wkrótce zmienił też kartę startową w swoim telefonie. Ona i On zostali sami. Nie mieli już żadnych środków nacisku, aby zmienić jego decyzję. Gdy otrząsnęli się z pierwszego szoku, usiedli, jak to zwykle robili w swoich firmach, jeśli realizacja jakiegoś projektu kończyła się niepowodzeniem, i zaczęli dokładnie omawiać przyczyny takiego finału. Zastanawiać się nad popełnionymi błędami i obiektywnymi uwarunkowaniami. Jednak wnioski z tej analizy na niewiele już się przydadzą. Drugiego Projektu nie będzie. Czas już nie pozwoli na jego wdrożenie.



image


*)    Andrzej Liczmonik, Nie tak czarne - nie tak białe,  2016, fragment książki za zgodą i na prośbę Autora.


Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:

https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane 

Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl



Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo