Wojtek Wojtek
219
BLOG

Dziewczynka z zapalniczką...

Wojtek Wojtek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Dziewczynka z zapalniczką*


Przechadzała się tam i z powrotem po szerokiej alei wybrukowanej kostką Bauma. Czasami przystawała na chwilę, żeby odpocząć. Opierała się o jakieś drzewo albo o mur okalający cmentarz. Co chwila rozcierała ręce drętwiejące z zimna. Koniec października to nienajlepsza pora na taki ubiór, jaki miała na sobie. Rozczłapane tenisówki, cienkie rajstopy, czarna spódniczka w kolorowe kwiaty i liliowy sweterek z pojedynczej włóczki. Najchętniej pobiegałaby trochę, żeby się rozgrzać, ale wiedziała, że nie wolno. To miejsce uświęcone. Przepędzono by ją natychmiast, gdyby wykazała się takim brakiem szacunku dla spoczywających tu ludzkich szczątków.

Zapalniczkę trzymała w kieszeni swetra. Niekiedy wyciągała ją, żeby się chwilę pobawić. Wypatrywała ludzi, którzy mieli ze sobą znicze, ale zapomnieli zabrać coś do ich zapalenia. Podchodziła wtedy i oferowała swoją pomoc. Niektórzy nawet korzystali. Ci czuli się zobowiązani wrzucić jakiś drobny pieniążek do plastikowego kubeczka po jogurcie, który trzymała w drugiej ręce.

Większość jednak miała własne źródło ognia. Tym mogła tylko zaproponować, że pomodli się za duszę osoby, której grób przyszli uporządkować. Nie były to czcze obietnice. Znała na pamięć dwie modlitwy: „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”. Odmawiała je sumiennie za każdym razem, gdy tylko jakaś drobna moneta wylądowała w jej kubeczku i to mimo tego, że ani w ząb nie rozumiała, o co w tych modlitwach chodzi. Co znaczy na przykład „owoc żywota” albo co to są „jakoimy”? Nieważne. Skoro dorośli tak ją nauczyli, to trzeba tak mówić. Widocznie ten Pan i ta Pani, którzy mieszkają wysoko w niebie, wyżej niż chmury, słońce, księżyc i gwiazdy, lubią, żeby w ten sposób się do Nich zwracać, więc robi to najszczerzej jak potrafi.

Przeważnie jednak ci, którym obiecywała modlitwę odganiali ją, obrzucali wulgarnymi słowami, instruowali, że jej rodzice powinni wziąć się do roboty, a nie przysyłać jej tutaj. A przecież ona nie zmusi nikogo, żeby zatrudnił jej tatę albo mamę. Pewnie, chciałaby, żeby pracowali, a ona mogła sobie biegać z innymi dziećmi po szkolnym podwórku. Chociaż lepiej nie. Dzieci ze szkoły przezywają ją i nie chcą się z nią bawić. Jest dla nich jakaś obca, zapowietrzona. Brzydzą się jej. Woli już towarzystwo koleżanek i kolegów mających taką samą jak ona karnację cery. Oni też tu dzisiaj są. Robią to samo, co ona, tylko w innych alejkach, żeby nie konkurować ze sobą.

W kubeczku po jogurcie miała niewiele monet. Przeważnie pięćdziesięciogroszówki albo złotówki. Starczy ledwie na kilka piw dla taty. O czymś do jedzenia lepiej nie wspominać. A zaczęło się ściemniać. Wkrótce trzeba wracać do domu. Tata będzie zły, że tak mało przyniosła. Ciekawe, czy jemu wrzucaliby więcej? Gdyby wiedział, że tak, pewnie sam by tu przychodził.

Z zazdrością spoglądała w kierunku głównej bramy cmentarza, gdzie na wyściełanym poduszką krzesełku od kilku godzin siedział stateczny mężczyzna opatulony ciepłą kurtką, spod której wystawało coś jakby biały fartuch, a jeszcze niżej długa, czarna suknia sięgająca kostek, zapinana na mnóstwo drobnych czarnych guzików. Na głowie miał czarną, wysoką czapkę zakończoną czterema sztywnymi skrzydełkami i zwieńczoną czarnym pomponem. Przed sobą miał rozłożony mały stolik, na którym leżała otwarta wielka księga oraz metalowa skrzynka na pieniądze.

Jego nikt nie przeganiał ani nie radził, żeby wziął się do roboty. Przeciwnie, ludzie przystawali przed jego stolikiem, wyciągali z portfeli banknoty, jakich ona nigdy w życiu nie trzymała w swoich rękach, a on zapisywał coś w tej wielkiej księdze leżącej przed nim i mówił „Bóg zapłać”.

Zastanawiało ją, skąd bierze się ta różnica w podejściu ludzi do niej i do niego. Przecież oferują im to samo – że pomodlą się za dusze ich zmarłych. Ona w dodatku spełnia swoją obietnicę natychmiast, bez zapisywania i ustalania kolejki. Dlaczego wolą poczekać i zapłacić jemu grubym banknotem? Widocznie jego modlitwy są więcej warte. On będzie je odprawiał w wielkim budynku z wysokimi wieżami, przed obrazami oprawionymi w złociste ramy, ubierze się na tę okazję w kolorową szatę, bogato haftowaną. Kto wie, może właśnie ta szata i te złocone obrazy czynią go bardziej bliskim Gospodarzy niebios? Chyba tak. Skoro ona tyle razy gorąco błagała, żeby jej życie odmieniło się na takie, jak większości jej rówieśników i do tej pory nic, to pewnie tych modlitw za zmarłych Pan i Pani z nieba też nie wysłuchują. Ludzie o tym wiedzą, dlatego wybierają tego pana w czarnej sukni, żeby się za nich modlił. Nie chcą wstawiennictwa dziesięcioletniej smarkuli, która w dodatku ma śniadą cerę, czarne włosy i mówi z takim dziwnym akcentem.



image

*)    Andrzej Liczmonik, Z życia i marzeń wzięte,  2018,  za zgodą i na prośbę Autora.


Inne artykuły Andrzeja Liczmonika:

https://www.salon24.pl/u/dobrezycie/893864,andrzej-liczmonik-utwory-wybrane


Istnieje możliwość nabycia książek A. Liczmonika, zamówienia: studioinspiracje(at)interia.pl


-------------------------------------------------------------------------------

Jeżeli masz własne teksty i chciałbyś je opublikować, to nic trudnego. Wystarczy zgłosić taką potrzebę, a ja zajmę się kompleksowym opracowaniem przygotowanego tekstu do druku.

studioinspiracje(at)interia.pl










Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura