doku doku
102
BLOG

Wolność i demokracja - jeszcze jeden aspekt rozumienia wolności

doku doku Polityka Obserwuj notkę 5

I znów zobaczyłem, że wiele osób nie rozumie pojęcia "wolność". Mądrość i głupota są bardzo podobne do prawdy i fałszu. Prawda jest tylko jedna - kłamstw może być nieskończenie wiele (2+2=4, ale 2+2=22, 2+2=13, 2+2=81...). Podobnie mądrość (polegająca na rozumieniu) jest tylko jedna, liczba głupot i sposobów nierozumienia czegoś może być nieskończona. Czy jest więc warto walczyć z głupotą? Wydaje się, że nie warto, bo trzeba by sprostować nieskończoną liczbę błędów, aby każdy zrozumiał. Ale to tylko złudzenie.

Niektóre kłamstwa są prawdopodobne a inne nie. 2+2=22 wydaje się bardziej prawdopodobnym kłamstwem niż 2+2=81. Warto wytłumaczyć temu pierwszemu, że + nie oznacza sklejania. Tego drugiego można olać. W kilku już notkach wcześniejszych skorygowałem kilka popularnych głupot na temat wolności, ale ostatnio pojawiła się nowa głupota, która wydaje się prawdopodobna, a więc nie można jej olać.

Wiele osób już dzięki mnie zrozumiało, że wolność oznaczająca "robię co chcę" nie oznacza akceptacji przez prawo tego, że każdy robił, co chce. Przypomnę na wszelki wypadek to rozumowanie, bo jest ono fundamentalne dla subtelniejszego rodzaju głupoty. A więc, drogi czytelniku (nazwę Cię nazwiskiem Aktywny), wyobraź sobie, że wyznajesz pogląd wolnościowy: "mam prawo robić to, co chcę robić". Co z tego wynika? Jak musi działać prawo i demokracja, aby taka wolność była ludziom zapewniona? Z góry przepraszam tych, którzy to już zrozumieli, ale to zbyt ważne - muszę więc się powtórzyć.

A więc wyznajesz zasadę "mam prawo robić co chcę"... ale jesteś kimś innym niż ten Aktywny. Ty masz na nazwisko Bezpieczny. I Ty i on - obydwaj macie prawo robić, co chcecie. Każdy człowiek ma takie prawo - prawo do wolności. Aktywny chce uściskać Bezpiecznego, a Bezpieczny chce uściskać Aktywnego, ale nie może, bo Aktywny przycisnął mu ręce do tułowia. Bezpieczny chce coś zrobić, ale prawo do wolności zostało mu odebrane - jego ręce nie są wolne, bo zostały unieruchomione. Oczywiście to niewielki problem - oni szybko się dogadają i zmienią uścisk na skośny - uścisk, który nie odbiera wolności - uścisk zgodny z prawem do wolności - uścisk po prostu zgodny z prawem.

Jak musi działać prawo (policja, prokuratura, sądy), aby zagwarantować obywatelom prawo do wolności? Jak nazywamy praktyczną realizację prawa do wolności? Nazywamy ją "prawem do bezpieczeństwa" - policja musi pilnować bezpieczeństwa obywateli, aby nikt nie mógł im odebrać wolności. W państwie, w którym rządzi wolność, policja musi bezustannie patrolować wszystkie ulice, aby nikt nikomu tej wolności nie odebrał. Państwo policyjne jest więc bezpośrednią logiczną koniecznością idei "wolność rządzi". Na szczęście wolność nie jest jedynym prawem fundamentalnym... i dlatego nie mamy państwa policyjnego. Państwo policyjne łamałoby inne fundamentalne prawa.

Jednak mimo braku państwa policyjnego działa prawo do bezpieczeństwa - tyle tylko, że działa z opóźnieniem - po fakcie. Realizuje to prawo nie policja, ale prokuratura. Kiedy ktoś odbierze komuś wolność, wkracza prokuratura i próbuje (z pomocą policji) ukarać przestępcę. To już nie jest państwo policyjne, ale państwo prawa.

Teraz możemy wykonać krok następny - cel tej notki. Prawo do bezpieczeństwa zakazuje  naturalnie nie tylko odbierania innym wolności, ale też zakazuje namawiania innych do odbierania innym wolności. W szczególności, nie wolno publikować tekstów zachęcających ludzi do odbierania innym wolności. A więc tzw. wolność słowa nie oznacza prawa do publikowania dowolnych tekstów. I tak doszliśmy do potocznego rozumienia demokratycznego państwa prawa. Wiele osób tak właśnie rozumie słowo "demokratyczny" - jako tolerowanie przez prawo wszystkich publikacji w imię wolności słowa. Tę głupotę właśnie koryguję. Demokracja, nawet tak rozumiana, nie polega na nieograniczonej wolności do publikowania tego, co się chce opublikować.

Gdyby jedynym prawem podstawowym była wolność, to mielibyśmy nie tylko państwo policyjne, ale mielibyśmy też cenzurę prewencyjną. Cenzorzy by sprawdzali, czy tekst przeznaczony do publikacji nie zawiera namawiania ludzi do odbierania innym wolności. Ponieważ jednak wolność nie jest jedynym prawem, nie ma cenzury (prewencyjnej), ale  zamiast tego jest karanie po fakcie - kiedy zostanie opublikowany tekst łamiący prawo, wtedy wkracza prokuratura i próbuje ukarać sprawcę takiej publikacji. Ściganie przez prawo takich przestępców nie oznacza naruszenia demokracji rozumianej w ten sposób. Jeżeli więc na jakimś portalu opublikowane zostaną teksty zachęcające do łamania prawa, to taki portal może zostać zamknięty zgodnie z demokratycznym prawem, broniącym wolności i bezpieczeństwa obywateli. Głupotą jest więc krytykowanie zamykania takich portali, jako niedemokratyczne.

Dodam na koniec, że takie rozumienie słowa "demokracja" też jest głupie, ale to już inny temat.

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka