Pomijając tych kandydatów, których zaliczało się do prawicowych i którzy okazali się być tylko niewiele znaczącym politycznym planktonem, z punktu widzenia drugiej tury wyborów prezydenckich najważniejszy jest wynik Pawła Kukiza i Janusza Korwin-Mikke. Zwłaszcza poparcie pierwszego z nich może przesądzić o tym, kto zostanie prezydentem.
Podkreślmy w tym miejscu: obaj nazywani są – nie tylko przez swoich zwolenników, ale też i mainstreamowe media – kandydatami antysystemowymi.
I co zrobili wczoraj ci antysystemowi kandydaci?
Czy wskazali swoim sympatykom, żeby zagłosowali na Andrzeja Dudę? Człowieka, który – przyjmując nawet, że tak naprawdę niewiele się różni od Bronisława Komorowskiego i nie gwarantuje praktycznie żadnych zmian – przynajmniej uderza w patologiczny system tworzony od ponad siedmiu lat przez różowo-zieloną koalicję Platformy i PSL-u; daje choć cień szans na naprawę...
Wydawałoby się przecież czymś oczywistym, że chociażby wobec bezdyskusyjnego faktu, jakim jest ten, że prezydentem pozostanie Bronisław Komorowski albo zastąpi go Andrzej Duda – wobec braku alternatywy: z braku laku, z obrzydzeniem, wybierając między dżumą i cholerą itd. – ci antysystemowi buntownicy powinni wskazać na Andrzeja Dudę. Przecież ich poparcie – nawet, gdyby wysłuchała by go tylko połowa ich elektoratu – prawie na pewno pogrążyłoby Bronisława Komorowskiego.
Ale nie.
Zarówno Kukiz jak i Korwin umyli wczoraj ręce…
Oznacza to po pierwsze, że jest im obojętne, kto będzie prezydentem Polski, a po drugie –ważniejsze – okazali się być niczym więcej, jak tylko częścią systemu, z którym niby walczą: Palikotami przystrojonymi w patriotyczne piórka i hasła wolnościowe.
Liczę, że jednak ich wyborcy sami od siebie w drugiej turze pomogą Andrzejowi Dudzie, natomiast Braun, Kowalski i Wilk okażą się prawdziwi w swym sprzeciwie i zrobią to wprost i oficjalnie.
A Kukiz i Korwin mogą już wyrecytować: Panie Prezydencie, meldujemy: Zadanie wykonane!