eri eri
120
BLOG

"Biały Tydzień" w objęciach strachu ale i absurdu

eri eri Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

    Przyszedłem dziesięć minut wcześniej. Nie wchodziłem do środka. Stałem u szczytu schodów. Rozglądałem się nieśpiesznie. Na miejsce postojowe podjechało czarne BMW. Wysiadł z niego Kamil, z rodzicami. W ręku trzymał telefon komórkowy, który zaraz oddał mamie. Na schodach dogonił Rafała idącego z tatą. Poklepał kolegę po ramieniu. Razem weszli do środka. Zaraz za drzwiami, Rafał schylił się by zawiązać sznurowadło.

Przeniosłem wzrok na podjazd. Z czerwonego Audi wybiegł Karol. W przedsionku kichnął, zasłaniając usta i nos dłonią. Mama podbiegła z chusteczką. Agnieszka z Moniką wchodziły po schodach. Trzymały się za ręce. Zza rogu wychynął Antek z tatą. Tata, w krótkich, gimnastycznych spodenkach, koszulce i adidasach odprowadził syna pod otwarte wrota. Podał mu lakierki, aby ten zmienił buty. Stare zabrał ze sobą. Do środka nie wchodził. Zawrócił do samochodu. A syn pobiegł do pierwszej ławki, do kolegów…
  

 Skąd znałem imiona tych dzieci? To moi uczniowie. Jestem wychowawcą IIb, klasy w pobliskiej szkole podstawowej. Drugi dzień „Białego Tygodnia”. W kościele, przed którym stoję w oczekiwaniu na uroczystą mszę świętą, około czterdzieścioro dzieci. Dziewczynki w białych, komunijnych sukienkach, chłopcy w białych komżach. Dziewczynki po prawej, chłopcy po lewej stronie. Siedzą ściśnięci, po sześcioro w czterech pierwszych ławkach. Za nimi rodzice i stali uczestnicy mszy świętej w dzień powszedni.

Panuje powszechny harmider. Wychodzi ksiądz. Ucisza rozgadane towarzystwo. Rozpoczyna się msza święta. Dociera do mnie, że nie zauważyłem, przez te dziesięć minut oczekiwania, by któreś dziecko przeżegnało się, wchodząc do kościoła. Ale może po prostu nie zauważyłem.

Zbliża się konsekracja. Z zakrystii wychodzi ksiądz z tacą. Gorzka konstatacja: jakże skromne żniwo!

Wreszcie komunia święta. Dzieci przystępują do niej w nawie głównej. Pozostali wierni, w nawach bocznych. Jestem jednym z pierwszych. Wszyscy przyjmują komunię na dłoń. Ja, jestem wyjątkiem?

Po chwili modlitwy w skupieniu, staję w tyle kościoła tak, by widzieć dzieci. Wszystkie one przyjmują komunię na dłoń. Musiała być podjęta w tej kwestii wcześniejsza decyzja – konstatuję. Pewnie w porozumieniu z rodzicami. Ale w takim razie, z tą logiką, kłóci się choćby ten tłok w ławkach zajętych przez dzieci.

Zastanawia mnie jeszcze jedno. Jak, w psychice takiego małego człowieka ukształtuje się szacunek do Eucharystii i bojaźń boża, skoro w takim wieku…, na tak brudne dłonie…,  tak nierozważnie po przyjęciu na dłoń…

Księże Proboszczu! Strach ale i absurd zwyciężają…
 

eri
O mnie eri

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo