Sporo się mówiło i mówi o przygodzie tej greckiej bidulki, co się zabłąkała do Brukseli, ale w komentarzach nie znalazłem ani śladu tych refleksji, które nawiedziły mnie - a są one takie:
- pierwsza, że co do dbania o prawa człowieka, bijemy na głowę serce unijnej demokracji i wszelkiej praworządności, jakim jest to miasto na B. Tam kobietę przymknięto, bo trzymała w domu torby wypchane pieniędzmi - a u nas pewien facet, co chował kasę w nodze stołowej, spokojnie cieszy się wolnością. Słusznie, bo respektując jego prawo do obrony należy dać mu czas i sposobność, aby - jeśli miałby ochotę - mógł np. umówić się z bogatym znajomkiem, że niby ten stół - to od niego pożyczony, a że właściciel skitrał forsę w nodze - to jego sprawa. Ta przymknięta kobitka takiej szansy, póki co, nie ma - i w dodatku wszyscy psy na niej wieszają, a ten nasz gostek cieszy się sympatią wielu - wyrażoną między innymi zebraniem na jego rzecz kupy szmalu, żeby miał na kaucję.
- a druga, że jak idzie o kompetencje oraz obycie polityczne - to niektórzy nasi krajowi dostojnicy kładą unijnych funkcjonariuszy na łopatki; znalazłszy się w kłopotliwej sytuacji - Trzecia Osoba w Państwie umiała sobie poradzić, a wiceprzewodnicząca PE - nie. Może powinna była zasięgnąć rady u Marszałka?
P.S. - taka ciekawostka: pojawiła się informacja (nie wiadomo, czy pewna), że tej kasy w torbach było 600 tys. euro. Taka kwota pojawiła się niedawno i u nas w podobnym kontekście. Zbieżność dość zastanawiająca - czyżby istniało coś w rodzaju cennika, a przynajmniej zwyczajowo przyjętych stawek za usługi świadczone przez polityków z europejskiej półki?
Inne tematy w dziale Polityka