Eurybiades Eurybiades
275
BLOG

Kampania wyborcza u schyłku, a Rafał osiąga szczyt

Eurybiades Eurybiades Polityka Obserwuj notkę 6

      Ta zatrącająca oksymoronem sprzeczność zachodząca między słowami  "schyłek" i "szczyt" - to tylko pozór, bo cóż bardziej naturalnego od osiągnięcia maksimum możliwości pod koniec trwającej jakiś czas  akcji?  No, po prawdzie - to pod koniec można też się zmęczyć, ale to nie może dotyczyć wspomnianej w tytule osoby.  "Schyłek" oznacza tu bliskie zakończenie kampanii, a  "szczyt" - formę, jaką ku jej końcowi kandydat osiąga;  ślepy zauważy, że są to terminy dotyczące dwóch różnych materii - lub inaczej:  lokujące się na odmiennych polach, a z tego wypływa logiczna pewność, że dochodzenie jakiejkolwiek sprzeczności między nimi  jest bezprzedmiotowe.

   Uff... zapędziłem się nie w tę stronę, co należało - a szło mi o to, że w przypadku Rafała Trzaskowskiego i jego aktywności w kampanii wyborczej z tym właśnie mamy do czynienia:  akcja, jaką jest kampania wyborcza ma się ku końcowi - a on osiąga szczyt swoich możliwości.  To zupełnie tak, jak w sporcie;  po treningu jakieś próbne starty, w trakcie których powinny padać coraz lepsze wyniki - a cel jest oczywiście jeden:  w szczycie sezonu - rekord świata.  Nasz kandydat tą właśnie drogą podążał:  - najpierw takie uszczelnienie imprez wyborczych przed wrażymi dziennikarzami, że zapora na wschodniej granicy przy tym wysiada - a do tego sprytne zmylenie redaktora Jarząbka co do miejsc spotkań z elektoratem;  potem - zręczne zareklamowanie polskich win i innych produktów spożywczych;  następnie - literacki hit sezonu, a wreszcie - niechęć do flagi tęczowej i estyma dla biało czerwonej.  Tak to ewoluowało, a raczej - eskalowało, a na końcu - wspomniany szczyt;  na spotkaniu z wyborcami RT zapewnia:  - nie zobaczycie mnie na żadnej partyjnej imprezie!!  Tę kwestię wygłosił, raz po raz, trzykrotnie;  co to może oznaczać?  Bywa, iż orator jakąś szczególnie ważną frazę powtarza, żeby ją zaakcentować;  to znany chwyt retoryczny służący wykreowaniu zawołania, hasła czy sloganu.  Ta wyżej przytoczona obietnica nie jest jednak szczególnie istotna, a została powtórzona ponadnormatywnie, bo aż dwukrotnie - nieuchronnie więc musi pojawić się pytanie:  - o co kaman?  Dwie są możliwości:  pierwsza, iż rzeczony doznał tzw. chwilowej pustki pod deklem i co za tym idzie - uczuł potrzebę wypełnienie jej czymkolwiek;  najbliżej było to, co się przed chwilą wyartykułowało.  Gdyby to dotyczyło inteligencji nie naturalnej, a sztucznej - powiedziałbym, że nastąpiło zawieszenie.  A druga, że on to wszystko sobie wykoncypował - i to ponawianie było próbą bicia rekordu świata w powtarzaniu siedmiowyrazowej frazy na czas.  Trwało to zaledwie jakieś 15 sekund, jest więc wysoce prawdopodobne, że rekord został pobity i lada chwila ta międzynarodowa firma czy instytucja od rozmaitych rekordów ogłosi: - Rafał Trzaskowski rekordzistą świata!!   I to wedle mej oceny miałby być ten wspomniany szczyt;  że nie sięgający wierzchołka Rysów czy choćby Góry Dylewskiej - to już inna sprawa. A że wyżej, niż dotąd Rafał  (pozwalam sobie - po imieniu, bo ośmielił mnie tytuł książki) wspiąć się nie da rady - jestem pewien, bo cóż jeszcze mógłby zaserwować dla skaptowania wyborców:  że nie tylko rekina się nie boi, ale i przed tygrysem nie pęka?

  Że inni mogą na tę sprawę patrzeć podobnie, przekonałem się widząc ostatnio pewną towarzyszkę koalicyjną naszego kandydata, jak prezentując mocno zasumowaną fizjonomię dzieliła się z telewizyjną panią redaktor troską o wyniki wyborów;  że niby - Nawrocki jest niedoszacowany i powinniśmy zrobić wszystko, żeby on tych wyborów nie wygrał.  Najlepszym sposobem na niedopuszczenie do zwycięstwa przeciwnika jest, jak wiadomo, zwyciężyć samemu;  to prawda najoczywistsza.  Zatroskana twarzyczka wspomnianej polityczki wydawała się jednak dowodzić, .ze wysokość, na której ów osiągnięty przez RT szczyt się lokuje - jej także nie wydaje się niebotyczna i o tym, żeby do wyborów spać bez koszmarów pokazujących Karola Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim - nie ma mowy;  należy więc zrobić wszystko - itd.  Co termin "wszystko" może oznaczać?  Do tej pory zrobiono niemało - opanowano telewizję, zamknięto tego czy owego z przeciwników, wprowadzono nowatorski sposób rządzenia przy pomocy uchwał i dekretów - a w końcu konkurencję postanowiono zagłodzić.  To jednak okazuje się być za mało;  wyartykułowana usteczkami tej pani konkluzja, że należy zrobić  "wszystko" - powoduje stawanie włosów dęba, bo cóż jeszcze można sobie wyobrazić ponad te wymienione modyfikacje systemu demokratycznego?  W USA otarto się o  "wszystko" i szczęśliwie skończyło się na odstrzeleniu ucha.  Jestem pewien, że tu - nad Wisłą do takich rozwiązań tak, jak nie doszliśmy - tak i nie dojdziemy.  Z drugiej jednak strony - w dość skomplikowanych okolicznościach Cyba na wolność wyszedł... 

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka