Ta zatrącająca oksymoronem sprzeczność zachodząca między słowami "schyłek" i "szczyt" - to tylko pozór, bo cóż bardziej naturalnego od osiągnięcia maksimum możliwości pod koniec trwającej jakiś czas akcji? No, po prawdzie - to pod koniec można też się zmęczyć, ale to nie może dotyczyć wspomnianej w tytule osoby. "Schyłek" oznacza tu bliskie zakończenie kampanii, a "szczyt" - formę, jaką ku jej końcowi kandydat osiąga; ślepy zauważy, że są to terminy dotyczące dwóch różnych materii - lub inaczej: lokujące się na odmiennych polach, a z tego wypływa logiczna pewność, że dochodzenie jakiejkolwiek sprzeczności między nimi jest bezprzedmiotowe.
Uff... zapędziłem się nie w tę stronę, co należało - a szło mi o to, że w przypadku Rafała Trzaskowskiego i jego aktywności w kampanii wyborczej z tym właśnie mamy do czynienia: akcja, jaką jest kampania wyborcza ma się ku końcowi - a on osiąga szczyt swoich możliwości. To zupełnie tak, jak w sporcie; po treningu jakieś próbne starty, w trakcie których powinny padać coraz lepsze wyniki - a cel jest oczywiście jeden: w szczycie sezonu - rekord świata. Nasz kandydat tą właśnie drogą podążał: - najpierw takie uszczelnienie imprez wyborczych przed wrażymi dziennikarzami, że zapora na wschodniej granicy przy tym wysiada - a do tego sprytne zmylenie redaktora Jarząbka co do miejsc spotkań z elektoratem; potem - zręczne zareklamowanie polskich win i innych produktów spożywczych; następnie - literacki hit sezonu, a wreszcie - niechęć do flagi tęczowej i estyma dla biało czerwonej. Tak to ewoluowało, a raczej - eskalowało, a na końcu - wspomniany szczyt; na spotkaniu z wyborcami RT zapewnia: - nie zobaczycie mnie na żadnej partyjnej imprezie!! Tę kwestię wygłosił, raz po raz, trzykrotnie; co to może oznaczać? Bywa, iż orator jakąś szczególnie ważną frazę powtarza, żeby ją zaakcentować; to znany chwyt retoryczny służący wykreowaniu zawołania, hasła czy sloganu. Ta wyżej przytoczona obietnica nie jest jednak szczególnie istotna, a została powtórzona ponadnormatywnie, bo aż dwukrotnie - nieuchronnie więc musi pojawić się pytanie: - o co kaman? Dwie są możliwości: pierwsza, iż rzeczony doznał tzw. chwilowej pustki pod deklem i co za tym idzie - uczuł potrzebę wypełnienie jej czymkolwiek; najbliżej było to, co się przed chwilą wyartykułowało. Gdyby to dotyczyło inteligencji nie naturalnej, a sztucznej - powiedziałbym, że nastąpiło zawieszenie. A druga, że on to wszystko sobie wykoncypował - i to ponawianie było próbą bicia rekordu świata w powtarzaniu siedmiowyrazowej frazy na czas. Trwało to zaledwie jakieś 15 sekund, jest więc wysoce prawdopodobne, że rekord został pobity i lada chwila ta międzynarodowa firma czy instytucja od rozmaitych rekordów ogłosi: - Rafał Trzaskowski rekordzistą świata!! I to wedle mej oceny miałby być ten wspomniany szczyt; że nie sięgający wierzchołka Rysów czy choćby Góry Dylewskiej - to już inna sprawa. A że wyżej, niż dotąd Rafał (pozwalam sobie - po imieniu, bo ośmielił mnie tytuł książki) wspiąć się nie da rady - jestem pewien, bo cóż jeszcze mógłby zaserwować dla skaptowania wyborców: że nie tylko rekina się nie boi, ale i przed tygrysem nie pęka?
Że inni mogą na tę sprawę patrzeć podobnie, przekonałem się widząc ostatnio pewną towarzyszkę koalicyjną naszego kandydata, jak prezentując mocno zasumowaną fizjonomię dzieliła się z telewizyjną panią redaktor troską o wyniki wyborów; że niby - Nawrocki jest niedoszacowany i powinniśmy zrobić wszystko, żeby on tych wyborów nie wygrał. Najlepszym sposobem na niedopuszczenie do zwycięstwa przeciwnika jest, jak wiadomo, zwyciężyć samemu; to prawda najoczywistsza. Zatroskana twarzyczka wspomnianej polityczki wydawała się jednak dowodzić, .ze wysokość, na której ów osiągnięty przez RT szczyt się lokuje - jej także nie wydaje się niebotyczna i o tym, żeby do wyborów spać bez koszmarów pokazujących Karola Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim - nie ma mowy; należy więc zrobić wszystko - itd. Co termin "wszystko" może oznaczać? Do tej pory zrobiono niemało - opanowano telewizję, zamknięto tego czy owego z przeciwników, wprowadzono nowatorski sposób rządzenia przy pomocy uchwał i dekretów - a w końcu konkurencję postanowiono zagłodzić. To jednak okazuje się być za mało; wyartykułowana usteczkami tej pani konkluzja, że należy zrobić "wszystko" - powoduje stawanie włosów dęba, bo cóż jeszcze można sobie wyobrazić ponad te wymienione modyfikacje systemu demokratycznego? W USA otarto się o "wszystko" i szczęśliwie skończyło się na odstrzeleniu ucha. Jestem pewien, że tu - nad Wisłą do takich rozwiązań tak, jak nie doszliśmy - tak i nie dojdziemy. Z drugiej jednak strony - w dość skomplikowanych okolicznościach Cyba na wolność wyszedł...
Inne tematy w dziale Polityka