To zdanie zawiera w sobie imperatyw nie pozostawiający ani cienia wątpliwości: nie - mogą lub powinni; muszą! Trudno z tym dyskutować, bo jeśli społeczeństwo nie jest bezwolnym stadem, to jego odpowiedzialność za to, kto stoi na czele - wydaje się oczywista. Tę wytyczną, bo tak bez wątpienia należy tę tytułową frazę nazwać, usłyszałem niedawno oglądając w TV filmik, w którym mówiono między innymi o Korei Południowej; ściślej - o wydarzeniach z jej historii najnowszej. W końcówce ubiegłego wieku ta historia przez jakiś czas biegła poniekąd równolegle do naszej; w 1987. odbyły się tam demokratyczne wybory poprzedzone rozruchami połączonymi z rozlewem krwi. Kierując się przyjętą w ścieżce dźwiękowej wspomnianego filmu terminologią należałoby stwierdzić, że w wyniku tych wyborów rozprawiono się z kierującymi tym państwem szubrawcami i wszystko poszło w dobrym kierunku. Podobnie i niemal w tym samym czasie potoczyły się sprawy i u nas, ale dość szybko się okazało, że zamiast równoległości historii mamy do czynienia z rozbieżnością - i na jakim szczeblu drabiny stoją teraz Koreańczycy, a na jakim my - widać gołym okiem. Wygląda na to, że oni ze swoimi szubrawcami rozprawili się sprawniej i skuteczniej, niż to się udało nam. Supozycję, że powodem tego mogłaby być odmienność rasowa - wypada zdecydowanie odrzucić. A skoro tak, to pojawia się przypuszczenie, że nie potrafiliśmy naszych szubrawców należycie i do końca rozpoznać i w efekcie - pogonić; podejrzenie, iż tej umiejętności nie nabyliśmy do dziś - nie wydaje się bezzasadne. Taki wniosek może zaskakiwać, bo ogólnie wiadomo, że "Polak potrafi"- i choć pewnie ścisła definicja słowa "szubrawiec" nie istnieje, a przynajmniej ja jej nie znam - to trudno oprzeć się przekonaniu, że człowiek jako-tako kumaty jeśli nie rozumem, to intuicyjnie łatwo kapnie się, w czym rzecz; nie trudno przecież ocenić, że o ile wydanie państwowych pieniędzy na remont państwowego budynku czy zakup wozu strażackiego szubrawstwem nie jest, o tyle częste-gęste zasilanie kieszeni lub nóg stołowych kasą pochodzącą z łapówek - nawet, jeśli dyskretnych, bo w kopertach - to jak najbardziej. Nie sposób tu nie nadmienić, że nie o samą umiejętność rozpoznania idzie - a także o to, co ze zdobytą w jego wyniku wiedzą robi uogólniony Polak: szubrawca odrzuca - czy akceptuje; to między innymi może wyjaśniać naszą pozycję na drabinie.
Wiem, takie podejście do sprawy można uznać za nadmiernie proste, wzdragam się więc przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków - także dlatego, że pewnie brak mi należytego dystansu. Ale gdyby bezstronny obserwator - no, może nie z Brukseli -orzekł, iż obecność jakichś szubrawców w szeregach naszej władzy nie jest wykluczona, to ja bym musiał bezradnie rozłożyć ręce; cóż począć bez argumentów wystarczających do dania odporu.
Słowo szubrawiec padło w tej notce parę razy; nie jestem zwolennikiem stosowania w rozmowach o polityce terminologii pochodzącej spoza jej sfery - ale domyślam się, że we wspomnianym filmiku użyto go dla zwięzłego zaznaczenia, że władzy nie powinni sprawować ludzie bez należytych kwalifikacji moralnych. W takim też znaczeniu, a nie dla obrażania kogokolwiek używam go i ja.
Ale wszystko, co się powyżej napisało, może okazać się całkowicie chybione i tym samym niepotrzebne, a na rzecz należy spojrzeć z całkiem innej strony. Bo tak: obywatele bywają z tego czy owego niezadowoleni i nawet od czasu do czasu protestują. Co to jednak za protesty!.. niemrawe dreptanie rolników po przejściach dla pieszych - to jeszcze nie osadzanie kos na sztorc, a marsz gwiaździsty górników - to nie to, co pokazali kiedyś rumuńscy hawierze najechawszy swoją stolicę z trzonkami kilofów w garści. A skoro sprawy wyglądają tak - i buntu żadnego nie ma, wniosek jest jedyny i oczywisty: szubrawców, przeciw którym ludzie mieliby się buntować - brak. Co za ulga!...
Inne tematy w dziale Polityka