52 to liczba tygodni w roku 2011.
194 to liczba dni w roku 2010 jaką spędziłem poza krajem w podróżach służbowych.
Z premierem łączy mnie jedno: obaj dużo latamy. Obaj jesteśmy odpowiedzialni za budżet. Premier za budżet swojej kancelarii (i na dokładkę sporego kraju w europie ale czego zdolny człowiek nie zrobi w 4,5 dnia pracy przerywanej treningami w kopaną), ja za budżet paru firm za które jestem odpowiedzialny.
Ja siebie postrzegam jako człowieka taniego - w sensie takim, że moje koszty dla firmy są rozsądne.
Tak się składa, że podróżuję, bo mimo wszystko dla firmy jest to tańsze niż kupno dla mnie mieszkania poza Polską, zapłacenie mojego pakietu ekspata i zmiana uposażenia po przeprowadzce. Tak się składa, że po dodaniu kosztów podróży jestem tańszy niż Francuz, Niemiec, Brytyjczyk.
A jak jest w przypadku premiera? Czy jest on faktycznie - patrząc na 1,5 mln euro jakie wydał na przeloty "na weekendy do Sopotu" - tanim premierem?
Załóżmy cenę biletu w klasie ekonomicznej: LOT, średnia cena biletu czwartek-poniedziałek na trasie GDA-WAW.
300 PLN w czerwcu (patrzę sobie tutaj: https://www.lot.com/web/lot/home) . Pomnóżmy przez magiczną liczbę 52. 300 x 52 = 15.600 PLN. Przez 3 lata da to kwotę rzędu 46.800 PLN. I gdyby Premier wydał nawet 500.000 PLN to miałby prawo mówić o sobie: Jestem tanim premierem.
Oczywiście - to co napisałem powyżej - to pewne nadużycie. Można powiedzieć: przecież Premier dużego kraju nie może latać w klasie ekonomicznej.
Dobrze - weźmy klasę biznes. Wtedy koszt biletu "na weekend do Sopotu" wyniesie 384 pln. Zaokrąglone do 400pln x 52 tygodnie = 20.800 PLN.
Dodajmy 4 ochroniarzy z BOR. A więc Premier + 4 BORowców: 5 x 20.800 pln = 104.000 PLN. W trzy lata dostaniemy 312.000 PLN. Jak pisałem wyżej: i gdyby Premier wydał 500.000 pln to miałby prawo mówić o sobie: Jestem tanim premierem.
Można pójść dalej. Można powiedzieć, że premier jest jak CEO dużej firmy i nie może latać samolotami rejsowymi.
No tak tylko w takim razie dlaczego są tacy CEO którzy NIE latają prywatnymi samolotami?Bo chcą dać przykład. Chcą dać przykład w całej korporacji, że oszczędzają.
Na wstępie pisałem jak często podróżuję. Od podwładnych oczekuję tego czego oczekuję od siebie: pilnowania kosztów. I dlatego latam klasą ekonomiczną. Cóż nie mam przez to darmowej kanapki i napoju i mam mniej miejsca na nogi - ale - w skali roku - moje koszty są niższe o 40%. Bo ja jestem - tanim dyrektorem.
Pójdę dalej. Premier powiedział:
"Tak się złożyło, że pracuję w Warszawie, mieszkam w Gdańsku. Weekendy, niedziele spędzam z reguły w domu rodzinnym i oczywiście przy okazji pracuję. Tak jest, tu nie mam nic więcej do dodania "
Tak się złożyło, że mógłby się Pan premier na czas pełnienia tej jakże ważnej funkcji łaskawie przeprowadzić do stolicy Polski - Warszawy. Z rodziną.
Tak się złożyło, że mógłby np. od Pani Bikont - wzorem Pana Komorowskiego - wynając mieszkanie w W-wie.
122 metry, czynsz 6.500 PLN za miesiąc (źródło poniżej). To daje 78.000 PLN rocznie. Dodajmy do tego drugie tyle na ochronę, urządzenie, media. 156.000 PLN. Jakoś nadal wychodzi mi tanio w porównaniu do przelotów premiera "na weekend do Sopotu".
Tak się składa, że ja też mieszkam w Gdańsku a pracuję poza Gdańskiem. Niedziele z reguły spędzam w domu rodzinnym i jak zawsze pracuję. A nie "przy okazji" - jak Pan Premier. Tak się niestety składa, że jestem pracoholikiem.
Podsumujmy. Transport zawsze wiąże się z kosztami. Tu premier mówi prawdę. Mieszka w Sopocie a pracuje w Warszawie. Przy okazji. To też prawda.
Reszta...drodzy czytelnicy sami oceńcie.
Nie mówię, że premier Polski powinien jechać TLK na weekend do rodziny. Ale wydać 6 mln w trzy lata i w żywe oczy mówić o sobie "Jestem tanim premierem" - to jawna kpina z ludzi.
No cóż, może na "zielonej wyspie" jest inaczej i słowo "tani" oznacza coś zgoła innego? Może i tu premier ma rację - tyle, że w innym znaczeniu tego słowa?
Cytat z rozmowy z D.T:
- Jestem tanim premierem - zapewnił Donald Tusk, komentując publikacje o swoim zamiłowaniu do prywatnych przelotów samolotami rządowymi. Szef rządu prosił o rzetelną ocenę i zapewnił, że środki wydawane na jego "personalne urzędowanie" są wydawane bardzo powściągliwe.
- Nie wiem, czy mogę usatysfakcjonować wtedy, kiedy latam rejsowymi, a dzieje się to bardzo często, czy wtedy kiedy latam rządowymi samolotami. Tak się złożyło, że pracuję w Warszawie, mieszkam w Gdańsku. Weekendy, niedziele spędzam z reguły w domu rodzinnym i oczywiście przy okazji pracuję. Tak jest, tu nie mam nic więcej do dodania - stwierdził szef rządu.
Jak zaznaczył Tusk, transport zawsze wiąże się z kosztami, a czy to jest samochód, samolot rejsowy, czy samolot rządowy - to jego zdaniem - nie są to koszty dodatkowe. - Wtedy, kiedy latam samolotami rejsowymi traktowany jestem tak jak każdy inny parlamentarzysta, to znaczy, to się nie wiąże z żadnymi dodatkowymi kosztami, Sejm i tak płaci za te przeloty - dodał.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/tusk-jest-tani--premier-o-lotach-do-gdanska,76493,1
Sprawa wynajmu mieszkania:
http://niezalezna.pl/10346-komorowski-myje-okna-bikont
Inne tematy w dziale Polityka