Właściwie - nie, co nas czeka, a raczej - co już jest; o tym zacząłem myśleć pewnego popołudnia, kiedy przejeżdżając ulicą 3 Maja w Gdańsku minąłem długi sznur zaparkowanych samochodów policyjnych z zakratowanymi oknami. Niby nic takiego znów nadzwyczajnego - samochody, ale zacząłem przetrząsać pamięć w poszukiwaniu powodów, dla których one tam stały - i wszystko stało się jasne; to był Dzień Żołnierzy Wyklętych. Dzień, który dla wielu był okazją do złożenia kwiatów pod tablicami pamiątkowymi czy pomnikami (niewiele ich, niewiele !), a także do spotkań weteranów - dla władzy był powodem do ogłoszenia pogotowia policyjnego, bo może trzeba będzie komuś zagrodzić drogę, potraktować gazem, spałować albo zatrzymać. Na rozum biorąc - jakie niepokoje mogłyby się w tym dniu zdarzyć ? Żadne - co najwyżej ktoś idąc ze sztandarem zmieniłby trasę; nie sądzę, żeby chciano coś podpalić. Wiem, co mogę usłyszeć; że na wszelki wypadek, że nigdy nie wiadomo ... tak, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to coś w rodzaju symbolu: naród (przynajmniej jego część) świętuje sprawę dla siebie ważną, a władza stawia na nogi aparat przymusu. Nie chcę nikomu narzucać swoich wrażeń i odczuć, ale czy nie wygląda na to, że myślenie władzy o pewnych sprawach kompletnie rozeszło się z myśleniem narodu, a przynajmniej - z myśleniem jego znacznej części ? Gdybyż to chodziło tylko o rozejście się - a to przecież już prawdziwa walka. Czy coś , np. uzasadniało przeszkadzanie w listopadowym Marszu Niepodległości ? Wiem, wiem - to względy bezpieczeństwa kazały zatrzymać Marsz; ale bezpieczeństwo obywateli jakoś szczególnie nie leżało władzy na sercu, kiedy niemieccy pałkarze atakowali uczestników poprzedniego Marszu albo rozwydrzone bandziory biły ludzi pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu; co tam - sama policja tych ludzi tak potraktowała, że komuś tam, jak pamiętam, kręgosłup nie wytrzymał. Dość już dawno napisałem notkę o tym, że Jarosław Kaczyński mówiąc słynne: "... oni tam, gdzie ZOMO" objawił zdolności profetyczne, bo potem władza brutalnie potraktowała związkowców, kupców i internautę; notka była w tonie z lekka kpiącym, ale teraz już bym sobie nie żartował - sprawy na tyle poszły do przodu. Władza w każdej sytuacji i w każdej sprawie jest gotowa pokazać społeczeństwu swoją siłę - i żadnej okazji nie zaniedbuje. I chodzi nie tylko o przepychanki uliczne i o to, że władza swój aparat przymusu wzmacnia w celu dość, jak się wydaje, oczywistym - ale o to, co robi w sejmie; jedna za drugą pojawiały się ustawy dotyczące spraw dla społeczeństwa najistotniejszych - służba zdrowia, edukacja, sprawy socjalne i literalnie wszystkie wywoływały protesty, jeżeli nie całego społeczeństwa, to poszczególnych znaczących jego grup. Jak się te protesty kończyły ? - różnie, jednak raczej marnie: w sprawie np. emerytur władza postawiła na swoim, mimo, że miliony ludzi domagały się rozstrzygnięcia poprzez referendum; walka rodziców przeciw durnym projektom edukacyjnym trwa i Pan Bóg jedyny wie, jak się skończy; tylko w sprawie ACTA władza się cofnęła - ale też nie tyle przed wolą narodu, co wobec tego, jak ta sprawa została rozstrzygnięta za granicą. Władza nie cofa się z zasady: wie, jak jest lepiej ? - no, powątpiewałbym; po prostu jest silna i nie waha sie tego pokazywać używając argumentów nie merytorycznych - bo po co - a argumentu "arytmetyki sejmowej". Silna władza, silne państwo - w porządku, tylko - co to za siła? Jarosław Kaczyński mówi o państwie silnym w interesie obywatela - i w obronie obywatela; silne państwo w wydaniu Platformy jest silne wobec obywatela - na tym polega różnica. Ono mu pokazuje jego miejsce i zakres możliwości. To znaczy - zakres ich braku: braku pracy, braku pewności jutra, braku możliwości realnego wpływania na poczynania władzy. Silne platformiane państwo pokazuje też obywatelowi, że może go przemodelować wraz z całym społeczeństwem także w sferze obyczaju, choć jest to działanie wbrew rozsądkowi, wbrew porządkowi naturalnemu i wbrew interesowi społecznemu; a co tam, skoro pozwala na to "arytmetyka". Pokazuje też, że przeświadczenie dwóch trzecich społeczeństwa dotyczące potrzeby międzynarodowego dochodzenia w sprawie smoleńskiej może mieć - kolokwialnie rzecz ujmując - w najgłębszym poważaniu. Tak to jest. Wracając do tytułowego pytania: pod platformą jest niewygodnie, nie można wyprostować karku i podnieść głowy. Pod platformą nie czeka nas nic dobrego. Pod platformą nie możemy zostać.
Inne tematy w dziale Polityka