fisher fisher
267
BLOG

Niepełnosprawni niepełnosprawnym

fisher fisher Niepełnosprawni Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Przy okazji sejmowego protestu rodzin ciężko upośledzonych dzieci przypomniałem sobie własną notkę sprzed ponad czterech lat poświęconą dokładnie takiej samej sytuacji. Zamieszczam ją poniżej jeszcze raz, nie zmieniając w jej treści ani jednego słowa.

                                                                                                  *    *    *

Bohater powieści Jonathana Swifta ‘Podróże Guliwera’ w czasie jednej z wypraw trafia do krainy Balnibarbi zamieszkałej przez szalonych naukowców i wynalazców.

Jeden z nich przedstawia Guliwerowi pomysł radykalnej reformy języka polegającej na usunięciu wszystkich rzeczowników i zastąpieniu ich prawdziwymi przedmiotami, które rozmówcy będą sobie pokazywali.

Jako że nie każdy obiekt będący tematem dyskusji można znaleźć w otoczeniu, uczony postulował by rozmówcy nosili przy sobie odpowiedni zbiór przedmiotów, które można w każdej chwili wyjąć i pokazać słuchaczom.

Fantastyczna wydawałoby się wizja XVIII wiecznego pisarza okazuje się dziś zdumiewająco realna w polskim parlamencie, gdy rodzice ciężko upośledzonych dzieci muszą je zabrać ze sobą i pokazać do telewizyjnej kamery, byśmy wszyscy zrozumieli o czym rozmawiamy. 

Dyskusja o prawach ludzi ‘niepełnosprawnych’ toczy się nieprzerwanie od wielu lat i coraz bardziej odkleja się od rzeczywistości już na poziomie języka. 

Co to właściwie znaczy, że ktoś jest ‘niepełnosprawny’?

Może nie dosłyszy na jedno ucho, może stracił kciuk u lewej ręki, albo jest lekko opóźniony umysłowo i powoli czyta.

A może leży bez świadomości z całkowitym porażeniem wszystkich kończyn zdany na całodobową opiekę.

Bogatsze lub uboższe słownictwo używane przez wspólnotę świadczy o tym jak powszechne lub ważne jest w jej życiu dane zjawisko. 

Od razu przypomina się klasyczny przykład czterech różnych słów (w złożeniach z przedrostkami, ponad dwudziestu) na określenie śniegu w języku inuickim używanym przez Eskimosów.

My wszystkie rodzaje kalectwa, upośledzenia, niedorozwoju, uszczerbku i przewlekłych chorób kwitujemy w debacie publicznej jednym pojęciem ‘niepełnosprawności’, jak ognia unikając konkretów i nazywania rzeczy po imieniu.

Zgodnie z hasłem: ‘każdy inny, wszyscy równi’ – jeden sparaliżowany, inny nie wymawia litery ‘r’.

Słuchałem niedawno programu radiowego o problemach niepełnosprawnych homoseksualistów. 

Na początku zaproszeni goście zaprotestowali przeciwko rozmowie o ‘problemach’, bo to słowo oznacza ‘kłopoty’ i w ogóle źle się kojarzy.

Następnie oświadczyli, że nie odpowiada im słowo ‘niepełnosprawny’, bo zawiera cząstkę ‘nie’, która ma zabarwienie negatywne, a oni chcą być pozytywni.

Potem opowiadali o swoich pierwszych randkach, nieco utrudnionych, bo nie chodzili do zwykłych szkół, choć nie bardzo było wiadomo dlaczego. I właściwie dlaczego ich historie mają nas interesować.

W innym programie reprezentantka związku niewidomych domagała się specjalnych nakładek na karty do głosowania w wyborach, by niewidomi mogli oddawać głosy korzystając z zapisu w języku Braille’a. 

Padło pytanie czy nie wystarczyliby asystenci w komisjach wyborczych, na co pani oświadczyła, że ‘osoby niepełnosprawne’ nie są w niczym gorsze, nie oczekują żadnej pomocy, domagają się tylko pełnej realizacji swoich praw. 

Nie przyszło jej do głowy, że konkretne rozwiązania prawne nie pochodzą z kosmosu, ale są demokratyczną decyzją większości społeczeństwa, które najpierw musi rozumieć potrzeby najsłabszych, by później świadomie ponosić koszty okazywanej im pomocy.

Od lat żyjemy w świecie, który nie radzi sobie z problemami ludzi dotkniętych ciężkim kalectwem – chętnie podziwiamy ‘niepełnosprawnych’ paraolimpijczyków, równie dobrych jak zdrowi sportowcy, albo lepszych, domagamy się szkolnej integracji ‘niepełnosprawnych’ dzieci z dziećmi zdrowymi, bo przecież są takie same, albo pouczamy pracodawców, że ‘niepełnosprawni’ pracownicy są równie wydajni jak pracownicy zdrowi. 

Od lat towarzyszy nam radosny bełkot, że ‘niepełnosprawność’ jest we współczesnym świecie coraz powszechniejsza, że ‘niepełnosprawni’ mogą żyć tak samo jak ludzie zdrowi, że nie mają prawie żadnych ograniczeń, że mogą pełnić wszystkie role społeczne na równi z ludźmi zdrowymi. 

Otóż jedni mogą, inni nie, a słowo ‘niepełnosprawny’ może znaczyć wszystko i nic. 

Cóż bowiem można w takiej rzeczywistości powiedzieć rodzicom dzieci z pełnym porażeniem mózgowym?

Że Jaś Mela doszedł na Spitzbergen, a wam się nie chce iść do roboty?

 

Zdeterminowani rodzice ciężko upośledzonych dzieci brutalnie burzą radosny obrazek integracji i przywołują nas do rzeczywistości.

Ich realne problemy wymagające rozwiązań o poważnych konsekwencjach prawnych i finansowych giną w niekończącej się debacie o pomocy ‘niepełnosprawnym’.

Dzieci dotknięte silnym porażeniem mózgowym koczujące wraz z opiekunami na sejmowych korytarzach to oczywiście dramatyczna metoda nacisku na władze, ale również wymuszona forma pokazania społeczeństwu niemałej grupy ludzi, którym odmawia się nawet nazwy, czyli znaczenia - jakby w ogóle nie istnieli. 

 

fisher
O mnie fisher

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo