Też się boję IV RP
IV RP to styl sprawowania polityki przez Platformę Obywatelską. Brzmi to trochę dziwnie, ale zaraz wytłumaczę, o co chodzi. Platforma Obywatelska zamierza walczyć o głosy wyborców Napieralskiego i wszystkich „ludzi mieszkających w Polsce” (Donald Tusk nie zawsze lubi używać słowa „Polacy”) strachem przed powrotem IV RP. Ja też się boję IV RP. Tylko, że poprzez IV RP rozumiem coś zupełnie innego niż PO. Otóż IV RP to medialny bojkot legalnie wybranej władzy, parlamentarna obstrukcja, skowyt sympatyków WSI i innych czerwonawo-różowych środowisk przed antykomunistycznymi rządami. I wcale nie muszą to być rządy Prawa i Sprawiedliwości. Ci, co ostro i trochę bezmyślnie atakują PiS z prawej strony sceny politycznej, nie wiedzą chyba, że po dojściu do władzy sami staliby się przedmiotem podobnego jak w latach 2005-2007 (Prezydent Kaczyński nie miał „immunitetu”, więc nie oszczędzano go przez całą sprawowaną kadencję) zmasowanego ataku wielu środowisk. Pewnie nawet „nie pozwolono” by im skonstruować rządu. Przez IV RP rozumiem nieustanne manipulacje medialne (nie byłoby udanej „kontrrewolucji” bez mediów), promowanie w tychże mediach impertynenckich polityków, sprowadzanie polityki do poziomu rynsztoka i obrzucanie zakłamanymi obelgami ludzi, którzy chcą coś naprawdę zmienić, a co straszniejsze dla przeciwników IV RP, którzy coś naprawdę zmieniają. IV RP w wersji Platformy Obywatelskiej i jej przyjaciół to wizja państwa i sposób zachowań (jego podległości wobec innych państw, a może nawet braku państwowości w ogóle) rządzącej PO i sprzyjających jej potężnych środowisk medialno-biznesowych wobec demokratycznie wybranej władzy przez te środowiska nieakceptowanej.
IV RP w wersji opozycyjnej, bo o niej tu mowa, jest więc bardziej tworem abstrakcyjnym, granicą skrajnie odmiennych punktów widzenia na temat polskiej państwowości. Andrzej Wajda miał rację, że jest wojna domowa. Nie wiem dlaczego wszyscy o te słowa mają do niego pretensje. Tylko kto w tej wojnie jest dobry, a kto zły? Ciekawe, jak tę zagadkę 4 lipca rozwiążą przeciętni wyborcy.
Czy Jarosław Kaczyński na pewno się zmienił?
Najpierw ogarniało mnie zdziwienie, potem irytacja zmieszana ze wściekłością. Wszystko w związku z tematem wiodącym od dwóch miesięcy: „czy Jarosław Kaczyński na pewno się zmienił, a jeśli tak, to dlaczego i na jak długo”. Zdumiewa mnie przy tym nieczułość ludzi zastanawiających się nad zachowaniem człowieka, który stracił wielu najbliższych przyjaciół, a przede wszystkim członków najbliższej rodziny. Czy to na pewno jest nieczułość? Może to efekt braku sumienia i empatii u przeciwników politycznych Jarosława, którzy bezlitośnie korzystają z każdej okazji aby mu dokopać? Chciałbym im wykrzyczeć, że „gdybyście wy przeżyli to co on, to może przebywalibyście w zakładzie zamkniętym i potrzebowali pomocy ambulatoryjnej!”. Byłoby to zresztą normalne i nie byłoby się wcale z czego cieszyć. Przeciwnicy Kaczyńskiego dobrze wiedzą co mówią. Myślę, że jeśli ktoś tu wymaga przemiany to na pewno oni, a przede wszystkim poczucia zwykłego miłosierdzia. Ale co ja mówię, miłosierdzie w polityce?! W budowaniu lepszego, nowego świata nie ma i nigdy nie będzie miłosierdzia! Nie po to były rewolucje, wojny światowe, gułagi i obozy koncentracyjne, by teraz jakiś facet pisał o jakiś normalnych ludzkich relacjach, próbując tym samym zmarnować totalitarny dorobek wielu rewolucyjnych pokoleń.
Ale w walce o otrzymanie status quo nie ma miłosierdzia. III Rzeczypospolita jak serial, ma trwać! Zresztą, to tylko etap przejściowy na drodze budowania lepszego, nowego świata. Nareszcie byle urzędnik może bez sądu na „wzór szwedzki” odbierać dzieci rodzicom. To tylko początek nowej/starej drogi.
Inne tematy w dziale Polityka