Wojciech Racz Wojciech Racz
86
BLOG

Korona Polska kontratakuje. Rodział 4

Wojciech Racz Wojciech Racz Kultura Obserwuj notkę 3
Kolejny rozdział mojego opowiadania, którego akcja dzieje się w roku 2052.

Następne dwa tygodnie Michał spędził na treningu i rygorystycznym trzymaniu się diety, aby w połączeniu z ćwiczeniami spróbować nieco zrzucić nadwagę i osiągnąć zadowalający stan formy fizycznej. Przeplatał to czytaniem książek, modlitwą wczesnym chodzeniem spać i równie wczesną pobudką. Wreszcie nadszedł oczekiwany dzień 16 listopada. Pociąg do Orzysza odchodził w samo południe z Dworca centralnego. Dzień wcześniej pożegnał się z Piotrem Karwackim, zadzwonił do Paprockich, którzy życzyli mu powodzenia, odwiedził jeszcze raz grób swego ojca szukając jego błogosławieństwa na nowym, nieznanym etapie swojego życia.
Na peronie Dworca żegnała go matka Barbara i młodszy brat Antoni. Z matką był w serdecznych relacjach, śmierć ojca postawiła go na czele rodziny, a matka chciała jeszcze bardziej, by był równy w cnotach ojcu. Z Antkiem miał trudną relację. Powojenny niedostatek, w czasach których młodszy brat wychowywał się, odcisnęło na nim ślad. Chciał jemu zastąpić ojca, zapewnić byt i odkryć Boga w sercu. Choć ze swej strony zrobił wszystko co mógł, czuł, że Antek jest podświadomie obrażony na Pana Boga za brak ojca i choć przystępował do sakramentów, daleki był od dojrzałej wiary, której przykład miał w rodzinie.
-Mój kochany synu- zaczęła matka,- Twój ojciec byłby z ciebie dumny, jedź tam i pokaż co potrafisz, na większą chwałę Bożą, na pożytek ludzi i na służbę miłości bliźniemu, którą twój tata, starał się tobie zaszczepić.
-Dziękuję mamo, za wszystko.
-Będziemy o tobie z Antkiem pamiętać w modlitwie, napisz w wolnej chwili list do nas.
-Cześć bracie, niech ci się wiedzie. Życzę powodzenia w karierze militarno-ministranckiej. Pamiętaj o mnie, jak wrócisz to przywieź młodszemu braciszkowi jakąś pamiątkę.
-Dzięki Antek. Będę pamiętał. Zobaczymy czy i kiedy wrócę, ale postaram się coś przywieźć.
Peron powoli napełniał się ludźmi, którzy wchodzili do pociągu lub przyszli, by odprowadzić podróżnych. Wreszcie kilku konduktorów gwizdnęło i wszystkie drzwi w pociągu zamknęły się. Michał pomachał rodzinie ze swojego miejsca i złapał chwilę oddechu.  Miał przed sobą prawie 3 godziny drogi. Zaplanował na ten czas książkę, sudoku i odmawianie różańca. Postanowił, że zacznie od tego ostatniego. Wyciągnął więc sznur modlitewny i oddał się kontemplacji tajemnic życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa Pana. Po zakończeniu dosiadł się obok niego młody człowiek, któremu z kołnierza wystawał szkaplerz karmelitański. Chcąc zagaić rozmowę zagaił do niego:
-Przepraszam, czy jedziesz może do Orzysza?
- Tak, a co?
-Prawdopodobnie jedziemy więc w tym samym celu, stwierdził Michał, a po dwóch zdaniach później potwierdził, że znalazł współtowarzysza do zaciągu Królewskiego Wojska Polskiego.
Andrzej, bo tak miał na imię pochodził z Siemiatycz i był parę lat młodszy od Michała. Sudoku i lektura nie były potrzebne, gdyż dwójkę przyszłych wojaków pociągnęła rozmowa na różne tematy, od lżejszych do cięższych. Przeszli na temat motywacji wstąpienia do Armii.
Michał opowiedział o ojcu, który zginął na froncie, o chęci pomocy chrześcijanom prześladowanym na całym świecie, ale przede wszystkim szukaniu pomysłu na życie, którego dotychczas nie znalazł. Andrzej z kolei powiedział, że jego trzech starszych braci służy w Wojsku, a starsza siostra służyła w Straży Granicznej pod samym Uralem, zanim nie wyszła za mąż.  Szedł więc nieco przetartym szlakiem bojowym, przez swoje rodzeństwo. Zastanawiali się wspólnie co ich czeka, poza testami wytrzymałościowymi. Zastanawiali się do jakich rodzajów wojsk trafią, piechota, marynarka, lotnictwo, komandosi. Okazało się, że Andrzej także znał biskupa polowego KWP Grzegorza Podwieczorka, gdyż ten także pochodził z Podlasia i na początku swej posługi kapłańskiej tam właśnie stacjonował w Siemiatyczach. Ksiądz Grzegorz jako kapelan błogosławił ślub najstarszego jego brata Witolda. Wśród tej rozmowy dojechali do Ełku, gdzie mieli przesiadkę do Orzysza. Tam pociąg już stał na peronie. Im bliżej było odjazdu, tym więcej mężczyzn wieku poborowym wsiadało do niego. Wreszcie ruszył, a miłosierny konduktor poczekał 30 sekund na chłopaka, który z wielką torbą pędził, aby zdążyć. Po zamknięciu drzwi, ktoś głośno skomentował „No młody, test wydolnościowy masz zaliczony, teraz została ci ministantura”. Cały wagon zaniósł się śmiechem. Także ostatni pasażer szczęśliwy, że zdążył, lekko uśmiechnął się pod nosem, dysząc ciężko po przebytym sprincie.
Przejazd do Orzysza trwał krótko, bo około pół godziny. W tym czasie zaczęły się „dzienne rozmowy Polaków” i poznawanie się adeptów sztuki wojennej. Na wyświetlaczu Michał, odczytał, że następna stacja będzie ich celem, więc wraz z Andrzejem uprzedzając resztę towarzystwa stanęli tuż przy drzwiach wyjściowych. Gdy te otworzyły się, wyszli na peron małego, choć nowego dworca. Według mapy miasteczka, zamieszczonego w poczekalni, do jednostki wojskowej mieli około 6 kilometrów pieszo, czyli czekał ich ponad godzinny spacer do miejsca destynacji. Część kandydatów poszła do miejscowego baru niektórzy aby zjeść coś po długiej podróży, a niektórzy aby wypić ostatnie piwo, być może na parę tygodni a nawet miesięcy wprzód. Michał nie pił piwa, natomiast z chęcią zjadł kotleta schabowego, a Andrzej z racji mniejszego głodu wziął tylko grochówkę z kiełbasą. Po posiłku zaczęli się kierować w stronę jednostki. Pogoda była dobra, świeciło słońce, więc spacer był dość przyjemny. Przy bramie jednostki ustawili się w kolejce do rejestracji. Kolejka, nie ciągnęła się po horyzont, natomiast czekało w niej kilkadziesiąt mężczyzn. Po wypełnieniu formularza i sprawdzeniu tożsamości weszli na teren jednostki razem z innymi. Młody kapral, który ich oprowadzał mówił, że kolacja jest o 19:00, a potem będzie oficjalne rozpoczęcie. Każdy dostał poglądową mapkę jednostki, żeby się nie pogubić. Michał poszedł się zakwaterować, odebrał pościel i dostał łóżko w pokoju 7 osobowym, razem z Andrzejem. Poznał swoich współlokatorów. Co ciekawe każdy był z innej części Polski. Do kolacji została już tylko godzina, więc nie mając lepszego pomysłu poszedł do kaplicy, która była na parterze koszarów. Tam zawierzył siebie, swoje powołanie życiowe i ostatnie godziny swego życia, kiedykolwiek miałby one nadejść. Następnie przebrał się i poszedł na kolacje do głównej stołówki. Tam zabrał wśród tłumu rekrutów głos zabrał dowódca jednostki w Orzyszu pułkownik Jacek Agoh.
- Drodzy rekruci- zaczął. Czasy są ciężkie, militarne, chodź z nieba przestały lecieć bomby. Nasza Ojczyzna choć wolna i niepodległa nie jest bezpieczna. Nie są bezpieczni bracia chrześcijanie w krajach, gdzie prześladuje się wiarę Chrystusową. Z Bożej łaski Król  Polski Zygmunt Benedykt wzywa was drodzy rekruci do niesienia pomocy prześladowanym katolikom na całym świecie. Po przeszkoleniu Wojskowym zostaniecie wtajemniczeni w ten plan. Wiedźcie natomiast, że to niebezpieczna misja, jeśli nie będziecie twardzi jak stal, jeśli nie będziecie silni Bogiem, nie uda wam się i nie powinniście nawet próbować. Wszystko możecie w Tym, który was wspomaga. Dziś po kolacji zostaniecie podzieleni na odziały i plutony, w których będziecie służyć. Smacznego. Niech żyje Królestwo Polskie!- Po sali rozległy się oklaski. Podczas kolacji panował nastrój zadumy i refleksji. Każdy chciał dać z siebie wszystko, każdy miał nadzieję się przydać Wojsku i braciom chrześcijanom w różnych krajach. Wreszcie każdy miał nadzieję dać radę fizycznie, gdyż przez te parę miesięcy czekał ich największy w ich życiu trening. Michał niewiele zjadł i szybko poszedł do pokoju. Rozmyślał o życiu i żołnierskim powołaniu. Myśli tłumiły mu się w głowie i długo nie mógł zasnąć. Dopiero cytat ze świętego Pawła „Wszystko mogę w Tym, który mnie wspomaga”, dał mu spokój, wyciszenie, a w końcu sen.

Polak z urodzenia, katolik z wyboru, inżynier z wykształcenia. Zaprzysiężony brat  Bractwa Przedmurza. Członek zarządu Instytutu Hetmana Żółkiewskiego. Kawaler, jak na razie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura