Gdybym o Kościele i księżach wiedział tyle co mi powiedzą/napiszą w TV lub kolorowym czasopiśmie (dodawanym do GW) to bym po ostatnich newsach z USA do muru kościelnego bał się zbliżyć.
Gdybym był odświętnym "katolikiem" co to o Kościele i księdzu sobie przypomni gdy mu ktoś lub coś powie, że tak trzeba to pewnie tez bym się bał widząc dzieci idące na katechezę.
Może szczególnie bym się bał, gdybym uległ tej aktualnej modzie najeżdżania na księży. Gdybym wierzył we wszystkie te historie o złych proboszczach, którzy perfidnie "odmawiają chrztu" dzieci gdy jedyną przeszkodą był tylko: "brak ślubu rodziców"...
Na szczęście w swoim życiu spotkałem na swojej drodze wielu dobrych i niezwykle życzliwych księży. Zwykłych proboszczów i całkiem zwyczajnych wikarych na zupełnie zwyczajnych parafiach.
Ze wspaniałych kazań ks. Kazimierza czerpałem siłę i nadzieję w trakcie starań o uzyskanie kwalifikacji i przysposobienie dzieci.
Dzięki wsparciu księży pełniących posługę w mojej parafii szybko przeszedłem wszystkie formalności, które pomogły włączyć moje córki także do wielkiej rodziny Kościoła.
I za to tym wszystkim księżom serdecznie dziękuję i co dzień proszę w modlitwie o łaski dla nich.
Piszę tę notkę bo już mi zwyczajnie wstyd, że tak mało piszemy o tych dobrych kapłanach, którzy nikogo nie krzywdzą, a wytrwale służą wszystkim... Na chwałę Bogu i Kościołowi Świętemu.