Jacek Tomczak Jacek Tomczak
73
BLOG

Neo-komunizm jest gorszy od postkomunizmu, czyli negacja jako istota utopii

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 1
Ja uważam, że to oczywiście w dużej mierze kwestia właściwości charakterologicznych lewicowych intelektualistów, którzy uważają się za zbyt mądrych i doniosłych, by te wszystkie "przeżytki", jak chrześcijaństwo i patriotyzm uszanować, więc podejmują nieustanną walkę, by konstruować pokraczne imitacje.

Ktoś zauważył niebezpodstawnie, że są dwa miejsca na świecie, w których ludzie wierzą w komunizm: Korea Północna i Boston Massachusetts. Po prostu, komunizm może albo skończyć się Gułagiem albo nie być w ogóle zrealizowany. W drugim przypadku pozostaje utopią lewicowych marzycieli, którzy uważają, że mogą dyktować innym swoje dziwactwa, bo kieruje nimi wiara w lepszy świat. 

Oczywiście, powstaje z tego gramscizm, czyli narzucanie swoich narracji, na czele z wieloma płciami, "mową nienawiści", akcją afirmatywną i innymi szaleństwami wynikającymi z przekonania, że cywilizacja zachodnia/chrześcijańska jest złem. 

Ale analogii jest aż nadto. Ta sama idea "postępu", podobna "nauka zastępcza" powołująca się na rzekomą zgodność z nauką prawdziwą - quasi-wiara kiedyś znajdująca wyraz w "materializmie dialektycznym" i "socjologii marksistowskej", mająca swoich apostołów w Krońskim i jemu podobnych, teraz przejawiająca się w teoriach o kilkudziesięciu płciach, działająca w zaskakującej symbiozie ze światem wielkiego kapitału ("kapitaliści wyprodukują sznury, na których ich powiesimy", jak głosił wybitny człowiek lewicy, Włodzimierz Lenin?). Z tym samym poczuciem wyższości nad tymi wszystkimi, którzy nie bardzo chcą wierzyć w te "odkrycia" z powodu samej tylko presji, by nie być nazwanym "obskurantem" czy przedstawicielem "wstecznictwa" (względnie- nie pójść do aresztu, jak ten nauczyciel, który do ucznia nie chciał mówić "ono").

Kolejne podobieństwo - przedstawianie społeczeństwa jako areny walki wykluczających z wykluczanymi. Roger Scruton pisał o lewicowej wizji społeczeństwa z „prawami grupowymi, przysługującymi danej osobie z racji tego, że jest kobietą, homoseksualistą, przedstawicielem mniejszości etnicznej i tak dalej”. 

Pisał też Scruton - co wydaje mi się znakomitą obserwacją - o rewolucjonistach roku 1968: „Swoją utopię zbudowali wyłącznie na negacji i taki jest moim zdaniem charakter utopii we wszystkich jej formach. Idealne buduje się w celu zniszczenia realnego”. I być może niektóre wątki krytyki kapitalizmu czy społeczeństwa konsumpcyjnego u Marksa są trafne (oczywiście, komuniści odcięli się od Marksa także w tym sensie, że usunęli z bibliotek dzieła choćby Cieszkowskiego, od którego Marks dowiadywał się o Heglu) - nie czytałem, czytałem tylko Fromma, który jest bardzo inspirujący. Tyle że im bliżej budowy "nowego, lepszego" , tym bliżej powielania i multiplikowania wad "starego, gorszego", w skarykaturalizowanej wręcz formie. 

Ja uważam, że to oczywiście w dużej mierze kwestia właściwości charakterologicznych lewicowych intelektualistów, którzy uważają się za zbyt mądrych i doniosłych, by te wszystkie "przeżytki", jak chrześcijaństwo i patriotyzm uszanować, więc podejmują nieustanną walkę, by konstruować pokraczne imitacje. 

Stąd - kolejne istotne analogię między współczesną lewicą a komunistami - ostrze wymierzane jest w naród i wiarę, a zastąpić mają je instytucje ponadnarodowe i "religia ludzkości". Deptanie pamięci Niezłomnych czy zdejmowanie krzyży to element tej walki. Komuna czasów Instagrama. Krzyż jako znak "ciemnogrodu", "przesądów"? Lenin biłby brawo! Podkreślam- walka z pamięcią i wiarą to są fundamentalne sprawy dla dzisiejszej lewicy. To nie jest "podobieństwo" prawicy do Putina, bo i prawica i Putin (nawiasem- z kompletnie innych powodów) nie akceptują ruchu LGBT.

Zresztą, czołowymi autorytetami lewicowej inteligencji w Polsce są agent Informacji Wojskowej, później wcielony do KBW Zygmunt Bauman (w naukach humanistycznych) i Czesław Miłosz (w literaturze). Żeby była jasność- obydwu uważam za autorów intelektualnie nietuzinkowych, wręcz wybitnych (prześwietlanie mózgu przez lupę życiorysu - i odwrotnie - uważam za sprzyjające propagandowym zniekształceniom). Rzecz w tym, że oni akceptowali "koszta", jakie "trzeba było" ponieść, by "wieńczący dzieje świata" komunizm zatriumfował. Nie chodzi tu o to, by coś komuś wypominać (choć bajkę, że "nie wiedzieli" uważam za przykrywanie manipulacją kolaboracji- polecam tradycyjnie znakomity tekst Herlinga-Grudzińskiego już z 1949 roku) - ale żeby potwierdzić: lewicowi intelektualiści uważają swoje idee za tak wspaniałe, że świat zaistniały możnadla nich poświęcić. Zresztą, i tak ma być zastąpiony przez nowy, lepszy. 

Co ważne, nie chodzi mi tu o ciągłość instytucjonalną, wynikającą w Polsce z przynależności wielu polityków partii lewicowych do PZPR. To w istocie przede wszystkim karierowicze, konformiści. 

W pewnym sensie w zakresie definicyjnym utopii mieści się to, że jest ona niespełnialna, więc utopia komunistyczna dopełniła przewidzianej dla niej roli. 

Co do niejasności definicyjnych - nie ma ustroju, który w wersji podręcznikowej został wprowadzony w życie, przecież świat to nie nieruchoma budowla ze szkicu architekta. Mam jednak trzy uwagi. 

Po pierwsze, teoria, że "prawdziwego komunizmu nie było" jest niebezpieczna, bo domyślnie sugeruje, że "trzeba próbować dalej". W jednym z tekstów pisałem: "Czyli – skoro pomysły XX-wiecznej lewicy kończyły się Gułagiem, to nie oznacza, że były one fatalne, lecz jedynie, że „coś nie wyszło”, wykonawcy nie tacy i okoliczności niesprzyjające. Jak wiadomo, żeby człowiek nieumiejący pływać się nie utopił, trzeba go po prostu przenieść do płytszego jeziora." Doświadczenie pokazało, że to nie konkretna wersja komunizm była wypaczona, lecz komunizm jest wypaczeniem. 

Po drugie, o tyle dopatrywanie się analogii do komunizmu w poszczególnych działaniach różnych ludzi czy organizacji wydaje mi się bardziej uzasadnione niż tropienie "faszyzmu" (cudzysłowów - bo oskarżającym o "faszyzm" zwykle chodzi o nazizm), że komunizm miał silne podstawy ideologiczne, a "faszyzm" był fenomenem, dzieckiem czasów i okoliczności, czymś nie mającym potencjału powtarzalności. Można napisać, że komunizm był stworzony przez, ideologię, a "faszyzm" stworzył ideologię. 

Po trzecie, kłopotom semantycznym z pojęciem "komunizm" sprzyja sama sprzeczność narracji lewicowców. W jednym ujęciu komunizm był w Polsce tylko kilka lat, do "odwilży" w 1956 roku, a więc definiuje się go przez rygoryzm ideologiczny i brutalność. W drugim ujęciu komunizmu w ogóle w Polsce nie było- tą perspektywę przedstawiają ci, którzy komunizm utożsamiają ze światem idealnej równości, bez niesprawiedliwości i wyzysku. 

Te ujęcia można, oczywiście, połączyć - wręcz to się narzuca: nie da się urzeczywistnić świata idealnej równości bez eliminacji nierówności. I wszystkich jej zwolenników. 

Stąd hasło, którego obie części są jednakowo ważne: Precz z komuną i jej spadkobiercami!

 Student prawa na SWPS, absolwent 21 SLO im. Jerzego Grotowskiego. Kocha Warszawę, kłóci się z "warszawką". Kibic Legii. Miłośnik labradorów. Publicysta po przejściach i z przyszłością

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka