Jacek Tomczak Jacek Tomczak
192
BLOG

BRAUNA ABSOLUTNIE NIE WOLNO ROZUMIEĆ, czyli z kroniki „warszawkowego” wyalienowania

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 3
W podejściu autorów podkastu do Brauna kumulują się dwa najbardziej wartkie strumienie „warszawkowej” pogardy i pobłażliwości – pierwszy płynie w kierunku „ciemnogrodu” i „antysemitów”, zaś drugi w stronę ludu i najbardziej znanym jego celem był Andrzej Lepper, a bywał także Karol Nawrocki.

Polecam mój nowy tekst (polemikę z "Polityka Insight") o przyczynach sukcesu Grzegorza Brauna, który ukaże się w środę w Myśl Polska.


Do Brauna mi daleko - jednocześnie nie chciałbym, by analizę zastępowało rytualno-potępieńcze odcinanie się w rytmie "o jejku, jejku". 


Nie zajmowałbym się samym podkastem, gdyby nie był on przejawem najczęstszego sposobu reagowania na Brauna, ale też innych przeciwników politycznych (choć nie w takim stopniu) w pewnych kręgach.


W ten styl wpisał się także w numerze z 3 listopada "Newsweek". "Newsweek" napadł na Bogdana Rymanowskiego, bo ten odmówił przyłączenia się do klątwy nałożonej przez kościół poprawności politycznej i miał czelność zaprosić polityka, na którego głosowało ponad milion ludzi. W miarę postępu rewolucji zwalczać trzeba także tych, którzy podali rękę nieprawomyślnemu!


Inny przykład podobnej reakcji to ta Magdaleny Biejat z rozmowy w Polsat News. Na pytanie o przyczyny sukcesu Brauna dostała tradycyjnego słowotoku na temat hejtu i ksenofobii, w tonie - a jakże - potępieńczo-moralistycznym. Chyba tylko zaabsorbowaniu przez rozbudzone emocje zawdzięczamy brak wiadomego kanclerza w jej wypowiedzi. 


Podobne nagrania wydają mi się wyrazem pustki, wypełnionej moralistyką i potępieniem, tak intensywnymi, że czyniącymi niezdolnym do jakiejkolwiek analizy. Co więcej, ich autorzy przypominają polityczne chat boty ze ściśle limitowaną liczbą odpowiedzi. 


Takie nagrania świadczą o braku zdolności do wyciągania wniosków z sukcesów tych wszystkich, których "warszawka" dyskwalifikowała jako "kiboli" czy "faszystów", będąc pewna, że zniechęci tym elektorat (bo przecież cały świat stworzony jest na podobieństwo "warszawki"). W tekście proponuję anty-systemowość jako dużo celniejsze wytłumaczenie sukcesu Brauna niż antysemityzm.




BRAUNA ABSOLUTNIE NIE WOLNO ROZUMIEĆ, czyli z kroniki „warszawkowego” wyalienowania


Rzadko tak bywa, że najistotniejsze pytanie i najważniejsza odpowiedź zawarta w jakimś nagraniu znajdują się między słowami i to słowami zupełnie nieświadomych tego autorów. Autorzy podkastu „Polityka Insight”, publicyści związani z tygodnikiem „Polityka” Wojciech Szacki i Michał Piedziuk chcieli się trochę – niebawem wykażę, że ten kolokwializm jest tu adekwatny – powymądrzać na temat Grzegorza Brauna i tego kto za nim stoi. Czyli – trochę detektywistyki, trochę teorii spisku i trochę mroku, na którego tle chce się błyszczeć. Chce się błyszczeć – bo przecież nie można zapominać, że jak nie wiadomo o co autorom podobnych nagrań chodzi to chodzi o nich samych. I tak naprawdę o nich samych jest ten podkast. O nich samych jako odpowiedzi na pytanie o przyczynę wysokich notowań partii Brauna, a także dobrego wyniku jego samego w wyborach prezydenckich – o pobłażliwo-pogardliwym „warszawko-centryzmie”. 


„SAM-WIESZ-KTO” I „WARSZAWKO”-CENTRYZM


W podejściu autorów podkastu do Brauna kumulują się dwa najbardziej wartkie strumienie „warszawkowej” pogardy i pobłażliwości – pierwszy płynie w kierunku „ciemnogrodu” i „antysemitów”, zaś drugi w stronę ludu i najbardziej znanym jego celem był Andrzej Lepper, a bywał także Karol Nawrocki.

Braun ukazywany jest w masce „sam-wiesz-kogo”, podmiot zdań w rodzaju: „o tym człowieku to nie chciałbym akurat rozmawiać”. On nie tyle nie jest przedmiotem analizy – „wykształcony” „Europejczyk” wręcz wzdryga się (i odczuwa środowiskową presję, by wzdrygać się aż do konwulsji) na myśl o tym, że przyczyn jego powadzenia mógłby szukać gdziekolwiek indziej niż w podatności na manipulacje bądź złym charakterze ludzi mieszkających w państwie, w którym żyje. 

Paradoks, jeden z wielu, jest taki, że „warszawka” przedstawia Brauna w identycznej aurze jak ta, w której antysemici przedstawiają Żydów. W samym podkaście „Polityka Insight” próżno szukać czegokolwiek, czego nie odnaleźlibyśmy po krótkiej tylko eksploracji Intenetu. Autorzy najpewniej wierzą w wielką i zaklętą moc niedopowiedzenia – tego rzucenia ziarna niewiadomego pochodzenia, bo być może coś z niego wyrośnie. Wszystkie sugestie, jak ta, że Grzegorz Braun finansowany jest przez bardziej skrajną część ruchu MAGA, tradycyjne domniemywanie współpracy z Rosją (bo – jak wiadomo – podstawowym celem działania każdego agenta jest auto-dekonspiracja) – przecież ci sami ludzie mogliby śmiało zajmować się obliczaniem ilu Żydów nie przyszło do pracy 11 września 2001 roku.

Całości obrazu dopełnia ten ubogi mechanizm projekcji, nakazujący przykrywać złowrogą kurtyną wroga, gdy człowiek sam dryfuje w obłokach niejasności, irracjonalności, słów-kluczy stanowiących drogowskazy służące nie dojechaniu do prawdy, lecz bezpiecznemu poruszaniu się po szosach zarezerwowanych dla własnego światka. 

Niezrozumienie powodzenia Brauna wynika między innymi z przyjęcia „antysemityzmu” za źródło jego popularności. Tymczasem – tak to ujmę – nawet ów „antysemityzm” karmi się społeczną niechęcią nie do Żydów, lecz do tego co nazywamy systemem. Przekraczanie tabu ma swój finał nie tylko w salach sądowych – ma także, albo przede wszystkim, skutek w postaci powszechnego: „Wreszcie ktoś to powiedział”. Nie wiem czy akt oskarżenia powinien objąć Grzegorza Brauna – społeczny akt oskarżenia niewątpliwie powinien dotyczyć ludzi, którzy w swej pyszałkowatości, w swoim poczuciu lepszości uznali, że będą naród zawsze pouczać, a nigdy rozumieć. Brauna nie wpuszczają do „dobrego towarzystwa”, lecz żeby go powstrzymać musieliby otoczyć ostracyzmem urny wyborcze. Ich problemem jest to, że „dobre towarzystwo” nie dopuszczało do siebie także milionów tych, którzy są Brauna potencjalnym elektoratem. 

Bawić może to demaskatorskie: „Prezydent to zwykły kibol”, afirmowane kliknięciami „krewnych i znajomych królika” pod tymi samymi profilami, to środowiskowe egzaltowanie się powtarzaniem po raz tysięczny tego samego, tak jakby za każdym kolejnym razem miało być mądrzejsze. Jeśli mamy rozmawiać o polityce, społeczeństwie w takich kategoriach, wypadałoby odpowiedzieć: przeciętny chłopak z blokowiska, jakich w Polsce mnóstwo nie czuje niechęci do „kiboli”, lecz do „pedałów”. Można tego nie pisać, można dalej nic nie rozumieć, można znów się oburzać „prostactwem” – poza poprawą samopoczucia wskutek rytualnego poklepywania się po plecach zobaczy się skutek w postaci kolejnych sondażowych procentów Brauna. 

Symptomem tego co młodzież nazywa „odklejeniem” i klęską naszej „klasy politycznej” były rytualno-potępieńcze wyścigi po zgaszeniu przez Brauna świec chanukowych. Braun zyskał nie tylko na tej akcji – Braun nauczył się „obsługi” nowoczesnego świata lepiej niż ci, którzy ten nowoczesny świat opiewają.

Autorzy „Polityka Insight” nie są przypadkiem, lecz znakiem. Znakiem dominacji podobnego myślenia. Piszą o ludziach współpracujących z Braunem jako o „dziwakach”. Nie, panowie – nie zakażony „warszawko”-centryzmem Polak dziwactwo widzi w teoriach o istnieniu kilkudziesięciu płci, dziwactwo (albo – jak to powiedział jeden z autorów podkastu – „groźne dziwactwo”) widzi w facetach przebranych za kobiety i bijących kobiety w zawodach sportowych. Wasza miara dziwactwa kończy się tam, gdzie kończy się wasz świat. 

Powinni czuć dysonans autorzy podkastu, gdyby wsłuchali się w to co mówią, nie zaś jedynie we własną próżność. Otóż, Braun według nich mówi „jeszcze głupsze rzeczy” od Korwina – i jednocześnie hasła Brauna według nich przejmuje Prawo i Sprawiedliwość. To jak – mówienie coraz głupszych rzeczy to patent na wygraną w wyborach? A może miara głupoty używana przez ludzi nie jest waszą miarą głupoty?

Grzegorz Braun w niemal każdym sondażu przed wyborami prezydenckimi miał wynik taki, jaki miałby, gdyby głosowało na niego dokładnie tyle osób, ile głosowało w jednym okręgu wyborczym w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ludzie wstydzili się mówić, że będą głosować na niego? Myślę, że wielu wręcz ostentacyjnie by się do tego przyznało. To co ja myślę nie ma jednak żadnego znaczenia – faktem jest, że Braun dostał znakomity wynik (nie piszę: „mimo powszechnego medialnego bojkotu” – bo nie wiem czy nie właśnie z jego powodu). Teraz partia Brauna jest obecna w sondażach – widać taktyka straszenia zastąpiła taktykę zamilczania. Zresztą, może to nie żadna taktyka. Może to całkowicie spontaniczny i szczery sprzeciw wobec Brauna. Skutek jest podobny. 


CAŁY ŚWIAT NIE JEST „WARSZAWKĄ”


„Wykształcony” „Europejczyk” uważa, że cały świat wygląda tak, jak jego środowisko – a nawet, gdy czasem widzi, że wygląda inaczej to mentalna blokada nie dopuszcza refleksji nad kimś tak „obrzydliwym”, jak Braun. Konformizm natomiast nie pozwala wyjść poza zbiór powtarzanych na zasadzie sytuacja-reakcja określeń stygmatyzujących i deprecjonujących. Autorów podkastu, ale też całe rzesze podobnych im publicystów cechuje dogmatyzm – dogmatyzm zawierający swoje dwie najistotniejsze właściwości, czyli odporność na argumenty rozumowe i niezmienność w czasie. 

Czyli – do końca świata i jeden dzień dłużej będziemy mówić, że największym problemem jest „antysemityzm”, nawet gdy Żydzi dokonują ludobójstwa. Czyli – bezapelacyjnie i do samego końca będziemy tropić „rasizm”, gdy w Europie powszednieją morderstwa i gwałty dokonywane przez imigrantów. Czyli – opowiadać będziemy dzieciom przy obiedzie, jak ważna jest troska o „tych biednych ludzi, którzy uciekli z Ukrainy przed wojną”, nawet jeśli ludzie ci tak naprawdę uznają nasze dobro jako słabość, bo nie są w stanie nawet przeprosić nas za rzeź dokonaną na naszych przodkach. No niestety, rzeczywistość ma swoją autonomię – nawet, jeśli „nie wypada” jej widzieć. 


PUSTKA PRZYKRYTA „APROPAKIZMEM”


Nie, pustki wewnętrznej się nie zakrzykuje. Najczęściej stosowany patent na jej zakrycie jest dokładnie odwrotny – to posługiwanie się inteligenckim językiem, pozorowanie niuansowania, zapowiedzi (nie mające pokrycia) analizy i anglojęzyczne zbitki słowne. Czyli – autorzy „Polityka Insight” zarysowali „bigger picture”, by ukryć, że przez kilkanaście minut nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Ot, tona pudru na nieładną twarz – „ogólny obraz” (zamiast „bigger picture”) niósł to ryzyko, że skłaniałby do przyjrzenia się jej. Podobny zarzut stawiano filozofowi Martinowi Heideggerowi – używanie języka, którego nikt nie rozumie, by uniknąć polemiki z treścią tego, co pisał. Twórcy „Polityki Insight” intencje mieli być może nieco inne –„co mi tu będziesz, pariasie, podważał to co mówią tacy goście, jak my?”.


Zanim opromienieni światłem racji moralnej autorzy ruszyli na łowy – trzeba uczciwie przyznać – nie wysilili się nadmiernie. Jestem ostatnim, który uważałby, że liczba kliknięć oddaje wartość tego, dla którego się klika – jednak zawarta w podkaście konstatacja o braku szczególnej popularności Grzegorza Brauna w mediach społecznościowych skłoniła mnie do poświęcenia kilku minut na własny „risercz”. Stwierdziłem, że o ile autorzy „Polityki Insight” mieli 500 odtworzeń nagrania (później ta liczba wzrosła do niecałych 2 tysięcy), o tyle Braun ma na Facebooku 500 tysięcy obserwujących. Jeśli Braun ma niedużo, to dwaj publicyści „Polityka Insight” znajdują się w internetowym rowie mariańskim. Cóż, może dziennikarstwo podziemne ułatwia nasłuch.  


WINNI WŁASNEGO ROZUMU


Nie miejsce tu, by rozwodzić się nad tym co kto uważa o Braunie, wspominać wszystkie wypowiedzi i skandalizujące akcje z nim samym w roli głównej. 

Oczywiście, nie miejsce też na zarzekanie się, że „ja na Brauna nie głosuję” – choć już zaczynałem się tłumaczyć. Bo niby czemu mielibyśmy się komukolwiek tłumaczyć z tego kogo popieramy lub nie popieramy? Czemu mielibyśmy samowolnie aspirować do udziału w dyskusji, której celem jest dokonanie partyjnej kwalifikacji, nie zaś wysłuchanie poglądów na konkretne tematy, których głos w wyborach jest jedynie skutkiem? 

Bo niby czemu mielibyśmy być klakierami w „warszawkowej” orkiestrze nadętych moralistów, usiłujących wmówić nam, że polityka to sprawa wstydu i smaku, nie zaś faktu i logiki? Bo niby czemu aspirować mielibyśmy do „dobrego towarzystwa” z własnego nadania i wpatrzeni w dogmatyzm spod znaku „tego nie wypada” dryfować na dno, euforycznie odurzeni własną powierzchownością bądź śmiertelnie obrażeni na rzeczywistość, w dodatku raz po raz czyniąc to, czego naprawdę nie wypada? 

Jako człowiek uznający Bronisława Wildsteina za jeden ze swoich autorytetów nigdy nie czułem szczególnej potrzeby brnięcia w to obłudne: „Ja nie jestem antysemitą, ale…”. Jednocześnie aktualnie wydaje mi się to wręcz kuriozalne. 

Dlaczego mielibyśmy to robić, gdy Żydzi dokonują likwidacji innego narodu, błąkając się niekiedy w oparach sadystycznego hedonizmu, kierując się tym właśnie „talmudycznym rasizmem”, o którym mówił Braun, wprost wyjętym z przemówień rabinów dowodzących, że Palestyńczycy to nie ludzie? Czemu mielibyśmy – skoro nikt o to nie pyta, może historia to zrobi – uznawać rozstrzeliwanie tysięcy palestyńskich dzieci za moralnie nie obciążające bardziej niż rzekomy bądź nawet faktyczny „antysemityzm”? 

Czemu mielibyśmy uznawać przewagę schematu myślowego nad myśleniem – nawet, jeśli uniwersalizm „nie zabijaj” miałby ustąpić uniwersalizmowi „nie bądź antysemitą”? Czemu mielibyśmy nurzać się w bagnie wypełnionym propagandowymi kalkami, przyjmować na wiarę dogmaty podrzucane przez ludzi, których najbardziej oburzają logiczne argumenty, podważające „warszawkowy” porządek świata? Czemu mielibyśmy uznawać za własne, nie otrzymawszy wytłumaczenia dogmaty świeckiej religii, które bezdyskusyjne są jedynie z tej przyczyny, że w żadnej dyskusji by się nie obroniły?


KRYTYKA BUDUJE POPULARNOŚĆ


Przyjmując, że ludzie tacy, jak autorzy „Polityka Insight” – a przecież podobne przekazy w odniesieniu do prezesa Konfederacji Korony Polskiej dominują – nie są ukrytymi sprzymierzeńcami Brauna, mogliby choćby zbliżyć się do analizy przyczyn społecznego powodzenia tego ostatniego. Mogliby spróbować wskazać punkty, w których Braun się mylił, skoro istnieje oczywiste podejrzenie, że w wielu kwestiach po prostu miał rację. Człowiek, który się myli doznaje uszczerbku na swoim poważaniu i popularności – wróg systemu, „człowiek spoza towarzystwa” mianowany do tej roli każdym podobnym podkastem staje się dla tych, których przyciągał dotychczas jeszcze silniejszym magnesem. Urocza ta wierność dogmatom, której niestraszna jest nawet autodestrukcja przy akompaniamencie parskania i oburzenia. 

To, że Grzegorz Braun nie jest zapraszany do żadnej większej telewizji, choć dostał ponad milion głosów w wyborach, a jego partia w sondażach za każdym razem przekracza próg wyborczy jest typowe dla limitowanej demokracji. Nie chcę powtarzać argumentów pojawiających się w coraz to nowych odsłonach w debacie publicznej – o braku otwartości tych „urzędowo otwartych”, o utyskiwaniu na faktyczną demokratyzację jej deklaratywnych piewców. Jeden z autorów „Polityka Insight” narzekał, że „przez media społecznościowe każdy pogląd jest teraz głoszony”, a także że „nie ma tematów tabu”. On i jemu podobni zawsze tak uważali – centralizm demokratyczny przetrwał zmianę ustroju. To urocze, że diagnozę powodzenia Brauna autorzy podkastu sformułowali zupełnie nieświadomie. 


Jacek Tomczak



 Student prawa na SWPS, absolwent 21 SLO im. Jerzego Grotowskiego. Kocha Warszawę, kłóci się z "warszawką". Kibic Legii. Miłośnik labradorów. Publicysta po przejściach i z przyszłością

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka