Jan Bodakowski
Wywiad z Janem Michałem Małkiem, założycielem wolnorynkowej fundacji PAFERE
Założona w 2000 roku w Kalifornii fundacja Polish-American Foundation for Economic Research and Education (PAFERE), i w 2007 w Polsce fundacja Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego (PAFERE Polska) - to pozarządowa i w pełni niezależna organizacja zajmująca się „wolnorynkową edukacją ekonomiczną, promocją wolności gospodarczej i wolnego handlu, jako najskuteczniejszego a zarazem najsprawiedliwszego systemu powodującego podnoszenie zamożności ludzi i narodów, związkami etyki z ekonomią,” a także rozwojem polskiej myśli ekonomicznej.
Fundacja i jej założyciel opublikowali, bądź sponsorowali opublikowanie kilkudziesięciu książek i kilkuset artykułów. PAFERE współpracuje z „osobami i organizacjami działającymi na polu upowszechniania wartości, dla których została powołana”. Staraniem fundacji odbyło się już wiele „prelekcji, konferencji, seminariów i dyskusji publicznych” oraz szereg konkursów i szkoleń. Dzięki fundacji prowadzone są badania nad gospodarką III RP, sfinansowano przyjazd wybitnych ekonomistów z zagranicy na wykłady w Polsce, zasponsorowano promocje idei wolnorynkowych za pośrednictwem internetu…
Czy państwo powinno, tak jak do tej pory, ingerować we wszystkie dziedziny życia Polaków, czy ograniczyć swoje kompetencje do kilku najważniejszych dziedzin? Jeżeli tak, to jakich?
Dziedziny, którymi państwo polskie powinno się przede wszystkim i obowiązkowo zajmować, to bezpieczeństwo kraju i jego obywateli, a więc zapewniać, aby polskie siły zbrojne były dostatecznie silne, by moc stawić czoła agresorom z zewnątrz kraju, i aby silna policja służyła obywatelom w odstraszaniu potencjalnych przestępców od popełniania zamachów na ich życie, zdrowie i własność oraz skutecznie ścigała przestępców i przekazywała ich organom wymiaru sprawiedliwości. W innych dziedzinach, państwo winna obowiązywać zasada pomocniczości, a więc, jeśli np: władze lokalne nie są w stanie skoordynować budowy jakiejś drogi przecinającej tereny kilku powiatów na terenie danego województwa, winni się tym zająć przedstawiciele województwa, a jeśli te nie dają sobie rady ze skoordynowaniem budowy drogi mającej przechodzić przez kilka województw, winny się tym projektem zająć władze centralne. Takie dziedziny jak wychowanie dzieci, szkolnictwo, czy służba zdrowia winny pozostać w gestii obywateli i jednostek prywatnych lub organizacji i instytucji społecznych, niezależnych od państwa, ciągle jednak w ramach przepisów państwa prawa chroniącego życie, własność i wolność obywateli.
Czy poprawa sytuacji gospodarczej w Polsce i zapewnienie Polakom dobrobytu musi być procesem długim, czy może być rewolucyjną i szybką zmianą? Czy doświadczenie z ożywieniem gospodarczym Polski na początku lat 90 nie pozwala oczekiwać, że reformy wolnorynkowe w ciągu miesięcy, a nie lat, poprawią byt Polaków?
Niezwykłe ożywienie gospodarcze Polski na początku lat 90 spowodowane zostało rewolucyjną zmianą systemu gospodarczego. Bardzo rychło okazało się jednak, że 45 lat indoktrynacji socjalistycznej zrobiło swoje i większość ludzi przesiąkła mentalnością socjalistyczną - przestraszyła się wolności gospodarczej, co np. wyrażało się choćby w takich popularnych poglądach i określeniach jak „Jestem za wolnym rynkiem, ale ktoś przecież musi ten rynek kontrolować”. Tym kimś oczywiście miało być państwo. I rzeczywiście, bardzo szybko rozpoczęła się, trwająca do dziś; produkcja najrozmaitszych ustaw i przepisów oraz rozrost pasożytniczej biurokracji, ograniczających działalność rynkową. Praktycznie tez nikt nie potrafił sobie wyobrazić, aby szkolnictwo czy służba zdrowia, mogło nie być państwowe. Niestety, takie postawy nadal w Polsce górują. Na nic nie zdały i nie zdają wezwania do brania w Polsce przykładów z systemów gospodarczych takich państw jak Stany Zjednoczone z XIX i początków XX wieku, czy współczesnego Hongkongu, Singapuru, Południowej Korei, czy też Nowej Zelandii*. Przecież wszystkie te systemy charakteryzujące się niskim opodatkowaniem ludności, i praktycznie nie wtrącaniem się państwa w legalną działalność gospodarczą powodowały dynamiczny rozwój gospodarczy kraju i dobrobyt jego mieszkańców. Odpowiedziami na owe wezwania były i są różne mało wiarygodne twierdzenia, że zalecane wzory nie nadają się dla Polski.
Gdy kiedyś w latach 90-tych wyraziłem opinię, że polscy politycy mogliby wziąć przykład z ówczesnej polityki pro-wolnorynkowej Estonii Marta Laara, która zaowocowała znaczącym sukcesem gospodarczym, spotkałem się z argumentem, że Polska, w porównaniu z Estonią, jest zbyt dużym krajem, aby mogła brać przykład z estońskiej polityki. Innym razem, gdy wspomniałem, że w Rosji wprowadzono znacznie niższy, niż obowiązujący w Polsce, podatek dla przedsiębiorstw, co bardzo szybko dało pozytywne rezultaty, otrzymałem odpowiedź: „no tak, ale Rosja jest olbrzymem w porównaniu z Polską i nie można brać poważnie takiego przykładu jako godnego naśladowania”. A więc jakieś argumenty, aby nic nie zrobić we właściwym kierunku, zawsze się znajdą, choć nie zawsze mają one sens, bo przecież prawa ekonomii wszędzie działają podobnie.
Na to, aby w Polsce nastąpiła teraz rewolucyjna reforma potrzebny byłby cud: zmianie takiej stoją na przeszkodzie z jednej strony, bardzo zła Konstytucja, z której wywodzą się złe prawa szczegółowe, liczni niekompetentni i nieuczciwi politycy i setki tysięcy urzędników, w których interesie jest zachowanie swych posad na utrzymaniu podatników, a, z drugiej strony; wielką przeszkodą jest quasi ignorancja podstaw ekonomii wolnorynkowej wśród szerokich rzesz społeczeństwa.
Czy rolą parlamentu powinno być tworzenie nowych przepisów czy likwidowanie szkodliwych, dotychczas istniejących? Jakie przepisy dziś krępujące życie gospodarcze i aktywność obywateli należy zlikwidować?
Wszystkie przepisy ograniczające własność i wolność obywateli, które nie są absolutnie konieczne ze względu na dobro wszystkich obywateli, a nie poszczególnych grup, powinny zostać od razu zlikwidowane, ale ponieważ takie rozwiązanie sprawy jest nierealne bez rewolucji, parlament powinien najpierw wstrzymać się od tworzenia nowych ustaw ograniczających własność obywateli i ich wolność w granicach moralności, a stopniowo likwidować te istniejące ustawy, które najbardziej szkodzą rozwojowi gospodarczemu kraju.
Czy wysokie podatki i liczne przepisy uniemożliwiają rozwój przedsiębiorczości a w konsekwencji odpowiadają za pauperyzacje Polaków i powszechne bezrobocie? Jeżeli tak, to jak powinien się zmienić system podatkowy, wysokość i formy podatków?
Najlepsze systemy podatkowe to te, które są najprostsze, dla każdego łatwo zrozumiałe, oraz jednakowe dla wszystkich, a przede wszystkim wyznaczające niskie opodatkowanie obywateli. Bardzo dobrym z punktu widzenia dobra gospodarki i wolnego społeczeństwa byłby system 10%-procentowego podatku liniowego (odpowiadającego biblijnej dziesięcinie) obowiązującego każdego obywatela. Natomiast z punktu widzenia interesu Skarbu państwa, które dąży do jak największych wpływów do budżetu, bez zbytniego szkodzenia gospodarce optymalnym, lub zbliżonym do optymalnego byłby podatek również liniowy, ale rzędu 17 do 20% dochodów obywateli. W przypadku dalszego wzrostu opodatkowania ludności funkcjonowanie gospodarki i wpływy do Skarbu państwa stopniowo słabną. Zjawisko to przedstawiane w postaci tak zwanej Krzywej Laffer’a dobrze znane jest studentom ekonomii.
Innym, niż liniowy, prostym systemem opodatkowania byłby podatek konsumpcyjny, pobierany przy zakupie/sprzedaży towarów (z wyjątkiem zwolnionych od opodatkowania artykułów pierwszej potrzeby).
Faworyzowany przez Marksa i różnych innych ideologów wyrównywania nierówności społecznych, podatek progresywny, polegający na stosowaniu wzrastających stóp opodatkowania, lub poziomów progów opodatkowania, w miarę wzrostu dochodów przedsiębiorców i podatników jest nieprzyjazny gospodarce i przedsiębiorcom, bo karze ich za powodzenie przedsiębiorstwa, hamuje akumulację kapitału potrzebnego na inwestycje wymagające tworzenia nowych miejsc pracy i owocujące rozwojem gospodarczym.
Przekonany jestem, że zastosowanie w Polsce tylko jednego i wyłącznego podatku - niskiego podatku liniowego, spowodowałoby boom gospodarczy i dynamiczny rozwój rynku pracy.
Czy państwo powinno objąć wszystkich Polaków prawem do świadczeń zdrowotnych, finansowanych z budżetu? Jaki powinien być model lecznictwa? Czy świadczeniodawcy powinni być państwowi, czy prywatni? Czy świadczenia powinny być finansowane z podatków, czy przez samych pacjentów?
Gdy Pan mówi o świadczeniach z budżetu państwa, to znaczy, że chodzi o świadczenia z kieszeni podatników, bo budżet czerpie fundusze z podatków. Obsługą i rozdziałem funduszy zajmuje się cały łańcuch pośredników w postaci urzędników opłacanych z tych pieniędzy. Dopiero po takim uszczupleniu całości, i to poważnym, reszta funduszy idzie na najrozmaitsze cele, w tym i świadczenia zdrowotne. Oczywiście, znacznie lepiej jest gdy się omija pośredników, zwłaszcza niekompetentnych i nieuczciwych a państwo, w osobach jego urzędników, jest bardzo niekompetentnym sanitariuszem, farmaceutą, lekarzem i przedsiębiorcą.
Również niekompetentnym i w poważnym stopniu marnotrawiącym pieniądze społeczne - gdy przyjmuje ono na siebie rolę agenta ubezpieczeniowego, a dodatkowo szkodzi gospodarce narodowej gdy, pomimo swej niekompetencji, czyni z siebie monopolistę w dziedzinach, w których firmy prywatne mogłyby działać znacznie efektywniej.
Dlatego państwo nie powinno ludziom zabierać pod przymusem pieniędzy na ubezpieczenia państwowe, fałszywie zwane ubezpieczeniami społecznymi, lecz pozwolić każdemu obywatelowi ubezpieczać się w którejś z prywatnych firm, konkurujących między sobą o jak najlepsze sprostanie potrzebom potencjalnego pacjenta.
Czy decyzja o objęciu wszystkich Polaków prawem do świadczeń zdrowotnych finansowanych z budżetu pozwoliłaby na likwidacje urzędów pracy, których dzisiejsza rola realnie ogranicza się do zapewnienia bezrobotnym prawa do bezpłatnych świadczeń lekarskich? Czy może jest to zły pomysł i funkcjonowanie urzędów pracy jest potrzebne dla obywateli?
Decyzja o objęciu wszystkich obywateli systemem świadczeń zdrowotnych opłacanych w całości przez państwo (a więc - z podatków uzyskanych przez nie od tychże obywateli) prowadziłaby do katastrofy. Wynika to z fundamentalnego prawa ekonomii - prawa podaży i popytu. Im jakieś pożądane dobro rynkowe jest tańsze, tym większy jest na nie popyt. Gdy podaż za popytem nie nadąża, danego dobra zaczyna na rynku brakować nawet przy pogarszającej się jego jakości chyba, że państwo nie zabraniałoby aby cena tego dobra wzrastała zgodnie z prawami rynku.. A co dopiero, gdy pożądane dobro stanie się ustawowo bezpłatne? Okaże się, że chętnych do jego nabycia jest co nie miara. W danym wypadku mielibyśmy więc do czynienia z nieograniczonym popytem na pożądane, a bezpłatne świadczenia zdrowotne, których podaż w postaci liczby lekarzy i innego personelu oraz dostępnych środków służby zdrowia, jest ograniczona. Wynikiem takiego systemu musi się stać niemożność służby zdrowia do zaspokojenia popytu na leczenie i spadek jego jakości ( a także rozwój korupcji i szarej sfery lecznictwa). Prawa podaży i popytu nie daje się „przeskoczyć”, lub naginać stosownie do swoich życzeń. Co do państwowych urzędów pracy, to podejrzewam, ze są one przede wszystkim po to, by zapewniać miejsca pracy urzędnikom w nich zatrudnionym na koszt podatnika. Prywatne firmy pośrednictwa pracy działają efektywniej nic nie kosztując społeczeństwo.
Czy państwo powinno utrzymywać biurokrację pomocy społecznej czy zlikwidować ją, i pozostawić ten zakres spraw samym obywatelom?
Jeśli mielibyśmy się trzymać dosłownego, a nie opacznego znaczenia nazwy „pomoc społeczna”, to oznaczałoby, że państwo i jego biurokracja nie mają nic wspólnego z taką pomocą, bo zajmowałoby się nią społeczeństwo w osobach obywateli, tak jak to miało miejsce na terenie Polski w XIX i w dużym stopniu w XX wieku, aż do drugiej wojny światowej. Jak już uprzednio mówiłem, obecnie pod określeniem „pomoc społeczna” powszechnie rozumie się pomoc państwową w postaci różnych programów redystrybucji cudzych pieniędzy, a mianowicie – pieniędzy podatników na tak zwane cele socjalne. Taka pomoc państwa jest związana z olbrzymim marnotrawstwem owoców pracy obywateli i powinna zostać jak najrychlej zlikwidowana. Oparta jest ona na absurdalnym założeniu, że urzędnicy wiedzą lepiej od podatników, czego tym potrzeba i jak efektywniej zarządzać pieniędzmi tychże, po potrąceniu sobie z nich wynagrodzeń za to zarządzanie.
Jak rozwiązać problem ubezpieczeń emerytalnych? Czy należy zaprzestać poboru składek, by nie zaciągać nowych zobowiązań, i dotychczasowe zobowiązania spłacić z budżetu, a decyzje o dobrowolnym prywatnym ubezpieczeniu pozostawić samym obywatelom?
Istniejący państwowy system emerytalny to jedno wielkie nadużycie, gdyż pieniądze w formie „składek” pobierane od obywatela, mające jakoby iść na zapewnienie mu emerytury, nie idą wcale na tworzenie mu jego funduszu emerytalnego, lecz są zużywane na inne cele: na wypłacanie emerytur komu innemu, na utrzymywanie kosztownej administracji i w dużym stopniu są marnotrawione, a nieraz zwyczajnie rozkradane. Odpowiedź na Pana drugie pytanie powinna być oczywista: Rzeczywiście, najlepiej byłoby zaprzestać poboru składek i zaciągania nowych zobowiązań, ale obawiam się, że rząd na takie rozwiązanie się nie zgodzi, gdyż w budżecie szybko zabrakłoby pieniędzy i nastąpiłoby gwałtowne przyśpieszenie wzrostu deficytu.
Radziłbym każdemu, aby przestał oczekiwać sensownej emerytury ze strony państwa, a nawet jakiejkolwiek emerytury, a zaczął liczyć tylko na siebie, swoje dzieci i rodzinę.
Czy w jakiś sposób system edukacji powinien być zmieniony? Czy należało by zlikwidować MEN, kuratoria i państwowe programy nauczania?
Jak już poprzednio wspomniałem, państwo w ogóle nie powinno się zajmować edukacją obywateli. Być ich nauczycielem i wychowawcą to nie jego rola. Państwowe szkolnictwo i państwowe programy nauczania, nieraz przymusowe, nie tylko z zasady gorzej spełniają swe zadania niż prywatne ich odpowiedniki, ale i nieraz na dalszą metą prowadzą do systemu totalitarnego i zniewolenia człowieka, powinny zostać zlikwidowane.
Czy Polska powinna pozostać członkiem Unii Europejskiej? Czy bilans polskiej obecności w UE jest korzystny dla Polski? Czy fundusze europejskie zmodernizowały Polskę czy zostały zmarnowane na propagandę, niepotrzebne inwestycje i zadłużanie Polski?
Kolejno odpowiadam na Pańskie pytania, wyrażając swoje opinie:
1) Skoro Polska już jest w UE, to powinna się stać bardziej aktywnym jej członkiem, aby, w miarę możliwości, stać na straży poszanowania własności prywatnej każdego człowieka i jego wolności indywidualnej w granicach moralności, a więc – na straży tradycyjnych wartości cywilizacji europejskiej wyrosłej na bazie chrześcijaństwa.
2) Dotychczasowy bilans jest niekorzystny.
3) Fundusze te przydzielane przez jedną biurokrację - drugiej - czyli polskiej biurokracji, niewątpliwie zostały w poważnym stopniu roztrwonione poprzez korupcję i inne formy kradzieży. Zadłużanie obywateli przez rząd jest jednym z objawów jego nieuczciwości lub niekompetencji.
Czy lichwa powinna być zakazana?
Co jest lichwą, a co nie jest? Wydaje mi się, że lichwą należałoby określać pożyczanie komuś pieniędzy pod warunkiem ich zwrotu z odsetkami lub nawet bez odsetek, ale wiedząc, że pożyczkobiorca potrzebuje pieniądze na cele konsumpcyjne i nie będzie w stanie ich spłacić zgodnie z umową, a wówczas pożyczkodawca, ze znacznym zyskiem dla siebie, pozbawi pożyczkobiorcę resztek jego mienia zapisanego pod zastaw. Takie postępowanie byłoby moralnie godne potępienia. Nie jestem jednak pewien, czy dałoby się je ująć w normy prawne, bez wyrządzenia szkody rynkowi inwestycyjnemu i gospodarce. Natomiast, obustronnie dobrowolne udzielanie i przyjmowanie pożyczek w celach inwestycyjnych i na dowolny procent byłoby moralnie i prawnie obojętne i nie powinno podlegać zakazom ograniczającym wolność gospodarczą.
Sam, wiele lat temu, dla dokonania pewnej inwestycji pożyczyłem z banku brakującą mi sumę na ponad 21% oprocentowania rocznego i nie myślałem o lichwie, ani o tym, że jestem wyzyskiwany. Wręcz przeciwnie, dotąd uważam, że była to udana inwestycja. A więc, gdyby istniał zakaz pożyczania funduszy na tak wysoki procent, prawdopodobnie tej inwestycji nie mógłbym był dokonać.
Jak można oceniać wprowadzenie nowej ustawy śmieciowej w Polsce?
Nie znam bliżej tej ustawy, ale przekonany jestem, że to wspólnoty lokalne powinny decydować o tym co chcą robić z własnymi śmieciami. Władza centralna nie powinno wtykać swego nosa do śmieci obywateli.
Czy państwo powinno z budżetu finansować edukację historyczną obywateli?
Nie. Edukacja obywateli należy do nich samych, a nie do urzędników państwowych.
Czy należy zlikwidować publiczne media i zaprzestać poboru abonamentu? Czy sektor kultury może funkcjonować bez mecenatu państwa, jakie były by korzyści z prywatyzacji sektora kultury?
W interesie społeczeństwa leży likwidacja mediów zwanych publicznymi, lecz w rzeczywistości kontrolowanych przez państwo w osobach jego urzędników, którzy dbają przede wszystkim o własny interes. Oczywiście, że sektor kultury może funkcjonować bez mecenatu państwa. Ten mecenat państwowy często polega na promowaniu ideologii obcych większości obywateli i na marnotrawieniu pieniędzy tychże. Podam dwa przykłady:
Swego czasu zaproszony zostałem na wernisaż pewnej malarki. W eleganckim lokalu, gdzie miała miejsce uroczystość zastałem pełno ludzi głównie przy stołach zastawionych różnymi smakołykami i napojami, a ściany lokalu obwieszone jakimiś dziwacznymi bohomazami, z których żadnego nie powiesiłbym u siebie w domu. Podobnie postąpiliby moi obecni na owym wernisażu znajomi, którzy mi się z tego zwierzyli. Co prawda, nikt się tam tymi obrazami nie przejmował - wolał coś wypić, zakąsić i porozmawiać na inne tematy. Okazało się, że cała impreza została sfinansowana przez (ówczesne) Ministerstwo Kultury i Sztuki, a więc kosztem podatników, z których niejeden klepał biedę!
Wszyscy ostatnio słyszeliśmy o opłacanych przez państwo występach teatralnych i wystawach, które zamiast, zgodnie z podstawową definicją sztuki, przybliżać widzom piękno i inspirować ku wzniosłym myślom i dobru, czynią wręcz odwrotnie - poprzez skandaliczne widowiska i dzieła nie mające nic wspólnego z pięknem i dobrem, ubliżające uczuciom religijnym, poczuciu przyzwoitości - ciągną widzów ku bagnu, w którym pragną ich zanurzyć. Sektor kultury i sztuki należy do obywateli i państwo nie powinno się doń wtrącać.
Jak można ocenić politykę gospodarczą PiS i Lecha Kaczyńskiego? Czy decyzja PiS i Kaczyńskiego o poparciu integracji z Unią Europejską była słuszna?
Nie jestem politykiem i nie czytałem postanowień tego traktatu ani jego warunków przyjętych przez Prezydenta Kaczyńskiego.
Jak powinno się oceniać propozycje gospodarcze takich partii i środowisk jak Kongres Nowej Prawicy, Polska Razem, Solidarna Polska, Ruch Narodowy, czy Demokracja Bezpośrednia? Czy możliwa jest współpraca na rzecz wolnego rynku z tymi środowiskami?
W interesie Polski i każdej partii deklarującej się być prawicową, odrzucającej socjalizm i opowiadającej się za tradycyjnymi polskimi wartościami, leży wzajemna ich współpraca na rzecz wolnego rynku, ale aby była ona owocna musi być świadomie oparta na solidnej wspólnej bazie. Tą bazą jest prawo człowieka do swej uczciwie nabytej własności. Wrogiem wolnego rynku jest socjalizm ograniczający prawo człowieka do wolności dysponowania swoją własnością.
Jakie inne kwestie są dla Polski i Polaków ważne?
Ażeby Polska mogła być silna, jako państwo i naród, musi być silna gospodarczo. W tym celu konieczna jest, między innymi, jak najpowszechniejsza znajomość podstaw ekonomii wśród Polaków. Tymczasem, większość ludzi spośród polskich elit i polityków u władzy bądź nie zna jej podstawowych praw, takich jak naturalne prawo podaży i popytu, bądź myśli, że można te prawa dostosowywać do swych intencji i „przeskoczyć” bez szkodliwych efektów dla gospodarki.
Reasumując: Najpoważniejszymi przeszkodami na drodze rozwoju Polski są: wspomniana już ignorancja ekonomiczna szerokich rzesz społeczeństwa, bardzo zła obecna Konstytucja i wynikające z niej ułomne prawa szczegółowe, wszechobecność grabieży obywateli przez państwo, dowodząca niskiego poziomu moralnego polityków i wyborców ich aprobujących oraz panujący w Polsce system państwowej opiekuńczości prowadzącej gospodarkę do ruiny.
Ważne jest więc, by promować i szerzyć w Polsce powszechną, choćby tylko podstawową, wiedzę ekonomiczną, demaskować zło państwa opiekuńczego i zwalczać wszelkie przejawy kradzieży, szczególnie w jej postaciach zalegalizowanych i zinstytucjonalizowanych, charakteryzujących to państwo, a rujnujących gospodarkę narodową.
Winniśmy też pamiętać o potrzebie wymiany obecnej Konstytucji na dobrą – odwołującą się do Konstytucji państw, które osiągnęły sukces i wysoki poziom dobrobytu ludności, właśnie dzięki ich mądremu Prawu Zasadniczemu, którego przestrzegali.
Do walki ze złem szczególnie predestynowany jest Kościół, który tworzą wszyscy wierni, ze swymi duszpasterzami na czele. Tymczasem większość z nas wydaje się nie dostrzegać lub chcieć dostrzegać otaczającej nas powszechności zinstytucjonalizowanej kradzieży, w której choćby nieświadomie uczestniczymy, a która prowadzi kraj do katastrofy.
Jan Bodakowski
* Według danych z Ambasady Nowej Zelandii:
Przez ostatnie ćwierć wieku gospodarka Nowej Zelandii przeobraziła się z jednej z najbardziej regulowanych wśród krajów OECD, do jednej z najbardziej liberalnych. Gospodarka tego kraju należy do najbardziej zróżnicowanych ze wszystkich państw Oceanii. Nowa Zelandia jest krajem bardzo wysoko rozwiniętym gospodarczo. Największe znaczenie w dochodzie narodowym ma sektor usług (⅔PKB). Istotne są także dochody z rolnictwa. Użytki rolne stanowią ponad połowę powierzchni kraju, w tym dominują łąki i pastwiska. Hodowla owiec i bydła oraz uprawa zbóż, warzyw i owoców są niezwykle ważne dla krajowej gospodarki. Duże znaczenie ma rybołówstwo i leśnictwo (jest ona jedną z większych eksporterów drewna miękkiego oraz miazgi i tarcicy na świecie). Nowa Zelandia należy do głównych światowych eksporterów wełny (drugie miejsce w świecie), mięsa, nabiału i ryb. W eksporcie masła Nowa Zelandia zajmuje drugie miejsce w świecie. Pod względem liczby owiec oraz mleka na 1 mieszkańca kraj zajmuje pierwszą pozycję na świecie. Uprawa roślin ma nieduże znaczenie i nie zaspokaja potrzeb mieszkańców, toteż żywność musi być importowana. Główne uprawy to jęczmień, pszenica, warzywa oraz owoce. Specjalnością nowozelandzką są owoce kiwi - ich zbiory stanowią ok. 70% światowej produkcji. Eksportowane są także jabłka.
J. M. Małek przemawia podczas jednej z konferencji fundacji (zdjęcie z profilu Facebook PAFERE)

Inne tematy w dziale Polityka