Jarosław Warzecha Jarosław Warzecha
220
BLOG

Gdy się wchodzi dobrze wiedzieć jak wyjść

Jarosław Warzecha Jarosław Warzecha UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

W 2004 roku głosowałem za wejściem do Unii Europejskiej jak ponad 77 % głosujących. To banalna uwaga, ale dla porządku trzeba ją sformułować : Głosowałem, jak wielu, za inną Unią niż ta z którą mamy do czynienia dzisiaj. A przynajmniej tak się nam głosującym wydawało, że jest inna. Choć patrząc logicznie, to co Unia reprezentuje dziś, już wtedy musiało być obecne w założeniach tak zwanej starej Unii. Ten protekcjonizm wobec młodszych w strukturze, w domyśle gorszych, peryferyjnych. Tych, z których ciągnie się zyski i mówiąc metaforycznie ale i dosłownie, gdzie wywozi się śmieci, by nie zatruwać własnego domu.

Niezależnie jednak od mojego życzliwego stosunku do Unii na początku naszego członkostwa, stawiałem sobie pytanie czy wraz z wstąpieniem mamy gotowy plan wystąpienia. Wyjścia wtedy, gdy to nam, jako Państwu, przestanie się opłacać. Nie tylko w sferze gospodarczej, niewątpliwie ważnej, ale także w nie mniej ważnym obszarze imponderabiliów. Suwerenności, zachowania własnej tradycji, niezbywalnych wartości związanych z wiarą, kulturą i duchem Państwa Polaków, naszego Kraju.

Postrzegałem bowiem Unię nie jako niezbywalną konieczność polityczną, zjednoczenie szlachetnych i sprawiedliwych, czy Święty Graal, ale jako jeszcze jeden w historii Europy projekt gospodarczy z koniecznymi politycznymi regulacjami, nie wkraczającymi w niezbywalne kompetencje państw członkowskich. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni taki projekt w dziejach kontynentu.

Coraz bardziej niepokoiła mnie zatem ślepa, bo tak można o niej powiedzieć, ślepa propaganda kolejnych rządów i politycznych ugrupowań, która nie dopuszczała dyskusji o wyjściu z Unii. Opuszczeniu jej, gdy ta stanie się nie pomocą, ale przeszkodą w istnieniu i funkcjonowaniu niepodległego i suwerennego w swoich atrybutach władczych Państwa Polskiego. A przecież taka dyskusja na forum publicznym nie tylko byłaby czymś normalnym, ale i pożądanym. Odpowiedzią na chore zabiegi o konieczności rozpuszczenia narodowego bytu w unijnej zupie, mieszanej przez niemieckich kucharzy.

Od tego błędu nie jest wolny i obecny rząd, zaklinający wyborców, że z Unii nie wyjdziemy, w domyśle nigdy. Nie wspominając już o pomysłach szaleńców by członkostwo w Unii wpisać do konstytucji. Przywódcy partii, która to zaproponowała, powinni stanąć przed Trybunałem Stanu.

Coś jednak uległo przewartościowaniu, bezprawie unijnych urzędników być może posunęło się za daleko i niezależnie od twardego, czy znowu tylko pozornie twardego stanowiska rządu, rozpoczęła się dyskusja, że wyjście też jest wyjściem. Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” rozpoczęła się dyskusja, której brakowało, co najmniej przez dziesięć ostatnich lat naszego członkostwa w Unii.

Warto wreszcie jasno wyliczyć i przedstawić rzekome korzyści z naszego bycia w Unii, olbrzymi transfer środków płynących z Polski do niepolskich unijnych firm, olbrzymie koszty, które musimy ponieść na rzecz ideologicznego „zielonego ładu”, gdy nasz zachodni sąsiad nie przejmuje się tym zupełnie i szereg innych działań wobec Polski, ocierających się o granice zniewolenia. Gospodarczego i politycznego.

Późno to tym zaczynamy dyskutować, bo w sytuacji, gdy działania unijnych urzędów nie bez powodu przywodzą na myśl Związek Sowiecki. Ale na szczęści zaczynamy o tym mówić. Gdy się gdzieś wchodzi, dobrze jest mieć przygotowany plan wyjścia. Gdziekolwiek by się weszło.


531x299 (Oryginał: 1170x658) image 531x299 (Oryginał: 1170x658)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka