fot. Piotr Łysakowski
fot. Piotr Łysakowski
Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
1010
BLOG

Arcybiskup Wesołowski jak Roman Polański

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

 Prawdopodobny, pedofilski czyn arcybiskupa Wesołowskiego jest tylko nieco gorszy od podobnego czynu Romana Polańskiego. W końcu ten pierwszy – inaczej niż ten drugi – zajmował się moralnością. Ale obaj – jak wiele na to wskazuje – dramatycznie skrzywdzili dzieci…

 
Kilka dni temu, Prymas Polski, arcybiskup Józef Kowalczyk, zabrał głos w sprawie kościelnej pedofilii. Wzburzonym tonem zaczął perrorować, że na przykład sprawa z Dominikany – skoro tam się wydarzyła – jest sprawą tamtejszą, a nie Kościoła w Polsce. Że to, generalnie, sprawa osoby, która się takiego czynu dopuszcza, a nie instytucji. Otóż Prymas Kowalczyk ma tu trochę racji. No właśnie. Tylko trochę. Dlaczego?
 
Bo rzeczywiście jest tak, że czyn nie zawsze obciąża instytucję. Obciąża ją o tyle, o ile – gdy instytucja ta posiadła wiedzę o złym czynie – próbowała odpowiednio zareagować. No właśnie. To zależy od konkretnego przypadku i trudno tu ustanawiać zasadę generalną. Bo choć trudno by Kościół hierarchiczny ponosił odpowiedzialność za jakiś czyn, to ponosi ją o tyle, o ile miał wiedzę o czynach konkretnego delikwenta i nic z nią nie robił. Arcybiskup Kowalczyk powinien dobrze znać to rozróżnienie biorąc pod uwagę sprawę byłego Arcybiskupa Poznańskiego z roku 2002.
 
Tak samo jest ze skandalem na Dominikanie. Kościół – jako widzialna instytucja – nie jest obciążony czynami zamieszanych w sprawę osób. Nie jest, jeśli by patrzeć na nie w sensie wąskim. Pytanie jest jednak szersze. Ktoś bowiem obu podejrzanych przygotowywał w seminarium do kapłaństwa. Ktoś ich awansował. Ktoś – jednego z nich – uczynił arcybiskupem i nuncjuszem. Wiedział więc o jego skłonnościach czy nie wiedział? Jeśli nie wiedział – zgadzam się z Prymasem – tu nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Jeśli jednak wiedział, to taka odpowiedzialność, może nie jest zbiorowa, ale grupowa, niestety się pojawia…
 
Tymczasem bardzo często – tak jak w przypadku wypowiedzi Prymasa – można odnieść wrażenie, że Kościół instytucjonalny czuje się zwolniony z jakiejkolwiek odpowiedzialności. I naprawdę, trudno tak nie myśleć, gdy słyszy się, jak skazany – to prawda, że nieprawomocnie – za pedofilię duchowny jest proboszczem w diecezji warszawsko – praskiej. Jest nim aż do momentu, kiedy sprawa staje się medialna. W takiej sytuacji też naprawdę trudno mówić tylko o jednostkowej odpowiedzialności.
 
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że takie stereotypowe, myślenie o tylko jednostkowej odpowiedzialności, było w polskim Kościele dość częste. Tak, jak częste było głuche milczenie, gdy sprawa taka stawała się sprawą publiczną. Mam jednak nadzieję, że coś się w tej sprawie zmienia. I właśnie za taką zmianę uznaje dzisiejszą wypowiedź arcybiskupa Hosera dla Polsat News, o tym, co zamierza zrobić, z przywołanym przeze mnie powyżej, warszawsko praskim przypadkiem.
 
Tyle o niefortunnych i stadnych, kościelnych reakcjach na zbrodnię pedofilii. Jest jednak tego zjawiska i strona druga. Otóż z medialnych przekazów można by domniemywać, że zbrodnia ta dotyczy zdecydowanej większości księży.  Że dotyczy tylko ich. Że to specyfika Kościoła. Otóż tak nie jest. Bo jeśli liberalne media – tak wytrwale i słusznie – tropią czyny pedofilskie wśród duchownych, to naturalnym wydaje się oczekiwanie, że nie zabraknie im wytrwałości w tropieniu jej wśród aktorów, reżyserów, polityków czy także we własnych szeregach – wśród dziennikarzy. Bo w końcu, prawdopodobny, pedofilski czyn arcybiskupa Wesołowskiego jest tylko nieco gorszy od podobnego czynu Romana Polańskiego. W końcu ten pierwszy – inaczej niż ten drugi – zajmował się moralnością. Ale obaj – jak wiele na to wskazuje – dramatycznie skrzywdzili dzieci…
 
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu RMF24.pl 28 września 2013.
 
 
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo