Gdy dziś wiele klasycznych mediów tworzy wrażenie jakby Kościół był niemal wyłącznie siedliskiem skandali, to w tym najdostępniejszym medium dzisiejszych czasów, w Internecie, chcę tym skromnym wpisem dać małe świadectwo. Świadectwo o ostatniej drodze średzkiego proboszcza. Pniewianina. Księdza Wojciecha Raczkowskiego. Świadectwo, które mówi o jego życiu. Piękne świadectwo, których w naszym Kościele jest mnóstwo. Świadectwo, które jak tyle innych ginie gdzieś wśród odgłosów nielicznych, ale głośnych kapłańskich upadków.
Dziś króciutkie świadectwo. W południe, w Środzie Wielkopolskiej, pochowano księdza Wojciecha Raczkowskiego. Długoletniego tutejszego proboszcza. Honorowego obywatela Pniew – miasta, które mam zaszczyt reprezentować w Senacie.
Nie będę się długo rozwodził, ale kiedy wczoraj, na Mszę świętą przy trumnie zmarłego kapłana, spóźniłem się zaledwie 3 minuty to zwyczajnie – nie mogłem wejść do kościoła. Musiałem pozostać na zewnątrz. A przecież zwykle – dzięki inwalidzkiemu wózkowi – przepycham się przez największy możliwy tłum. Nawet ten, zebrany na Placu Świętego Piotra, po wyborze papieża Franciszka.
Tu zwyczajnie odpuściłem. Nie dałem rady. A przecież wielkopolska Środa to jest niewielkie, powiatowe miasto. Niewielkie, ale tym razem naprawdę niemal wszyscy jego mieszkańcy przyszli pożegnać Człowieka Instytucję. Człowieka Historię. Swojego wieloletniego proboszcza.
Dlaczego o tym piszę? Bo Internet jest medium. Medium, które mogę współtworzyć. I gdy dziś wiele klasycznych mediów tworzy wrażenie jakby Kościół był niemal wyłącznie siedliskiem skandali, to w tym najdostępniejszym medium dzisiejszych czasów, w Internecie, chcę tym skromnym wpisem dać małe świadectwo. Świadectwo o ostatniej drodze średzkiego proboszcza. Pniewianina. Księdza Wojciecha Raczkowskiego. Świadectwo, które mówi o jego życiu. Piękne świadectwo, których w naszym Kościele jest mnóstwo. Świadectwo, które jak tyle innych ginie gdzieś wśród odgłosów nielicznych, ale głośnych kapłańskich upadków.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo