Ojciec Kozacki – jak najbardziej słusznie – mówi w tym wywiadzie „Nie pokładajmy ufności w instytucjach państwa, tylko w jakości naszego świadectwa o Chrystusie”. Ma rację. Ale moim zdaniem trzeba powiedzieć jeszcze więcej. Trzeba powiedzieć, że już wkrótce – o ile nie już teraz – Kościół i wierzący nie będą reprezentacją większości narodu. Będą po prostu mniejszością. Mniejszością, której jedyną bronią będzie tylko owa jakość świadectwa o Chrystusie.
Kilka dni temu skończyłem czytać biografię prymasa Wyszyńskiego, pióra Ewy Czaczkowskiej. Opasłe to (ponad 700 stron), ale bardzo ciekawe dzieło.
Ciekawie pokazuje opisywanego bohatera. Tyleż samo kapłana i biskupa, co polityka. Tyleż pasterza, co męża stanu. Pokazuje człowieka, którego papież Pius XII wprost idealnie wybrał na polskie potrzeby ówczesnego czasu. Wybrał eksperta i znawcę od – wcale wówczas nie tak bardzo popularnej – katolickiej nauki społecznej – czując, że śmiertelna rywalizacja z komunizmem, także w Polsce, przebiegać będzie właśnie na tym obszarze.
Czaczkowska pokazuje przy tym Prymasa, jako człowieka niezwykle elastycznego, tak dalece zdającego sobie sprawę z tego, co to polityczny kompromis w interesie Polski i Kościoła, że zbierał za to nawet spore cięgi w Watykanie. Warto niektórym przypomnieć, zwłaszcza tym widzącym czarno – biało powojenną rzeczywistość, że w czasie, gdy działali jeszcze żołnierze wyklęci, kardynał Wyszyński, w 1950 roku, podpisywał przecież porozumienie z komunistami.
Inna ciekawa rzecz, w pracy Czaczkowskiej, obok plastycznego ukazania znanej apodyktyczności kardynała, to cała kwestia widzenia przez niego spraw narodowych. Kościół jest dla niego emanacją milczącej większości narodu. Stanowi o jego duszy. O jego istocie. Stąd także – wobec narodowego zagrożenia – musi być zwarty, czujny i zdyscyplinowany. Właśnie, jako ów reprezentant uciskanej, narodowej większości. To przekonanie rodziło też całą – lansowaną mocno przez Prymasa – ideę teologii narodu, łączoną z postulatem chrystianizacji państwa.
Jest faktem, że w wywiadzie tym – przynajmniej w kilku miejscach -stwarza on wrażenie chodzenia po granicach ortodoksji. Że mówi rzeczy dla tak zwanych „konserwatywnych katolików” dość zaskakujące, ale – co trzeba mocno podkreślić – nigdzie, moim zdaniem, tej ortodoksji nie przekracza, zwracając za to uwagę na kilka ciekawych kwestii.
Choćby na głośny ostatnio list biskupów w sprawie gender. Co do treści nie budzący zastrzeżeń, ale czy co do formy i użytych sformułowań nie nawiązujący do listów, w których prymas Wyszyński strofował komunistyczny aparat władzy? Do czasów, kiedy Kościół widziany jest właśnie, jako owa emanacja milczącej większości narodu? Czy biskupi, w tej i w innych sprawach, nie sięgnęli przypadkiem do znanej im z młodości i prostej do zastosowania retoryki? Warto się naprawdę zastanowić, czy ta retoryka, ten model, który w czasach prymasa Wyszyńskiego się sprawdzał i uratował Polskę, sprawdza się i dziś? Czy komuś dziś – poza zainteresowanymi historykami – cokolwiek mówi pojęcie teologii narodu? Moim zdaniem odpowiedź jest negatywna.
Wywiad ojca Kozackiego wywołał w kręgach konserwatywnych oburzenie. Pewnie z różnych powodów. Ale trzeba zapytać czy także nie dlatego, że żyją one w przekonaniu, iż ten większościowo – narodowy model kościelny da się wprowadzić w życie?
Tymczasem ojciec Kozacki – jak najbardziej słusznie – mówi w tym wywiadzie „Nie pokładajmy ufności w instytucjach państwa, tylko w jakości naszego świadectwa o Chrystusie”. Ma rację. Ale moim zdaniem trzeba powiedzieć jeszcze więcej. Trzeba powiedzieć, że już wkrótce – o ile nie już teraz – Kościół i wierzący nie będą reprezentacją większości narodu. Będą po prostu mniejszością. Mniejszością, której jedyną bronią będzie tylko owa jakość świadectwa o Chrystusie. I chociaż wielu ludziom Kościoła trudno to dziś przyjąć do wiadomości, to model Kościoła uformowany przez prymasa Wyszyńskiego żyje już tylko na kartach książki Ewy Czaczkowskiej…
Inne tematy w dziale Społeczeństwo