Opozycja spotkała się na Uniwersytecie Warszawskim 3 maja, by wysłuchać "wykładu" swego nieformalnego guru, górnolotnie nazywanego "królem Europy", "prezydentem Europy", choć urzędowo, to tylko Przewodniczący Rady Europejskiej. Opozycja swoją obecnością i akceptacją tego, co się 3 maja na UW wydarzyło, oklaski po wystąpieniach są akceptacją ich treści, wspięła się na swoje intelektualne wyżyny, choć już następnego dnia od tych wystąpień wyraźnie się odcinała.
To dobrze, że do wspomnianego wydarzenia doszło, bo teraz jest już jasne, że nie tylko "król" jest nagi, ale też nagi jest jego cały polityczny obóz. Te intelektualne wyżyny opozycji, jakie ujawniły się 3 maja, podkreśla też miejsce spotkania, Uniwersytet Warszawski, ponoć najlepszy z polskich uniwersytetów. Jak ten uniwersytet jest najlepszy, to jakie są te gorsze? Strach pomyśleć, co by się to działo z naszą młodzieżą, jakie wzorce postępowania przekazywałyby jej te gorsze uniwersytety, gdyby poszły w stronę tego najlepszego? Warszawski Uniwersytet ciągle jest najlepszy, najbardziej oddany opozycji, pewnie dlatego najlepszy i dobrze by było, aby inne uniwersytety nie próbowały w tej dyscyplinie z nim rywalizować. Za moją kiepską opinię o tej uczelni przepraszam jej studentów, tych nawet na ów sławny "wykład" nie wpuszczono, choć wykłady z reguły są dla studentów, ale, jak wiadomo, studenci, to zawsze był "element niepewny", więc organizatorzy woleli nie ryzykować. Przepraszam też tych wykładowców UW, którzy nie są "wyznawcami" antyrządowej, uniwersyteckiej nagonki, bo, że i tacy tam są, wiemy ze sporadycznych, przypadkowych, przekazów radia TOK FM, które, czasami, pewnie, omyłkowo ich do swoich programów zapraszały.
Wracając do istoty samego "wykładu" trzeba pamiętać o poprzedzającym go supporcie, który, jak sam mówca to zaznaczył, miał zapewnić "rozgrzewkę" publiczności przed wystąpieniem właściwego prelegenta. Sam suport skromnością nie grzeszy, przyrównał się do Prince'a, z początków jego kariery, który na koncercie w 1981r poprzedzał sławnych już Rolling Stons'ów. Gdyby redaktor naczelny Liberte dokładnie przemyślał to porównanie pewnie doszedłby do wniosku, że nie było ono najszczęśliwsze z wielu powodów, ale myślenie najwyraźniej nie jest mocną stroną tego pana. Gdyby myślał, nie wypowiedziałby w krótkim czasie tak wielu głupot, którymi, być może, niejeden z bezpośrednich słuchaczy był zażenowany, ale oklaskiwał supporta, tak, jak wszyscy, w końcu po to tam przyszli, by dać "wyraz poparcia". Jak nazwać treść wprowadzenia do właściwego "wykładu", która była zlepkiem haseł, rzucanych w bolszewickim stylu lat 20-tych i 40-tych na oślep, urągających Kościołowi, rządzącym, naszej historii i chrześcijańskiej tradycji? Jak nazwać padające tam idiotyczne stwierdzenia: konserwatyzm, to opresja, a homoseksualizm, aborcja, feminizm, to fundamentalne podstawy(!), na których buduje się nowoczesność(!)? Jak to nazwać? Nazwać to, co suport wygadywał, głupotą, idiotyzmem, niewiedzą, złośliwością? Czy za jakiś czas, kiedy będzie się wracać do tego wystąpienia, skoro większość tych, którzy L.J. klaskali już uznała, że zachował się niegodnie, nie będzie się tłumaczyć tym, że wygłosił swoje przemówienie w stanie nieświadomości intelektualnej? Bo przecież jakieś usprawiedliwienie trzeba będzie mu znaleźć, by kompletnie nie pogrążyć opozycji. No, chyba, że się uzna, że to oklaskujący w stanie nieświadomości intelektualnej byli.
Pozostawmy na chwilę redaktora Liberte w spokoju, wszak nie działał on w próżni, twierdził, że wszystko zostało uzgodnione z tym, którego "wykład" poprzedzał. Jak na to niemądre wystąpienie supporta zareagował główny bohater wiadomego spotkania? Może coś sprostował, jakoś wytłumaczył "młodego", może delikatnie skrytykował? Ależ nic takiego się nie stało, przyjacielsko poklepał go po ramieniu, co można zrozumieć, jako zapewnienie: całkiem dobrze ci poszło i spokojnie zajął miejsce na mównicy, z której usłyszał przed chwilą tyle bzdur. I sam niewiele mądrzej przemawiał. D.Tusk tym razem dłużej cedził słowa, nie specjalnie się uśmiechał, minę miał marsową, jakby już wiedział, że to spotkanie, to będzie wielka klapa. I była. Choć w uniwersyteckiej auli siedziała sama śmietanka opozycji nie było tam duchowego uniesienia, nie było zapowiadanych rewelacji, nie udało się wskrzesić nadziei na otwarcie nowego frontu do walki z PiS. Był za to dobrze znany antyklerykalizm, było podpowiadanie, kto jest targowicą, były składane deklaracje, że on, przewodniczący RE, musi być obiektywny, postronny, że nie może się angażować i zaraz tym deklaracjom zaprzeczał, przez słowa, które wypowiadał. Był jeszcze mało udany dowcip, który miał ośmieszać nasze układy z Węgrami i były te mało udane aluzje do targowickich układów, jakie pamiętamy z historii Polski, a które przewodniczący KE powinien dobrze znać, bo to historyk z wykształcenia. Dla niego jednak historii nie tworzą fakty zapisane w dokumentach, ale ludzie, którzy ją interpretują, a on robi to na swój sposób.
W swojej przedmowie redaktor Liberte przypomniał zebranym w auli UW słowa szefa R.E, wypowiedziane na jesiennym spotkaniu w Łodzi, gdzie rodził się ich wspólny plan obchodów trzeciomajowych: „nie czekajcie na jeźdźca na białym koniu”, „nie palcie komitetów, zakładajcie własne", od siebie dodał: nie czekajcie na Mesjasza. Cóż tu dodać? Przecież już dawno było wiadome, że ten jeździec słabo jeździ na koniu, a haratanie w gałę w "elitach" nie jest popularne. O tym, że swoim zaangażowaniem "król Europy" łamie zapisy art.15.6 traktatów unijnych można nie wspominać, bohater dobrze o tym wie, tak, jak wie to inny unijny dygnitarz, E.Timmermans, wtrącający się do wyborów w naszym kraju, ale obaj mają ma prawo w głębokim poważaniu, kiedy im nie służy.
Po kompromitującym spotkaniu na UW szef RE wybiera się na uniwersyteckie spotkanie w Poznaniu. Chce skompromitować kolejną uczelnię? Czy rektorzy tych uczelni, które odwiedza D.Tusk, a którzy sami biorą udział w tych kontrowersyjnych spotkaniach, nie wiedzą, że wplątują swoje szkoły w politykę, od której one powinny być wolne? Czy to "towarzystwo wzajemnej adoracji", uważa, że nauka musi być na służbie ich polityki, a kształcenie młodzieży jest do tego tylko mało ważnym dodatkiem?
"Młody, gniewny", red. Liberte, L.Jażdżewski nic z sobotniej lekcji na UW nie zrozumiał, o czym świadczą jego wypowiedzi w popołudniowym, poniedziałkowym radio TOK FM. Kto chce, niech to sprawdzi na tzw podcastach. Rozmowę z w/w prowadził, red.Najsztub, kolejny zwolennik przestrzegania prawa, który z prawem ma od paru lat poważny problem. Nie tylko Najsztub wspierał nieco osamotnionego red.Jażdżewskiego, również dzisiaj udzielała mocnego wsparcia L.J. red. Wielowiejska i jej goście w porannej audycji radia TOK FM. Ci dziennikarze nie słuchają komentarzy, nawet tych płynących z obozu opozycji? A może ktoś z "agorowych" mediów maczał palce w przemówieniu red.Jażdżewskiego?
Szanowna opozycjo, po co ten cały spektakl, jaki urządziliście na UW? Przecież, to wy sami przygotowaliście, sobie i nam, szarym obywatelom naszego kraju, ten los, że rządzi teraz PiS. Politycy nie mogą składać reklamacji, kiedy obywatel odchodzi od urny wyborczej, bo wtedy jest już za późno. Tak trudno to wam zrozumieć? Szukacie uniwersyteckiego wsparcia, które was w tym niezrozumieniu ma utwierdzać? Wielu z was twierdzi, że jesteście ludźmi wierzącymi, a szczucie na Kościół waszych koalicjantów wam nie przeszkadza? Waszym problemem, jest to, że od czterech lat nie akceptujecie wyników demokratycznie przeprowadzonych wyborów, choć ciągle się na prawo i demokrację powołujecie. Najwyższy czas się przyzwyczaić, bo prawdopodobnie czekają was kolejne lata bycia opozycją.
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka