Karolina Nowicka Karolina Nowicka
1465
BLOG

Appendiks do notki o subiektywności moralności

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 196


Pod poprzednią notką wywiązała się ostra wymiana zdań na temat zasadności określenia moralności jako czegoś subiektywnego i opartego na uczuciach. Cóż, dla mnie przekonanie, że moralność jest zbiorowym, wypracowanym na bazie doświadczeń oraz poprzez dogłębną analizę konstruktem, jest właśnie taplaniem się w urojeniach. Jeszcze gorzej, jeśli utożsamiamy moralność z przetrwaniem; w ten sposób można usprawiedliwić każde świństwo, tłumacząc to koniecznością zachowania grupy czy nawet ludzkości. A przecież można chyba zrozumieć, że istnieją rzeczy konieczne, lecz złe, prawda? Jeszcze gorzej, jeśli nie dostrzegamy, jak bardzo podzielone jest nasze społeczeństwo, nie mówiąc o społeczeństwie takiego USA. Naprawdę nie widzicie, że nie każdy myśli/czuje, jak Wy?

Kto wie, może istnieje Bóg i obiektywna moralność, którą powinniśmy odkryć. Może właśnie do niej dążymy. Ale i tak owa moralność musi zostać przyjęta przez każdą jednostkę z osobna, a nie zbiorowo. A żeby coś przyjąć naprawdę, trzeba CZUĆ sens i wartość tego czegoś. Sama przewaga liczebna bądź operowanie siłą nie dowodzi słuszności danej zasady, a strach przed reakcją społeczeństwa to nie to samo, co autentyczna akceptacja konkretnej moralności. Nie twierdzę, że społeczeństwo musi tolerować każdy wybryk jednostki, że każdy może robić, co mu się podoba. Utożsamianie moralności z prawem stanowionym to wołająca o pomstę do nieba głupota! Nie polemizujemy z mordercami, złodziejami czy gwałcicielami, lecz raczej karzemy ich, ewentualnie staramy się zawstydzić, wyrzucamy poza nawias społeczeństwa. Pewne zasady są zdrowe, korzystne i warte zachowania. Problem w tym, iż są one ważne dopóty, dopóki będzie istnieć choćby jeden człowiek gotów o nie walczyć.

Tymczasem tak to już jest na tym (nie)bożym świecie, że jedyną rzeczą stałą jest zmiana. Czy przechodzimy płynnie od jednego światopoglądu do drugiego? Oczywiście, że nie. Przez XIX-ty i XX-ty wiek przetoczyły się potężne, wywołujące gorący sprzeciw tzw. konserwatystów rewolucje:

– walka o zniesienie niewolnictwa, a potem segregacji

– walka sufrażystek o prawo głosu

– walka o depenalizację homoseksualizmu

– koniec Baby Scoop Era łączący się z legalizacją aborcji w USA

– sprzeciw wobec bicia dzieci, także dawania klapsów

– domaganie się coraz wyższych kar za znęcanie się nad zwierzętami, ochrona środowiska, etc

Wszystkie te zmiany mogły być podsycane przez ukrytych w cieniu mocodawców, niemniej idee zostały podchwycone przez zwyczajnych ludzi. Bo dla nich to właśnie było właściwe, ważne, piękne. Obrońcy starego porządku, niczym wielu z Was, oburzali się na cały ten śmierdzący „postęp”, ale... przegrali. Zawsze będą przegrywać. To kwestia czasu. Zwolennicy zmian nie opierdalali się, nie polegali wyłącznie na tłumaczeniu spokojnie swojego stanowiska, tylko WALCZYLI. Bo czuli się źle w zastanym przez siebie świecie. Wierzyli w słuszność swojej sprawy. I byli gotowi na poświęcenie, ośmieszenie się, odrzucenie ze strony bliskich.

A teraz parę konkretów o mnie. Otóż jak każdy, jeśli uważam/czuję, że coś jest dobre, to to popieram. Jeśli uważam/czuję, że coś jest złe, to tego unikam i potępiam u innych. Proste jak konstrukcja cepa. Nie stoi za mną żadna Wyższa Racja, chociaż... chciałabym i to bardzo. Nie mogę logicznie uzasadnić, dlaczego coś jest dobre czy złe, gdyż moje przekonania opierają się na pewnych niepodważalnych założeniach. Wiem, iż wielu moich bliźnich nie podziela owych założeń. Tym samym nie zgadzają się ze mną, że:

–  dobrostan zwierzęcia jest ważniejszy od prawa własności jego pana; należy zabronić wykorzystywania zwierząt w cyrkach, prywatnych zoo czy na posesjach (poza gatunkami udomowionymi); nie wolno gotować zwierząt żywcem, zabijać dla samych futer (będących w naszym klimacie zbytkiem), hodować na mięso w sposób wywołujący ból czy trwały dyskomfort; corrida i zabijanie waleni w ramach tradycji hiszpańskiej czy farerskiej powinny zostać zakazane

– każdy rodzic ma prawo wychowywać dzieci po swojemu, nawet jeśli wpajane im wartości kłócą się z powszechnie przyjętymi (wyjątek: nawoływanie do łamania prawa)

– warto okazywać innym uprzejmość i życzliwość, ale już na szacunek trzeba sobie zasłużyć; większość tzw. autorytetów moralnych to sztucznie napompowane wydmuszki

– jednostka może być (i powinna) przymuszona do płacenia podatków, lecz w sensie moralnym nie jest nic winna ojczyźnie ani państwu (ani dzieci, ani pracy, ani obrony); patriotyzm gospodarczy to debilizm polegający na wspieraniu tego, co nasze, zamiast tego, co dobre

– lepiej jest masowo ograniczyć konsumpcjonizm i domagać się przepisów zakazujących celowe postarzanie produktów, nawet gdyby miało to doprowadzić do zapaści gospodarczej (to dość radykalne, ale innej drogi do wyjścia z zaklętego kręgu bezustannego kupowania i zadłużania się nie widzę)

– szkoła publiczna nie powinna wychowywać, tzn. wpajać jakiegokolwiek światopoglądu, a jedynie nauczać, przekazywać wiedzę

– nie wolno bić, obrażać ani dyskryminować żadnego odmieńca, o ile ten nie jest aktywnym krzywdzicielem (nie wystarczy oburzenie, że ktoś paraduje z piórkiem w dupie)

Nie zamierzam Was przekonywać, że mam rację. To tylko OPINIE. Nie ma żadnego znaczenia, czy popiera mnie 90% czy 1 % społeczeństwa, nie zakładam w końcu żadnej partii. Produkuję się tutaj na blogu dla przyjemności, nie po to, żeby kogokolwiek nawracać. Jeśli ktoś chce mnie przekonać na drodze logicznej dysputy, że się mylę, to możemy porozmawiać. Ale nadmiernie emocjonalne i agresywne teksty świadczą raczej na Waszą niekorzyść, a ja mam potwierdzenie swojej tezy o uczuciowych podwalinach moralności.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo