Co się dzieje ze współczesną cywilizacją białego człowieka w kontekście podejścia do zwierząt? Czy naprawdę stajemy się, jak to insynuuje pan Łukasz Warzecha, coraz bardziej infantylni? A może wreszcie nasze zachowanie i poglądy zaczynają wyglądać tak, jak powinny? Opinii jest wiele, a prawda – jak zwykle – ginie w ich natłoku.
Poczytajmy, co minister Ardanowski ma na ten temat do powiedzenia:
Byłabym skłonna nawet zgodzić się z p. Ardanowskim, gdyż przyswajanie dzikich zwierząt stało się nowomodnym idiotyzmem. Jednak samo nasze podejście do fauny uważam za coraz doskonalsze i godne pochwały. Stworzenia inne niż my sami przestały być dla nas jedynie źródłem pokarmu, skór czy usług, stały się za to naszymi współplemieńcami. Sympatia dla nich nie ma NIC wspólnego z chorym bambinizmem, którym grzeszą NIEKTÓRE grupy jak na przykład otumanieni ideologią matki Gai „przytulacze drzew”. Przeciętny człowiek po prostu rozumie coraz więcej i lepiej, czyta na temat zwierząt i jest coraz bardziej świadomy pewnych zjawisk. Nowoczesne postrzeganie „braci mniejszych” nie musi być w żadnym wypadku infantylne. Chociaż może. Jak to odróżnić?
Człowiek rozumny zdaje sobie sprawę z tego, że człowieka od reszty fauny oddziela pewna nieprzekraczalna bariera, bariera moralności, autorefleksji i duchowości. Uczucia i emocje oraz sam intelekt to coś zwierzętom nieobcego, więc tutaj można mówić o wspólnocie. Zwierzę jednak nie jest w stanie moralizować, wznosić modłów czy snuć rozważań na miarę choćby i prymitywnego człowieka. Czy kiedyś będzie inaczej? Czy ewolucja pchnie zwierzęta w stronę większej doskonałości i wysublimowania? Zobaczymy. Na razie wzmiankowana granica nie pozwala na całkowitą wspólnotowość. Dlatego to my, ludzie, jesteśmy odpowiedzialni za świat przyrody, a nie on za nas. To na nas spoczywa obowiązek dbałości o środowisko naturalne, a nie na nim obowiązek dbałości o nasz dobrostan.
Mając zaś świadomość pewnej złożoności zwierzęcych umysłów powinniśmy raz na zawsze zerwać z absurdalnym mitem pana i władcy Ziemi, którym to tytułem obdarzyliśmy samych siebie u zarania dziejów. Jesteśmy gospodarzami i winniśmy gospodarować racjonalnie, ale i miłosiernie. Oczywiście nie oznacza to traktowania innych stworzeń tak jak naszych ludzkich bliźnich; niemniej istotne jest, by nasze postępowanie nigdy nie nosiło znamion okrucieństwa czy bezwzględności. Mamy prawo zabijać, by przetrwać, ale zabijać w miarę humanitarnie i sprawnie, a nie w sposób uwłaczający zwierzęcej godności. Jesteśmy powołani do bycia LEPSZYMI. Jako istoty wyższego rzędu musimy nałożyć sobie pewne ograniczenia w eksploatacji planety i sposobie traktowania zwierzyny. Już nie nasza wygoda, zysk czy czas są najistotniejsze; trzeba brać pod uwagę także dobro zwierzęcia.
Czy jest to podejście infantylne czy nie, możecie osądzić sami. Dla niektórych dziecinadą jest już samo traktowanie psów i kotów jak członków rodziny. A jednak, zważywszy na radość i pogodę ducha, jakie te istoty wnoszą do naszego życia, trudno odmówić im tego statusu. Kiedy przygarnia się zwierzę, jest się za nie odpowiedzialnym do końca JEGO życia. Obdarza nas ono uczuciem, na które często nie zasługujemy: w gruncie rzeczy mali i żałośni, uciekamy do zwierzęcia z braku możliwości zaimponowania ludziom. Czy to nie zabawne, że w ogóle nas ono szanuje? A jednak znajdujemy w psach i kotach tak wiernych towarzyszy, że jedyną stosowną odpłatą wydaje się być idealna troska o ich dobrobyt. Zaspokajanie czysto biologicznych potrzeb nie wystarczy; trzeba także poświęcić czas i energię na dostarczenie „braciom mniejszym” rozrywki i emocjonalnego spełnienia. Dla mnie to nie infantylizm, tylko odpowiedzialność i godna naśladowania postawa, jaką wykazują się jedynie ludzie dojrzali i moralnie rozwinięci.
Komentarze